Życie za życie. Alex Dahl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Życie za życie - Alex Dahl страница 16

Życie za życie - Alex Dahl

Скачать книгу

dłużej niż chwilka. Sindre stoi nade mną i coś mówi. Szybko wstaję, pulsuje mi w głowie.

      – Co?

      – Możesz iść po Amalie? Zacznę zbierać nasze rzeczy – mówi, podnosząc okulary przeciwsłoneczne, patrząc na wodę.

      – Ale… nie miałeś iść biegać?

      – Już wróciłem. Gdzie jest Amalie?

      – Ona… ona była tam – mówię. – Pójdę po nią.

      – Nie widzę jej.

      Wstaję i od niego odchodzę, przyglądam się wbiegającym do wody i wybiegającym z niej dzieciakom, niosącym wiaderka wody, niemowlętom z zapiaszczonymi pupami, starszym dzieciom dalej we wodzie, siedzącym na dmuchanych krokodylach i flamingach. Nigdzie nie widzę Amalie i zaczynam czuć tępy ból w brzuchu, dzikie przerażające trzepotanie. Nie zasnęłam, nie mogłam zasnąć, pewnie na chwilę zamknęłam oczy, to wszystko. I wtedy ją widzę. Stoi do nas plecami, jakieś trzydzieści metrów dalej, ostrożnie wylewa wodę ze swojego wiaderka do wiaderka innej dziewczynki. Przez chwilę na nią patrzę i stwierdzam, że kostium z Elsą jest już bardzo ciasny, choć kupiliśmy go niecały miesiąc wcześniej, że skóra Amalie jest już bardzo opalona, widzę, jak uroczo wyciąga ręce w rękawkach z Królową Elsą, jak świetnie się bawi.

      – Zobacz, tam jest – mówię, odwracając się do Sindrego i pokazując mu Amalie.

      – Gdzie?

      – Tam. Z tamtą dziewczynką.

      – Gdzie?

      Biorę go za rękę i wyciągam ją w stronę dwóch dziewczynek.

      – Tam.

      – Ali, to nie ona. – Jego słowa są niewyraźne, tak jakby wypowiedział je pod wodą. Podnoszę okulary przeciwsłoneczne – to jest ona, to musi być ona, oczywiście, że to ona. Zaczynam iść w ich stronę, krzyczeć „Amalie!”, ale dziewczynka się nie odwraca, Sindre idzie za mną, potem łapie mnie za rękę, jest zdenerwowany, a w dłoni trzyma jeden z porzuconych rękawków Amalie.

      – Patrz! – krzyczy, chociaż stoi przede mną. – Ona nie ma na sobie rękawków. A tamta dziewczynka ma! – Podbiegam do nich, wchodzę do wody, żeby móc zobaczyć ich twarze. Sindre ma rację, to nie ona. Zadarty nos, szerokie czoło, oczy niebieskie, nie brązowe. Musiałam wydobyć z siebie dziwny odgłos. Dziewczynki patrzą na mnie z przerażeniem. Zaczynam biec. Szybko, po wodzie do kostek, krzyczę jej imię. Ludzie reagują. Wszyscy jej szukają. Głosy, tyle głosów woła jej cudowne imię, krzyczą: Amalie, Amalie, Amalie.

      Ale jej już nie ma.

      Rozdział 18

      Iselin

      – Mamo! – krzyczy Kaia.

      – Tu jestem, kochanie – szepczę, a ona patrzy na mnie przytomnie i poważnie.

      – Prawie utonęłam – mówi, cicho płacząc.

      – Co? Nie, skarbie. Nie… Miałaś zły sen, moja słodka dziewczynko. Wszystko będzie dobrze.

      – Nie, prawie utonęłam.

      – Ciii – szepczę. – To był tylko sen. Zły, zły sen. Nic ci nie będzie, kochanie. – Chowam twarz w jej szyi, pasemka jej włosów łaskoczą mnie w policzek, i płaczę z ulgi. Obudziła się, żyje i mimo wszystko ja i tak jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

      Nie ma jeszcze pierwszej w nocy, a Kaia obudziła się już trzy razy. Za każdym razem siadam z nią, gładzę ją po włosach, śpiewam jej do ucha Clementine, otulam ją kołdrą i czekam, aż ponownie zaśnie. Teraz już przyzwyczaiłam się do tych bezsennych nocy i niemalże nie pamiętam, jak to było wcześniej, jak pod wpływem mocnych leków spała niczym w śpiączce. Postanowiłam nie spać do drugiej w nocy i jeśli mi się uda, może prześpię się kilka godzin do rana. Kaia budzi się na godzinę przed północą i godzinę po. Czasami myślę sobie, że gdyby nie te jej pobudki, to moje noce byłyby samotne.

      Od czasu operacji i dwóch przespanych przez nią tygodni po jakaś część mnie chce, żeby w ogóle nie spała; instynktownie wciąż sprawdzam, czy oddycha, czy walczy i czy jej serce nadal bije stabilnie i mocno.

      Jutro przychodzi do mnie dziennikarka. Z początku nie chciałam tego robić, ale gdy wcześniej tej jesieni magazyn „Se Her” przeprowadził wywiad z Noą, wspomniała o swojej małej walecznej siostrzenicy i wtedy zadzwoniono do mnie i przekonano mnie do udzielenia wywiadu na temat Kai i zwrócenia w ten sposób uwagi na problem chorób serca u dzieci. Ktoś ma tutaj przyjść, wszystko wysprzątałam, tak żeby miło się tu siedziało, na mojej składanej sofie. W słabym świetle widzę znajome zarysy mebli, a niezagracona, lśniąca podłoga między salonem a kuchnią nagle wydaje się ogromną przestrzenią. Z pokoju obok słyszę oddech Kai, która od czasu do czasu wydaje z siebie odgłos przypominający miauczenie kociaka. Ponownie przypominam sobie letni dzień, gdy wszystko się zmieniło, dzień, o który chce wypytać mnie dziennikarka. Dzień, w którym telefon wreszcie zadzwonił, gdy zdumione wsiadłyśmy do taksówki, gdzie Kaia zwinęła się na moich kolanach, sposób, w jaki jej ukochana doktor Harari stała przy krawężniku i na nas czekała, a potem wzięła Kaię na ręce i zaniosła do szpitala, znajomy chłód budynku, długie, samotne godziny w poczekalni, modlitwy, patrzenie, jak deszcz wali w szyby, zmywając z nich gorące letnie powietrze.

      ***

      Gdy Kaia ponownie się obudziła, ja dopiero zasnęłam – a przynajmniej miałam takie wrażenie. Przykrywam ją kołdrą i zerkam na ekran telefonu – jest po drugiej, moje powieki są ciężkie, bolą mnie oczy.

      – Ciii – mówię, gładząc jej włosy, delikatnie kołysząc jej małe ciałko.

      – Boję się – mówi Kaia.

      – Czego się boisz? – pytam, ziewając. Nadal mocno ją tulę.

      – Tych rzeczy w nocy.

      – Jakich rzeczy?

      – Tych historii, które widzę, gdy zasypiam.

      – To są sny.

      Kaia kiwa główką w przytulnej przestrzeni między moim ramieniem a szyją, a potem kiwa głową.

      – Tak.

      – Jakie to sny? – Nie odpowiada, po prostu wtula się w moją rękę. Wcześniej Kaia nigdy nie pamiętała swoich snów, bo była na bardzo silnych lekach, i to dlatego teraz ciągle budzi się w nocy. Na szczęście w ostatnim miesiącu nawracające koszmary stały się rzadsze i zgaduję, że Kaia się po prostu trochę uspokoiła, nie boi się już szkoły. – Kochanie, sny nie są niebezpieczne, chociaż czasami mogą być straszne. To tylko sposób, w jaki nasz mózg radzi sobie z różnymi rzeczami. – Nadal żadnej odpowiedzi i uświadamiam sobie, że znowu zasnęła. Kładę ją ostrożnie na łóżku, na chwilę otwiera oczy, a potem znowu je zamyka. Wstaję i idę do kuchni.

      Włączam jarzeniówkę nad zlewem, wyjmuję szkicownik z szuflady, w której trzymam wszystkie akcesoria malarskie. Miękkim ołówkiem węglowym rysuję na kartce sieć krzywych

Скачать книгу