Afekt. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 18

Afekt - Remigiusz Mróz

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Oryński szybko wyciągnął telefon i wyświetlił kilka aktów prawnych, które go interesowały. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Joanny, przeczesywał wzrokiem treść artykułów i uzmysłowił sobie, że serce mu przyspiesza.

      W końcu odłożył telefon i nabrał głęboko tchu.

      – Najczęściej czyny pedofilskie przedawniają się po dziesięciu latach – powiedział.

      – Że co?

      – To znaczy w przypadku kary pozbawienia wolności na trzy lata – dodał. – Przy pięciu termin wzrasta do piętnastu, dalej do dwudziestu, jak przy innych zbrodniach.

      – Nie ma tam jakichś zastrzeżeń?

      – Są – odparł. – Do przedawnienia nie może dojść wcześniej niż pięć lat po uzyskaniu przez ofiarę pełnoletności.

      Oryński spojrzał na Chyłkę w oczekiwaniu na odpowiedź. Potrzebowała jednak chwili, by przejść do porządku dziennego.

      – Ja pierdolę… – rzuciła. – Jesteś pewien?

      – Tak.

      – A co z tym projektem znoszącym przedawnienie?

      – Nie został przyjęty.

      Joanna pokręciła bezradnie głową, a potem gwałtownie podniosła się z ławki. Potarła nerwowo skronie i przez palce spojrzała na Kordiana.

      – Kinga nie miała wtedy nawet piętnastu lat – powiedziała.

      – Więc sprawa się przedawniła. Mamy odpowiedź.

      Mimo jej odnalezienia żadne z nich nie wyglądało, jakby im ulżyło. Wprost przeciwnie, świadomość tego, że dwie dekady wystarczą, by pedofil nie mógł być sądzony, była druzgocąca.

      Kordian potrząsnął głową i odsunął od siebie te myśli. Powinien skupić się na sprawie, a przede wszystkim na tym, że jego klient był niewinny, dopóki nikt przed sądem nie udowodniono nic innego.

      – Co teraz? – odezwał się.

      – Musimy się dowiedzieć, co się stało na tej imprezie nad jeziorem Bełdany.

      – Czyli znowu jedziemy na Mazury?

      Chyłka spojrzała na niego niepewnie.

      – Nigdy nie byliśmy na Mazurach, Zordon. Przynajmniej nie razem.

      – Ale Sajenek…

      – Leży na Suwalszczyźnie – przerwała mu Joanna. – Zresztą to bez znaczenia, nie będziemy przecież szukać rezydencji, w której dwadzieścia lat temu była jakaś impreza. Znajdziemy tego, kto ją organizował.

      Kordian skinął głową i po raz kolejny pożałował, że nie mają na podorędziu Kormaczyska. Odnalezienie Przemysława Szajnera zajęłoby mu tylko chwilę, a mimochodem pewnie wpadłby na trop kilku innych osób, które były obecne w jego willi.

      Bez pomocy chudzielca dwoje prawników musiało jednak zdać się na tradycyjne metody. Skontaktowali się z firmą Szajnera, a potem przeszli przez kilka szczebli w jej hierarchii służbowej, nim dotarli do sekretarki mogącej umówić ich z szefem.

      Szajner zgodził się na spotkanie dopiero po tym, jak prawnicy oznajmili, iż reprezentują Mirka Halskiego – przeznaczył dla nich kwadrans następnego dnia.

      Żadne z nich nie spodziewało się, że w tym czasie zdążą wyciągnąć z niego cokolwiek przydatnego, ale uznali, że przynajmniej wybadają grunt.

      Tuż przed rozmową stało się jasne, że przynajmniej jedno z nich będzie musiało zrezygnować. W siedzibie KMK zjawił się Halski i wystarczyło rzucić na niego okiem, by mieć pewność, że zamierza zarzucić swoich adwokatów pretensjami.

      – Dobra – oświadczyła Joanna, kiedy naradzali się w jej gabinecie. – Ja zostanę, ty jedź do Szajnera.

      – Jesteś pewna?

      – I tak nie dowiemy się od niego wiele. A jak jeszcze trochę rozkolebię emocjonalnie Halskiego, może coś z niego wyciągnę.

      Kordian pokiwał głową i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał wiele czasu, by dotrzeć na miejsce.

      – Weź Zawadę – odezwała się Chyłka, kiedy złapał za klamkę.

      Oryński ostrożnie się obrócił, a Joanna rzuciła mu kluczyki od iks piątki.

      – Zazwyczaj wiem, kiedy sobie żartujesz, ale…

      – Dziewczyna musi się uczyć.

      – Od swojej patronki.

      Joanna utkwiła w nim stanowcze spojrzenie. Właściwie tyle wystarczyło, by Kordian doszedł do wniosku, że nie ma wyjścia.

      Zahaczył o biurko Igi, oznajmił krótko, że aplikantka wybiera się z nim na rozmowę z klientem, a chwilę później oboje jechali już iks piątką w kierunku siedziby firmy Szajnera, która zajmowała się głównie produkcją tańszych zamienników znanych leków.

      Na miejscu jedna z sekretarek zaprowadziła ich do pustej sali konferencyjnej, gdzie mieli czekać na jej szefa.

      – To jaką mamy strategię? – odezwała się Zawada.

      – Prostą. Ja się odzywam, ty nie.

      Iga popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Naprawdę się dobraliście.

      – Hm?

      – Oboje macie dokładnie tyle samo uroku osobistego i uprzejmości.

      Kordian rozpiął marynarkę i usiadł przy stole. Nalał sobie i Zawadzie wody, a potem przelotnie na nią spojrzał. Może miała trochę racji – przez całą drogę tutaj odnosił się do niej mniej więcej tak, jak Chyłka do niego, kiedy trafił do Żelaznego & McVaya. Szczególnie gdy Iga próbowała opowiadać mu prawnicze dowcipy.

      – Taka robota – odparł.

      – Znaczy?

      – Dobrze od początku przyzwyczaić się do tego, że będziesz żyła w permanentnym stanie konfliktu z innymi.

      – Świetna perspektywa…

      – Prawdziwa – rzucił Oryński. – Będziesz ścierać się nie tylko z prokuratorami i sędziami na sali sądowej, ale też z konkurencją w kancelarii. Chętnych na takie zarobki, jakie oferuje KMK, jest wielu, a miejsca są ograniczone.

      Iga przez chwilę mu się przypatrywała. Mógł dodać, że w rywalizacji wewnętrznej będzie miała pod górkę także ze względu na swój wygląd. Zarzuty, że jakikolwiek awans zawdzięcza walorom fizycznym, będą pojawiały się notorycznie.

      – Nie

Скачать книгу