The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair. Ryk Brown
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair - Ryk Brown страница 4
– Niech zgadnę: byłeś prawnikiem?
Mężczyzna skinął głową.
– Bardzo dobrze. Jeśli tego właśnie wszyscy sobie życzycie, pozwolimy wam opuścić okręt przy najbliższej okazji.
– Kapitanie, jeśli jest coś, w czym moglibyśmy być użyteczni, z przyjemnością to zrobimy – dodał mężczyzna.
– Jeśli mógłbym coś zasugerować, kapitanie – wtrącił Tug – to mamy dość dużą ilość molo, które należy oczyścić i przygotować, by upewnić się, że będzie zdatne do spożycia. Być może ci dobrzy ludzie mogliby nam pomóc w tym dość pilnym zadaniu.
Podczas zamieszania trwającego przez ostatnie kilka godzin Nathan zupełnie zapomniał, że istnieje również problem związany z brakiem pożywienia. Spojrzał więc na mężczyznę, który przemawiał w imieniu pracowników, czekając na jego odpowiedź na propozycję Tuga.
– Oczywiście, kapitanie. Z chęcią pomożemy.
– Dziękuję. – Scott popatrzył na Marcusa.
– O co chodzi? – zapytał brygadzista.
– A ty?
– Niech pan mnie źle nie zrozumie, kapitanie. Cieszę się, że będę mógł pomóc. Ale praktycznie jedynymi moimi mocnymi stronami są upijanie się, wrzeszczenie i walka. Jeśli potrzebujesz czegoś takiego, jestem do twoich usług. Ale na pewno nie będę bojownikiem o wolność.
– Marcusie, jesteś dość solidnym mechanikiem – zauważył Josh – a ktoś musi nam pomóc przy promach. Do diabła, możesz być szefem mojej załogi.
– I przyjmować od ciebie rozkazy? – Marcus parsknął. – To mało prawdopodobne, dzieciaczku.
Nathan postanowił zakończyć dyskusję. Był zadowolony, że wszyscy doszli do jakiegoś porozumienia.
– Myślę, że powinienem was ostrzec. Samo przebywanie na tym okręcie stanowi pewne ryzyko. Nie szukamy wprawdzie kłopotów, ale jak dotąd kłopoty są wszystkim, co znaleźliśmy.
– Na okręcie z mitycznego świata, wyposażonym w magiczny napęd skokowy i goszczącym przywódcę bojowników o wolność? – zaśmiał się Marcus. – Czyż moglibyśmy mieć jakiekolwiek problemy?
***
– Co ty wyprawiasz? – syknęła Jessica, gdy wyszli z sali odpraw i ruszyli korytarzem.
– Mów ciszej – uspokoił ją Nathan.
– Cameron się wścieknie – kontynuowała Jessica.
– Ja tylko wynająłem prom i załogę, która ma nim lecieć. To nie jest tak, że poprosiłem ich wszystkich, by zaciągnęli się do floty czy coś w tym rodzaju.
– Nathan, nie możesz po prostu pozwolić, żeby ci ludzie mieli dostęp do okrętu. Nic o nich nie wiemy. Cholera, nie znamy nawet imion większości z nich.
– Czy powinienem ci przypomnieć, że połowa tych ludzi po prostu narażała dla nas życie?
– Próbowali tylko ocalić własne tyłki.
– Jak rozumiem, Josh i Loki zgłosili się na ochotnika – bronił się Nathan, przechodząc przez właz do następnego korytarza.
– Nastolatkowie w skafandrach kosmicznych? Proszę, daj mi spokój. Po prostu szukali zabawy.
– Bez względu na to wykonali swoją robotę. I mają rację, że będziemy potrzebować tego promu i pilotów. Dobrze o tym wiesz.
Jessica wiedziała, że nie będzie w stanie go przekonać. Nathan był impulsywny i podejmował decyzje w mgnieniu oka. Lubiła to w nim, a nawet podziwiała go pod pewnymi względami. I do tej pory jego styl dowodzenia się sprawdzał. Ale choć podobało jej się jego bezpośrednie podejście, obawiała się, że tym razem może to zajść za daleko.
– W porządku, możesz sobie zatrzymać tę dwójkę na sterydach – zgodziła się. – Ale przynajmniej pozwól mi kontrolować tych ludzi. Mogę ich wszystkich wyposażyć w komunikatory. Dzięki temu będę mogła śledzić każdy ich ruch.
– Co? – Nathan nie był pewien, czy spodobał mu się ten pomysł, ponieważ wydawał się w pewien sposób nieuczciwy.
– Mogę połączyć ich imiona z numerami identyfikacyjnymi określonych komunikatorów i dzięki temu śledzić ich przemieszczanie się po całym okręcie. Da się nawet zaprogramować system, żeby mnie ostrzegał, jeśli któryś pojawi się we wrażliwym obszarze. Oczywiście mogę ich przypisać tylko do kanałów pomocniczych, aby nie narobili kłopotów w kanałach dowodzenia.
– No nie wiem, Jess.
– Daj spokój, Nathanie. Nie mam tylu ludzi, żeby ich upilnować. A z tego, co wiemy, może być wśród nich szpieg Ta’Akarów.
Nathan zatrzymał się na dole rampy prowadzącej na pokład dowodzenia.
– Fakt, nie przyszło mi to do głowy. – Był trochę zawstydzony, że pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, nadal nie myślał w takich kategoriach.
– Oczywiście, że nie. Właśnie dlatego mnie zatrudniłeś, pamiętasz?
– Bardzo dobrze. Rozdaj zestawy komunikacyjne – zgodził się i zaczął wchodzić po rampie.
– Zaraz to zrobię.
– Nie, wyślij kogoś innego – sprzeciwił się. – Poproś też, aby zanotowano wszystkie umiejętności każdej z osób na wypadek, gdybyśmy ich potrzebowali.
– W porządku. Ale dlaczego nie ja? – zapytała, idąc za nim.
– Mamy kolejne spotkanie, tym razem z Cameron – wyjaśnił. – Potrzebuję cię tam, żebyś mnie przed nią obroniła.
***
– Myślę, że powinniśmy wezwać doktor Chen – powiedziała Cameron, podążając za Nathanem do sali odpraw. – Powinna cię uznać za niezdolnego do dowodzenia z powodu choroby psychicznej lub jakiejś wady umysłowej.
– Hmm, niezła szydera. Powinienem to przewidzieć – odparł Nathan, kierując się do biurka. Spodziewał się, że Cameron źle zareaguje na pomysł wykorzystania miejscowych do pomocy w przycinaniu molo. Miał jednak nadzieję, że przynajmniej wyrazi sprzeciw w bardziej profesjonalny sposób. Wiedział, że przekonanie jej zajmie trochę czasu.
– Cóż, faktycznie straciłeś rozum.
– Też tak powiedziałam – mruknęła Jessica, opadając na kanapę.
– Jak mogłeś założyć, że uzupełnienie załogi o cywilów, czyli po prostu obcych ludzi, będzie dobrym pomysłem?
– Boże, co