Afekt. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 12

Afekt - Remigiusz Mróz

Скачать книгу

takie samo wrażenie.

      – Niech pan nad nią popracuje – rzucił Oryński. – Nasz klient nie zapłaci więcej niż kilka tysięcy.

      – Daj spokój, chłopcze.

      – Najwyraźniej Halski jest w tym względzie równie nieprzejednany jak Asia – odparł Kordian i wzruszył ramionami.

      Joanna miała dosyć. Bezowocna przepychanka mogła trwać godzinami – i właściwie często tak bywało, tyle że przy stole w sali konferencyjnej, przy dobrym cateringu i w nieco innej atmosferze.

      – Dość tego pierdolenia – rzuciła. – Halski dał górną granicę dziesięciu tysięcy.

      – W takim razie nie mamy o czym…

      – Mogę naciągnąć go na podniesienie o parę patyków, ale wątpię, żeby dobił do dwudziestu.

      Żelazny spojrzał Chyłce prosto w oczy, jakby starał się ocenić, czy to dalsza gra, czy może rzeczywiście wyciągnięta ręka.

      – To i tak bez znaczenia.

      – Kurwa, Artur…

      – Dwadzieścia tysięcy to dobra oferta – odparł szybko. – Powiedziałbym nawet, że za dobra. Ale ona tego nie weźmie.

      Dwoje prawników z KMK spojrzało na siebie z lekką konsternacją. Jeśli Żelazny dalej grał, to robił to wyjątkowo dobrze. W dodatku zanim którekolwiek z nich zdążyło cokolwiek dodać, Artur najwyraźniej uznał spotkanie za zakończone i podniósł aktówkę.

      – Jeszcze jedno – rzucił, sięgając do środka. – Coś do was przyszło.

      – Do nas? – zapytał machinalnie Kordian.

      Żelazny wyciągnął niewielką kopertę, która rzeczywiście była opatrzona ich imionami. Zaadresowano ją jednak na kancelarię przy Mrągowskiej w Wawrze.

      – Co to ma być? – odezwała się Chyłka.

      – Sami zobaczcie.

      Podał jej kopertę, a Joanna od razu ją odwróciła.

      – Przypadkowo ci się otworzyła?

      – Musiałem sprawdzić. W końcu dotarło pod mój adres.

      Teoretycznie mógł to być przypadek. Chyłka potrafiła sobie wyobrazić, że ktoś wpisuje w Google nazwisko Artura, bo kojarzy dawną nazwę kancelarii, i trafia na nową lokalizację.

      W praktyce wydawało się to jednak mało prawdopodobne. Joanna wyciągnęła złożoną na pół kartkę i przesunęła wzrokiem po krótkim wydruku.

      „Jeden z imiennych partnerów w KMK stoi na czele Konsorcjum.

      To on odpowiada za upadek Żelaznego & McVaya”.

      Kordian stał obok, czytając tę samą wiadomość. W głowie obydwojga natychmiast pojawiło się całe naręcze pytań i ani jednej odpowiedzi.

      – Możecie mi to wyjaśnić? – rzucił Artur.

      6

      ul. Emilii Plater, Śródmieście

      Kordian chodził po chodniku w jedną i drugą stronę, jakby dzięki temu mógł natknąć się na wyjaśnienia, których przez ostatni kwadrans z Chyłką poszukiwali. Żelaznemu nie mieli zamiaru niczego tłumaczyć – szybko go odprawili, a potem oboje wyciągnęli komórki i zaczęli dzwonić.

      Kończąc rozmowę z Kormakiem, Oryński dostrzegł, że Joanna również załatwiła swoją. Pożegnał przyjaciela i ruszył w jej kierunku.

      – I? – rzucił.

      – Nie tutaj – odparła Chyłka. – Potrzebujemy odpowiednich warunków.

      Nie musiała dodawać nic więcej, oboje automatycznie ruszyli ku znajdującej się po prawej stronie charakterystycznej gitarze. Po drodze do Hard Rock Cafe Chyłka wykonała jeszcze jeden telefon – do swojej aplikantki. Nie miała zamiaru tracić czasu i poleciła jej natychmiast składać wszystkie dokumenty, łącznie z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa.

      Ważniejszy z tematów podjęli dopiero wtedy, kiedy usiedli przy stoliku.

      – Szczerbaty zapewnił, że nie wysłał tego listu – powiedziała Joanna. – I wnosząc po jego tonie urażonej nastolatki, stwierdzam, że nie chce mieć z nami nic wspólnego.

      Oryński nerwowo pokiwał głową.

      – Kormaczysko? – spytała Joanna.

      – Nikomu nic nie mówił, niczego nie wysyłał. Nie ma pojęcia, kto mógłby to zrobić.

      Chyłka położyła komórkę na stoliku i włączyła aplikację do robienia notatek. Zapisała nazwisko Kormaka i Szczerbatego, a potem podniosła wzrok na Kordiana.

      – Kto jeszcze wiedział o Konsorcjum? Z nazwy?

      – Alina i Amelia Karaś.

      – No tak – przyznała Joanna. – Ale one nie ryzykowałyby wyjawianiem tożsamości gościa, który stoi na czele tej zasranej organizacji. Od razu wysłaliby je do więzienia.

      Kordian zaczął obracać menu na stole.

      – Myślisz, że któryś z imiennych partnerów naprawdę…

      – Nie wiem, Zordon – ucięła Chyłka. – Ale jeśli tak, to z pewnością nie wylądowaliśmy w KMK bez powodu. Ci ludzie muszą mieć wobec nas jakieś plany.

      To, że Konsorcjum poprzez Miłosza Nachurnego zniszczyło Żelaznego & McVaya, nigdy nie ulegało żadnej wątpliwości. Jednak to, że na czele mógłby stać Kosmowski, Messer lub Krat, wywracało wszystko do góry nogami.

      – Zastanówmy się – dodała Joanna. – Kto jeszcze używał tej nazwy albo słyszał, jak my to robimy?

      – Paderborn i Paulina Feruś, to jasne.

      – Ale oni też nie bawiliby się w wysyłanie wiadomości przez Żelaznego.

      Oryński kiwnął głową i odłożył kartę dań.

      – A sam Żelazny? – podsunął. – On też wiedział o sprawie. Oprócz niego jeszcze Nachurny i Omej.

      – Omej?

      – Wiesz, ten agent Karaś, który…

      – Nie zapominam ludzi, Zordon, nawet jeśli są oślizgłymi glizdami – przerwała mu Joanna. – Nie przypominam sobie tylko, żebyśmy wspominali przy nim o Konsorcjum.

      – My nie. Ty tak.

      Zmrużyła oczy, jakby niejasno coś kojarzyła.

      – No i jest

Скачать книгу