Skradzione laleczki. Ker Dukey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Skradzione laleczki - Ker Dukey страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Skradzione laleczki - Ker Dukey

Скачать книгу

się w żadne kłopoty. A teraz pełno tu jebanych gangsterów, no popatrz. – Dillon wskazuje palcem na grupę nastolatków. Większość z nich ma ciemną karnację skóry. – Widzisz? Patologia.

      Gdy parkuje radiowóz, przewracam oczami.

      – Po prostu jesteś rasistą, Scott. Te dzieciaki wyglądają jak zwykłe, zupełnie normalne nastolatki. Wiesz co, ty wejdź do środka i przesłuchaj sobie tych swoich „porządnych” obywateli, a ja zostanę tu na zewnątrz i porozmawiam z „gangsterami”. – Posyłam mu złośliwy uśmiech, na co on od razu się krzywi.

      – Pieprz się. Nie wspomniałem ani słowa o ich kolorze skóry…

      – Jeśli mnie zastrzelą, wiedz, że będę za tobą cholernie tęsknić – kontynuuję, zakrywając dłonią usta i udając przerażoną. Dillon mruczy coś jeszcze pod nosem, ale nie odpowiada na głos, tylko pewnym krokiem odchodzi w stronę wejścia do centrum handlowego.

      Ja natomiast podchodzę do „gangsterów”. Wiem, co muszę zrobić.

      Odnaleźć dziewczynę.

      – Hej, jestem detektyw Phillips. Chciałabym wam zadać kilka pytań – mówię, pokazując im przypiętą do paska odznakę.

      Kilku nastolatków wygląda na nieco zdenerwowanych. Syczą coś cicho i posyłają sobie znaczące spojrzenia. Boją się, choć nie mają czego. Nie jestem tu po to, żeby przyskrzynić ich za jakieś marne ilości zioła w kieszeniach. Obchodzi mnie tylko ta dziewczynka.

      Wyjmuję telefon z kieszeni marynarki i odnajduję zdjęcie zaginionej, Aleny Stevens. Gdy patrzę na jej błyszczące niebieskie oczy, dostaję dreszczy. Wygląda tak słodko i niewinnie. Ja też byłam kiedyś słodka i niewinna.

      – To co, dzieciaki, byliście tu wczoraj?

      – Pff… dzieciaki – kpi jeden z chłopców, krzyżując ręce na piersi. – Byliśmy, a bo co? To nie jest żadne przestępstwo.

      – Widzieliście ją? – pytam, pokazując im zdjęcie.

      Teraz, kiedy wiedzą już, czego od nich chcę, są o wiele bardziej wyluzowani. Przed szereg wychodzi dziewczyna z czarnymi włosami związanymi w kucyk. Mruży powieki i robi balon z gumy do żucia.

      – Ta, chyba widziałam ją w Raze. Mierzyła takie oczojebne, brokatowe buty. Tylko biała laska mogłaby nosić na nogach takie ohydztwo…

      Jej znajomi wybuchają śmiechem. Wszyscy poza drobną dziewczyną o kremowej skórze, trzymającą za rękę jednego z chłopców. Unoszę brew.

      – Masz siostrę? – pytam spokojnym głosem.

      – Tak, Keishę. – Wskazuje ruchem głowy dziewczynkę stojącą tuż za nią. Wyglądają bardzo podobnie. – A co?

      – Widzisz, Alena też jest czyjąś siostrą. Ktoś ją porwał. Zabrał od rodziny. Ten świat jest pełen złych, okrutnych ludzi. Liczy się każda sekunda. Musimy ją odnaleźć. Gdyby chodziło o Keishę, chciałabyś, by ktoś ci pomógł, prawda?

      Gdy spogląda na siostrę, jej spojrzenie natychmiast łagodnieje.

      – Widziałam jak rozmawiała przed sklepem z jakimś facetem.

      Ta informacja wzbudza moje zainteresowanie. Otwieram notes.

      – Co to za facet? Opisz go, proszę.

      – Hmm… nie przyglądałam się. Był nawet uroczy. O ile ktoś lubi Orlando Blooma…

      Jej siostra chichocze, a mnie przechodzi zimny dreszcz.

      – Proszę, spróbuj być dokładniejsza. Jak masz na imię?

      – Kiki.

      – Więc jak wyglądał ten mężczyzna, Kiki? Był młody? Stary? Miał zarost? W co był ubrany?

      – Był mniej więcej w twoim wieku. – Patrzy na mnie uważnie, bawiąc się dużym kolczykiem w kształcie koła. – Czyli był stary. Miał brązowe, kręcone włosy. Chyba był całkiem przystojny. A przynajmniej tej białej na pewno wpadł w oko. Rumieniła się jak głupia i miała taki durny, szeroki uśmiech. Pewnie planowała już sobie w głowie, jak będzie wyglądał ich ślub.

      Nagle robi mi się słabo. My też byłyśmy przy nim uśmiechnięte. A potem wsiadłyśmy grzecznie do jego samochodu. To on. To musi być on. Nie mogę stracić ani chwili. Krew tężeje mi w żyłach. Moje serce bije coraz szybciej. Bum, bum, bum. Jeśli to naprawdę Benny i jeśli szuka sobie nowej lalki… Czy to oznacza, że skończył z Macy?

      – Pamiętasz może coś więcej? Słyszałaś, o czym rozmawiali? Widziałaś, jak zmusił ją, by z nim wyszła? – pytam, pochylając się nad dziewczyną, przez co ta traci nieco pewności siebie.

      Wzrusza ramionami, ale jej głos zaczyna drżeć.

      – Do niczego jej nie zmuszał. To ona posłusznie potakiwała głową i robiła wszystko, co kazał. A potem za nim poszła.

      Wzdycham, po czym posyłam dziewczynie wymuszony uśmiech. Mam ochotę zwymiotować.

      – Dzięki. Czy ktoś z was widział jeszcze coś, co mogłoby pomóc nam ją odnaleźć?

      Nadal nie mam żadnego śladu, żadnej wskazówki. Mam tylko opis sprawcy, który wygląda podejrzanie podobnie do niego… Równie dobrze może być jednak jednym z tysięcy mężczyzn, którzy pasują do rysopisu.

      Kiedy cała grupa zgodnie zaprzecza, próbuję odrzucić od siebie gorycz porażki.

      Nie, to jeszcze nie jest porażka. To może być poszlaka. Opis sprawcy brzmi jak jego opis. A takie zachowanie zgadza się ze sposobem działania Benny’ego.

      Znajdę tego gnoja. W końcu go znajdę.

      – To ona. – Wskazuję palcem obraz na monitorze, na którym oglądamy nagranie z kamery przemysłowej. Widzimy, jak Alena wychodzi z centrum handlowego, a mężczyzna, który pasuje do opisu Kiki, przechodzi przez drzwi niecałą minutę później. Ma opuszczoną głowę i czapkę z daszkiem. Ukrywa się. – Można to obejrzeć pod innym kątem?

      – Niestety nie. To jedyna kamera, która filmuje tę część centrum – oświadcza technik, wciskając kilka przycisków, by nieco rozjaśnić obraz.

      Pomieszczenie, w którym jesteśmy, wydaje się mikroskopijne, szczególnie w porównaniu z ogromnym centrum handlowym. Wszyscy patrzymy w jeden z co najmniej stu ustawionych obok siebie ekranów. Scott wisi nade mną ze swoim wielkim cielskiem. Za każdym razem, kiedy nabieram oddechu, wdycham powietrze, które on wypuścił z płuc. Pachnie słodko, jak gdyby Dillon miał w ustach cukierka.

      Wow, czy ja naprawdę użyłam słów „Dillon” i „słodko” w tym samym zdaniu? Robi mi się niedobrze. Natychmiast przewracam oczami.

      – A co z kamerami przed budynkiem? – pyta Scott, nachylając ciało nad ramieniem technika, i przy okazji ocierając się o moją rękę. Przechodzi mnie lodowaty dreszcz, chociaż w

Скачать книгу