Ukochany wróg. Kristen Callihan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Kristen Callihan страница 2

Ukochany wróg - Kristen Callihan

Скачать книгу

w wiek dojrzewania z chropawą gracją brzydkich kaczątek: mieliśmy za duże stopy, krzywe zęby, byliśmy za chudzi albo nieproporcjonalnie zbudowani, tylko Macon i Sam pozostawali nieskazitelni.

      Co to był za duet. Doskonałe proporcje i zero pryszczy – odcinali się ostro na tle nas, zwykłych nastolatków. Nic też dziwnego, że przez całe gimnazjum i szkołę średnią stanowili parę. Chodzące ideały…

      …które uczyniły z mojego życia piekło.

      Chłodny i raczej małomówny Macon zwykle gapił się na mnie tak, jakby nie mógł pojąć, czemu oddychamy tym samym powietrzem. Co do tego oboje byliśmy zgodni, we wszystkim innym żarliśmy się niemożliwie.

      Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, stał na wielkim trawniku, który rozciągał się przed rezydencją należącą do rodziny jego mamy od wieków. Ściskał w ręku kij baseballowy i patrzył, jak jeżdżę na rowerze tam i z powrotem. Chudy jak szczapa, trochę niższy ode mnie. Wzbudził we mnie uczucia opiekuńcze. Wydawało mi się, że widzę w jego oczach bezbronność. Jak szybko się okazało, byłam w błędzie.

      – Cześć – zagadałam, zatrzymując się przed nim. – Wprowadziłam się do domu przy tej ulicy. Może zostaniemy przyjaciółmi?

      Spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi, prawie czarnymi oczami, spod gęstych firanek rzęs. Dziewczyny wzdychały do tych oczu przez cały okres liceum. Dla mnie były zimne i wyrachowane. A wtedy zwęziły się w szparki.

      – Głupia jesteś?

      Jak gdyby mnie walnął.

      – Słucham?

      Wzruszył ramionami.

      – No raczej.

      Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Przecież zachowałam się grzecznie, tak jak uczyła mnie mama.

      – Dlaczego powiedziałeś do mnie „głupia”?

      – Mieszkam tutaj od zawsze. Chyba zauważyłem, że jest ktoś nowy na mojej ulicy, nie? Myślisz, że potrzebuję mieć więcej przyjaciół?

      – Chciałam być tylko taktowna. Mój błąd.

      – Taktowna? Wyrażasz się jak staruszka.

      Grzeczność wyraźnie była tu dla frajerów.

      – Ale z ciebie dupek.

      Zadarł głowę, ukazując siniak i rozcięcie biegnące wzdłuż podbródka.

      – A ty jesteś wkurzająca.

      Cokolwiek mogłam wtedy odpowiedzieć, przepadło, ponieważ na horyzoncie pojawiła się Sam.

      Jest ode mnie młodsza o dziesięć miesięcy. Czasem nazywano nas bliźniaczkami – to dość nietrafione, bo każdy, kogo nie dotknęła ślepota, widział wyraźnie, jak bardzo się różnię od reszty swojej rodziny.

      Jej jasne włosy, splecione we francuski warkocz, lśniły w słońcu. Uśmiechnęła się do Macona, figlarny uśmiech upodabniał ją do wesołego chochlika.

      – Nie przejmuj się moją siostrą. Nasza babcia Belle mówi, że Delilah jest gderliwa.

      Dlatego zawsze wolałam babcię Maeve.

      – A według mnie ona zwyczajnie lubi się kłócić – dodała Sam, marszcząc śliczny nosek.

      Wstrętny chłopak spojrzał na mnie spod czarnej grzywy i odpowiedział:

      – Też tak myślę.

      Zaczerwieniłam się jak burak.

      – Jeśli ktoś wygłasza inną opinię niż rozmówca, nie znaczy, że jest kłótliwy. To oznacza jedynie, że potrafi myśleć. Wielka szkoda, że żadne z was nie ma o tym pojęcia.

      Sam zaśmiała się przesadnie głośno i klepnęła mnie mocno w ramię.

      – Żartownisia… – Ścisnęła mnie ostrzegawczo i obdarzyła chłopaka promiennym uśmiechem. – Jestem Samantha Baker. A ty?

      – Macon Saint.

      – Macon? To się rymuje z bekon. Uwielbiam bekon! A Saint brzmi odlotowo, wręcz bosko. I wyglądasz trochę jak anioł, ale nie po dziewczyńsku, tylko taki anioł chłopak. Mogę mówić do ciebie Saint? Mieszkasz w tym wielkim starym domu? Prześliczny. Lubisz ciasteczka z masłem orzechowym? Mama właśnie upiekła.

      Macon zamrugał pod tym szkwałem słów. Spodziewałam się, że odpali mojej siostrze tak samo jak chwilę temu mnie; nawet ja miałam chęć jej powiedzieć, żeby się zamknęła. On jednak tylko posłał nam ten krzywy uśmieszek, który wkrótce miałam lepiej poznać i znienawidzić.

      – Ty pewnie nigdy się nie kłócisz, co?

      Tonem wyraźnie dał do zrozumienia, że Sam jest idiotką i że to mu odpowiada. Ale ona nie zwróciła nawet uwagi na taki niuans.

      – Nigdy – potwierdziła rozpromieniona. – Ja jestem wyluzowana.

      Przewróciłam oczami, ale żadne z nich tego nie zobaczyło. Było po wszystkim: Macon poszedł z Sam na ciastka, a ja oficjalnie zostałam „tą na doczepkę”. Straciłam sojusznika, którego czasem miałam w siostrze, pojawił się za to szyderca, który siedział we mnie jak zadra.

      Dwa lata później Macon wystrzelił w górę, stając się obiektem westchnień wszystkich dziewczyn w szkole. I, rzecz jasna, zaczął chodzić z Sam.

      Prawie nie wyłaził z naszego domu. Wylegiwał się na kanapie, podkradał pilota od telewizora i oglądał sport, jadł z nami kolację, a gdy rodzice nie patrzyli, rzucał we mnie kawałkami jedzenia. Ale najgorsze było to, jak się przy nim – przy nich – zawsze czułam. Ta gorsza.

      Nie miałam chłopaka i nie chodziłam na randki; nikt mnie nigdzie nie zapraszał, a ja nie wiedziałam, jak zaprosić kogoś. Wiecznie sama Delilah. Moi przyjaciele, onieśmieleni przez Sam i Macona, nie odwiedzali mnie w domu, żeby na nich nie wpaść. Dlatego albo ja wychodziłam, albo stawiałam czoło tej pięknej parce w pojedynkę.

      Przez całe liceum Macon i ja ścieraliśmy się za każdym razem, jak tylko znaleźliśmy się blisko siebie. Ale dopiero pod koniec ostatniego roku moja niechęć przerodziła się w jawną nienawiść.

      – Saint i ja idziemy razem na bal – oznajmiła Sam z triumfującym uśmiechem, otwierając szafkę tuż obok mojej.

      Włożyłam do swojej futerał ze skrzypcami.

      – Powiedz mi coś, o czym nie wiem. Do balu jeszcze ponad miesiąc. Czemu teraz mi o tym mówisz?

      Przewróciła oczami.

      – Nie mogłabyś po prostu cieszyć się ze mną?

      – Z czego? Że chodzisz z diabłem? Że opuściłaś poprzeczkę tak nisko? Że twój związek jest jednym wielkim sukcesem na wieki wieków, amen? – Wzruszyłam ramionami. – Super.

      – Po

Скачать книгу