Afekt. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 14

Afekt - Remigiusz Mróz

Скачать книгу

głęboko tchu, a potem głośno wypuścił powietrze.

      – I w jakim konkretnie celu zachowałeś to dla siebie?

      – Nie chciałem ci spoilerować.

      Chyłka podniosła wzrok znad talerza i wbijała go w oczy Kordiana tak długo, aż w końcu spasował.

      – Nie wiedziałem, jak wyskoczyć z tą informacją – dodał szybko. – Co miałem powiedzieć?

      – Że się upodliłeś i w stanie wyłączającym świadome podjęcie decyzji przeleciałeś swoją byłą – odparła lekkim tonem Joanna, krojąc kawałek mięsa. – Przy takich zdarzeniach wykazuję dużą solidarność, Zordon.

      Chyłka odłożyła sztućce, ewidentnie coś sobie uświadamiając.

      – Ale doskonale o tym wiesz – dodała. – Więc nie chodzi o to.

      – Możemy o tym nie gadać?

      – Nie.

      Czekała, aż doda coś więcej, a on uznał, że najwyraźniej nie ma wielkiego wyboru. Prędzej czy później Joanna i tak wyciągnęłaby z niego wszystko. Tak naprawdę zresztą nigdy nie liczył na to, że uda mu się utrzymać to w tajemnicy.

      Spuścił oczy i płytko nabrał tchu.

      – Aśka była wtedy może miesiąc przed ślubem – wydusił w końcu.

      – Co?

      – Zdaję sobie sprawę, że…

      – I wiedziałeś o tym wtedy?

      – Tak – odparł ciężko. – Powiedziała mi jeszcze w Operze.

      Niepewnie podniósł spojrzenie, obawiając się tego, co zobaczy na twarzy Chyłki. Przyglądała mu się wzrokiem normalnie zarezerwowanym dla klientów, którzy z jakiegoś powodu obudzili w niej ostrożność.

      – Sama widzisz, że nie było się czym chwalić.

      – Ano nie – przyznała, a potem przysunęła się do stołu. – Tyle dla ciebie znaczy narzeczeństwo, Zordon?

      – Wiesz przecież, że nie. Poza tym ty też nie należałaś do…

      – Ja kieruję się zasadą, że pacta sunt servanda. Nie tylko w robocie, ale także w życiu, gdybyś nie zauważył, parszywcze.

      Kordian z trudem przełknął ślinę, a Chyłka zmrużyła oczy, jakby właśnie brała na muszkę cel do zlikwidowania.

      – Ale to doskonała okazja, żeby powiedzieć ci, że jeśli kiedykolwiek wywiniesz mi taki numer, urwę ci jaja.

      – Przecież…

      – Zilustruj to sobie w wyobraźni i dobrze zapamiętaj. I miej świadomość, że prędzej wybaczę Ironsom przerzucenie się na techno niż tobie zdradę. Jasne?

      – Jasne, ale akurat w moim wypadku…

      Urwał, dostrzegając, że przy ich stoliku ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś mężczyzna w garniturze. Trzymał ręce za plecami i patrzył to na Joannę, to na Oryńskiego, przywodząc na myśl szefa kuchni, który przyszedł, by zapytać, jak goście oceniają przyrządzone przez niego posiłki.

      – Jakiś problem? – odezwała się Chyłka. – Jeśli chodzi o mięcho, jest w porządku. Jeśli chcecie w końcu nazwać moim imieniem któreś z dań, też nie mam nic przeciwko.

      Mężczyzna lekko się uśmiechnął.

      – Andrzej Alcer – oznajmił. – Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

      Joanna natychmiast się spięła, a Oryński odłożył sztućce.

      – Domyślam się, że raczej się mnie państwo nie spodziewali.

      – A powinniśmy? – odezwał się Kordian.

      – W pewnym sensie tak. Ale może pozwolę to wyjaśnić samej pani prezydent.

      Dwoje prawników spojrzało po sobie, jakby właśnie nastąpił jakiś kataklizm.

      – Mają państwo zaproszenie do Belwederu.

      – Że co? – wypaliła Joanna.

      – I obawiam się, że wygaśnie w momencie, kiedy opuszczę to miejsce – dodał Alcer. – Jeśli więc chcą z niego państwo skorzystać, proponuję iść za mną.

      Mężczyzna znów lekko się uśmiechnął, a potem ruszył do wyjścia.

      7

      Pałac Belwederski, Ujazdów

      Chyłka i Oryński siedzieli przy stoliku pod baldachimem na tarasie Belwederu, nie do końca dowierzając, że się tutaj znaleźli. Tuż obok znajdowała się niewielka fontanna, a zza niewysokiego murka przed nimi można było podziwiać znajdujące się poniżej Łazienki. Nie bez powodu nazwa tego miejsca powstała z połączenia włoskich słów bello, ładny, oraz vedere, widzieć.

      Prawnicy nie zastanawiali się ani chwili, z Hard Rocka wyszli zaraz za Alcerem. Na zewnątrz czekało na nich czarne bmw serii siedem o numerach rejestracyjnych zaczynających się od „WU”, zapewne w wersji zaprojektowanej specjalnie do przewozu VIP-ów.

      W trakcie jazdy niemal się nie odzywali. Dopiero kiedy przeprowadzono ich przez Belweder i posadzono tutaj, zaczęli wymieniać się niepewnymi uwagami.

      – Co my tu robimy? – odezwał się Kordian.

      Chyłka wzruszyła ramionami.

      – Może chce mi przekazać władzę – odparła.

      – Na pewno.

      – Ewentualnie może udało jej się zdobyć trochę nowiczoka i chce nas otruć. Jak podadzą herbatę, nie korzystaj.

      Oryński wstał od stołu i powiódł wzrokiem w dół skarpy, w kierunku Stawu Belwederskiego. Ścieżką nad nim przechodziła matka z dzieckiem, zadzierając głowę. Zatrzymała się, dostrzegając Kordiana, i szybko wskazała go córce, jakby był jakimś okazem w zoo.

      – Chyba właśnie wzięto mnie za kogoś ważnego – odezwał się Oryński.

      – Tak czasem się tu dzieje – rozległ się męski głos od strony Belwederu.

      Andrzej Alcer podszedł do nich wolnym krokiem.

      – Przepraszam, że muszą państwo czekać. Prezydent zaraz powinna się zjawić.

      Prawnicy nie odpowiedzieli.

      – A tymczasem może się państwo czegoś napiją?

      – Nie trzeba – odparł szybko Kordian.

      – Do

Скачать книгу