Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 53

Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz

Скачать книгу

zaś toczył jeszcze czas jakiś wokoło gniewnymi oczyma, a wreszcie rzekł:

      – Kto go wie, czy on i tu na mnie napadnie?

      – Owa! niech jeno napadnie – zawołali wędrowni klerycy, chwytając za rękojeść mieczów.

      – A niechby napadł! Cni się1062 już i mnie bez bitki.

      – Nie uczyni on tego – rzekł Zych – prędzej z pokłonem i zgodą przyjdzie. Borów się już wyrzekł, a o syna mu chodzi… Wiecie!… Ale niedoczekanie jego!…

      Tymczasem opat uspokoił się i rzekł:

      – Młodego Wilka widziałem, jako pił z Cztanem z Rogowa w gospodzie w Krześni. Nie uznali1063 nas zrazu, było ciemno – i precz1064 uradzali o Jagience.

      Tu zwrócił się do Zbyszka:

      – I o tobie.

      – A oni czego ode mnie chcieli?

      – Oni od ciebie niczego nie chcieli, jeno nie po myśli im to, iż jest w pobliżu Zgorzelic trzeci. Tak tedy mówi Cztan do Wilka: „Jak mu skórę wygarbuję1065, to przestanie być gładki”. A Wilk mówi: „Może się nas będzie bojał1066, a nie, to mu gnaty w mig połamię!” A potem poczęli się obaj upewniać, że się będziesz bojał.

      Usłyszawszy to, Maćko spojrzał na Zycha, Zych na niego, i oblicza obu przybrały wyraz chytry i radosny. Żaden nie był pewny, czy opat słyszał istotnie taką rozmowę, czy też zmyśla dlatego jedynie, by Zbyszkowi dodać bodźca; natomiast rozumieli obaj, a zwłaszcza znając dobrze Zbyszka Maćko, że nie było na świecie lepszego sposobu, aby go popchnąć do Jagienki.

      A opat jakby umyślnie dodał:

      – I po prawdzie, morowe to chłopy!…

      Zbyszko zaś nie pokazał po sobie nic, tylko począł pytać Zycha jakimś jakby nieswoim głosem:

      – A to jutro niedziela?

      – Niedziela.

      – Na mszę świętą zaś pojedziecie?

      – Ano!…

      – Dokąd? do Krześni?

      – Bo najbliżej. Gdzieżbyśmy jechali?

      – No, to dobrze!

      Rozdział szesnasty

      Zbyszko, dogoniwszy Zycha i Jagienkę jadących w towarzystwie opata1067 i jego kleryków do Krześni, przyłączył się do nich i jechał razem, chodziło mu bowiem o to, by dowieść opatowi, że się ni Wilka z Brzozowej, ni Cztana z Rogowa nie lęka i chować się przed nimi nie myśli. Zdziwiła go znów w pierwszej chwili uroda Jagienki, bo chociaż nieraz widywał ją i w Zgorzelicach, i w Bogdańcu przybraną pięknie do gości, ale nigdy tak, jak teraz do kościoła. Odzież miała z czerwonego sukna podbitą gronostajami1068, czerwone rękawiczki i gronostajowy, naszyty złotem kapturek na głowie, spod którego wysuwały się na ramiona dwa warkocze. Nie siedziała też na koniu po męsku, ale na wysokim siodle z poręczą i z ławeczką pod stopy, które ledwie było widać spod długiej i ułożonej w równe zagiętki spódnicy. Zychowi, który pozwalał dziewczynie ubierać się w domu w kożuch i jałowicze1069 buty, chodziło o to, by przed kościołem każdy poznał, iż przyjechała nie córka byle szarego włodyczki1070 albo ścieciałki1071, lecz panna z możnego rycerskiego domu. W tym celu konia jej prowadziło dwóch wyrostków1072, przybranych od dołu obcisło, od góry w buchaste1073 szaty, jakie nosili zwykle paziowie. Czterech dworskich ludzi jechało z tyłu, a z nimi opatowi klerycy, z kordami1074 i lutniami1075 przy pasach. Zbyszko podziwiał wielce cały orszak, szczególnie zaś Jagienkę, wyglądającą jak obrazek, i opata, który w czerwieni i z olbrzymimi rękawami u sukni wydawał mu się jak jaki podróżujący książę. Najskromniej ze wszystkich przybrany był sam Zych, który dbał o okazałość dla innych, dla siebie zaś tylko o wesołość i śpiewanie.

      Zrównawszy się, jechali w szeregu: opat, Jagienka, Zbyszko i Zych. Opat z początku kazał śpiewać nabożne pieśni swoim szpylmanom1076 – później atoli1077, mając ich dosyć, począł rozmawiać ze Zbyszkiem, który z uśmiechem spoglądał na jego potężny kord, nie mniejszy od dwuręcznych niemieckich brzeszczotów.

      – Widzę – rzekł z powagą – że cudujesz się nad moim mieczem: wiedz przeto, że synody1078 zezwalają duchownym na miecze, a nawet na balisty1079 i katapulty w podróży – my zasie jesteśmy w podróży. Wreszcie gdy Ojciec Święty mieczów i czerwonych szat księżom zabraniał, to pewnikiem myślał o ludziach niskiego stanu, ślachcica bowiem Bóg stworzył do broni, i kto by mu chciał ją odjąć, ten by się odwiecznym Jego wyrokom przeciwiał.

      – Widziałem księcia mazowieckiego Henryka, który się w szrankach1080 potykał – odrzekł Zbyszko.

      – Nie to mu się też gani, że się potykał – odpowiedział, podnosząc w górę palec opat – ale to, że się ożenił, i do tego nieszczęśliwie, albowiem fornicariam1081 i bibulam1082 wziął mulierem1083 – która, jak mówią, Bacchum1084 od młodości adorabat1085, a do tego i adultera1086 była, z czego też nic dobrego wypaść nie mogło.

      Tu aż zatrzymał konia i począł nauczać z większą jeszcze powagą:

      – Kto-li bo masz się żenić, czyli uxorem1087 wybierać, masz baczyć, aby była bogobojna, dobrych obyczajów, gospodarna i ochędożna1088, co wszystko, oprócz Ojców Kościoła, jeszcze ci i pewien pogański mędrzec imieniem Seneka1089 poleca. A jakoż uznasz, iżeś dobrze utrafił, jeśli nie znasz gniazda, z którego towarzyszkę dozgonną wybierasz? Albowiem – inny mędrzec Pański powiada: Pomus non cadit absque arbore1090… Jaki wół, taka i skóra, jaka mać, taka i córa… Z czego bierz, grzeszny człowiecze, tę naukę, abyś nie w dalekości, ale w pobliżu żony szukał, bo jeśli złą i fryjowną1091 dostaniesz, nieraz na nią zapłaczesz, jako płakał oto filozof, gdy mu swarliwa niewiasta aquam sordidam1092 na głowę w gniewie wylała.

      – In saecula saeculorum, amen1093! – zagrzmieli jednym głosem wędrowni klerycy, którzy odpowiadając tak zawsze opatowi, nie bardzo baczyli, czy odpowiadają do sensu.

      Wszyscy słuchali w wielkim skupieniu słów opata, dziwiąc się jego wymowie i biegłości w Piśmie, on zaś nie mówił rzekomo wprost do Zbyszka, owszem, więcej zwracał się do Zycha i Jagienki, jakby szczególnie ich chciał zbudować. Jagienka jednak pojęła widocznie, o co chodzi, gdyż spoglądała pilnie spod swoich długich rzęs na chłopaka, który namarszczył brew i spuścił głowę niby głęboko rozważając to, co słyszał.

      Po chwili orszak ruszył dalej, ale w milczeniu; dopiero gdy już Krześnię było widać, zmacał się opat po pasie, obrócił go ku przodowi, tak aby łatwo było chwycić za rękojeść korda, i rzekł:

      – A stary Wilk z Brzozowej pewnie z dobrym pocztem przyjedzie.

      – Pewnie – potwierdził Zych – ale coś tam słudzy gadali, że zachorzał.

      – A

Скачать книгу