Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918. Grzegorz Gauden
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 - Grzegorz Gauden страница 2
I za tę bezcenną pozycję chcę pani Agnieszce Biedrzyckiej szczególnie podziękować. Trudno mi sobie wyobrazić moją pracę bez możliwości korzystania z tego ogromnego kompendium wiedzy. Jestem jej także wdzięczny za pomoc. Kiedy dr Biedrzycka dowiedziała się, nad czym pracuję, zaopatrzyła mnie w plany przedwojennego Lwowa, a po lekturze skończonej książki dodała kilka cennych uzupełnień i skorygowała pewne nieścisłości. Jej wiedza o historii Lwowa i Galicji wprawia mnie w najgłębszy podziw.
Adam Zagajewski po przeczytaniu niemalże ostatniej wersji książki zdecydował się napisać poruszające słowo wstępne, które tak trafnie i pięknie oddaje także moje odczucia. Ponadto podzielił się ze mną swoją wątpliwością, a to pozwoliło mi dokonać pewnych korekt. Jestem za to wszystko bardzo wdzięczny.
Natalia Krynicka na moją prośbę dokonała tłumaczenia wiersza z jidysz, objaśniła pewne jego fragmenty, pozwalając lepiej go zrozumieć, i wspaniałomyślnie zgodziła się na umieszczenie przekładu w tej książce. Za to wszystko bardzo jej dziękuję.
***
Pierwsza publiczna prezentacja skończonej i niewydanej jeszcze książki miała miejsce dwa dni przed 100. rocznicą pogromu lwowskiego. Zdarzyło się to 20 listopada 2018 roku w Drohobyczu na Ukrainie w ramach projektu literacko-artystycznego Druga Jesień zorganizowanego dla uczczenia 76. rocznicy śmierci Brunona Schulza.
Prapremiera była możliwa dzięki zaproszeniu mnie przez Wierę Meniok, wspaniałą organizatorkę odbywającego się co dwa lata Międzynarodowego Festiwalu Schulza.
Spotkanie autorskie w bibliotece publicznej Drohobycza, w dawnej sali modlitwy przedwojennego żydowskiego domu starców, poprowadził prof. Paweł Próchniak, omawiając książkę z przejęciem i wielką przenikliwością.
Ogromną satysfakcją w Drohobyczu była dla mnie obecność wśród słuchaczy Jacka Podsiadły. Jemu po tym spotkaniu zawdzięczam niezwykle cenną sugestię językową.
***
Józef Lebenbaum był jedną z pierwszych osób, której opowiedziałem o moich planach napisania książki o pogromie we Lwowie. Od razu stał się gorącym zwolennikiem pomysłu opisania tych wydarzeń, a także czytelnikiem pierwszych, surowych jeszcze fragmentów. Przyjaźnie i z obawą przestrzegał mnie, że dokonuję zamachu na mit obrony Lwowa, jeden z najważniejszych polskich mitów narodowych, który jest stawiany często na równi z mitem obrony Częstochowy.
Profesor Natalia Aleksiun po przeczytaniu pierwszej wersji książki surowo i sprawiedliwie ją skomentowała, a to pozwoliło mi na pewne zmiany, ale też upewniło, że skutecznie realizuję moją własną koncepcję.
Rozmowy z o. Tomaszem Dostatnim, dominikaninem, pozwoliły mi na uporządkowanie sposobu konstruowania tej książki i przyjęcie formuły opowieści.
Zygmunt Stępiński udzielił mi pisemnych rekomendacji w imieniu Muzeum Polin, bez których niemożliwe byłoby otrzymanie zgody na pracę w archiwach Lwowa.
Jarosław Drozd, wieloletni ogromnie zasłużony konsul generalny RP we Lwowie, obdarował mnie pewną nieznaną mi wcześniej pozycją o obronie Lwowa.
Maciejowi Zarembie Bielawskiemu i Jochenowi Böhlerowi zawdzięczam cenne podpowiedzi bibliograficzne.
Jurek Hirschberg przekazał mi kopię nieznanego maszynopisu ze wspomnieniami lwowskiego Żyda, świadka pogromu.
Karolina i Chris Niedenthal pomogli mi rozstrzygnąć niektóre wątpliwości translatorskie.
Olga Stanisławska, Jarosław Kurski i Adam Michnik to nieliczne osoby, które czytały książkę w końcowej fazie jej powstawania. Opinie, które usłyszałem od nich, utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić się pracy nad książką.
***
Wszystkim dziękuję z całego serca. Jeśli kogoś pominąłem, to już teraz się wstydzę i bardzo przepraszam.
Nie chcę dotykać ran na żywym ciele tych wspomnień i dlatego nie mówię o roku 1918. Rany te zamierzam sumiennie rozdrapać piórem przy innej, mniej elegijnej okazji.
Józef Wittlin, Mój Lwów, Riverdale, New York, 1946
***
Widziałem p. Mączyńskiego przejeżdżającego autem przez rynek i pobłażliwie uśmiechającego się na widok scen, o których wspomniałem. Zapomnieć i darować mu nie mogę tego dnia i tego uśmiechu!
Maciej Rataj, poseł i marszałek Sejmu II RP,
Wspomnienia i dziennik z lat 1918–1927, zapisek o dniu 22 listopada 1918
***
Dokąd to wszystko doprowadzi? Czy systematycznie uprawiane barbarzyństwo kiedyś się skończy? Stoimy nad brzegiem największego nieszczęścia, jakie kiedykolwiek nawiedziło większą grupę społeczną, jesteśmy zupełnie bezsilni wobec tyranii rozbestwionej soldateski i jakiegoś patologicznego nastroju tutejszej opinii polskiej. Żydowska Gmina Wyznaniowa reklamuje u Rządu polskiego w obliczu całego świata cywilizowanego o swe niezaprzeczalne prawo do egzystencji, bezpieczeństwa życia i mienia. Spokojnej pracy i uszanowania obywatelskiej i ludzkiej godności. Praw tych domagamy się na równi z wszystkimi, innymi mieszkańcami miasta tego, do którego rozkwitu przyczyniliśmy się naszą pilnością, wiedzą, pracą i kilkusetletnią zapobiegliwością. Na tej ziemi nie jesteśmy żadnymi obcymi przybyszami, żadnymi Helotami, ani niewolnikami; jesteśmy tutaj autochtonami takimi jak Polacy i Rusini i wobec żadnej warstwy społecznej, wobec narodowości tu zamieszkałej roli niewolników odegrać nie myślimy.
Memoriał Żydowskiego Komitetu Ratunkowego
we Lwowie do Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego
i Premiera Ignacego Paderewskiego
Lwów, 26 stycznia 1919
W pewien piątkowy wieczór października 1979 roku w Zurychu trafiłem na spotkanie szwajcarskiej Polonii. Przysiadłem za stolikiem naprzeciw starszego pana. Byłem najmłodszy na sali. Nieznany nikomu z obecnych.
Starszy pan popatrzył na mnie. Śpiewnie po lwowsku zapytał: „A pan skąd?”. Odpowiedziałem: „Z Polski”. Na jego twarzy pojawił się grymas niechęci. Usłyszałem: „Znaczy bolszewik!”. Powiedziałem, że nie jestem bolszewikiem. „A co robi w Zurychu?” – skierował do mnie pytanie w trzeciej osobie. To była oznaka wyższości, pogardy. „Jestem studentem” – odpowiedziałem.
Jego twarz nagle rozjaśniła się. Popatrzył gdzieś nad moją głową. Twardym tonem, spod którego przebijała mściwa zawziętość, rzucił do mnie: „Student, student! Jak ja był przed wojną studentem we Lwowi, to ale myśmy tych Żydów lali!”.
Zaniemówiłem. Rozmowa urwała się.
Ta książka będzie nie tylko o tym, jak „myśmy tych Żydów lali”. My Polacy. We Lwowie i nie tylko tam. Nie tylko studenci. Powrót Lwowa do Polski w 1918 roku zaczął się zabijaniem i rabowaniem Żydów – polskim pogromem.
Co Polska dała Kościołowi katolickiemu? – tak brzmiał