Pan Wołodyjowski. Henryk Sienkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz страница 5

Pan Wołodyjowski - Henryk  Sienkiewicz

Скачать книгу

Dałby Bóg! — powtórzył Skrzetuski.

      — Poczekajcie, niech jeno owe rany duszne[38] mu się zamkną i świeżą skórą pokryją, a obaczym, czy mu dawna ochota nie powróci. Periculum[39] w tym tylko, by teraz sub onere[40] desperacji[41] czegoś nie uczynił albo nie postanowił, czego by potem sam żałował. Ale co się miało stać, to się już stało, bo w nieszczęściu prędka rezolucja. Mój wyrostek już szatki ze skrzyń wyjmuje i układa, więc nie mówię tego, żeby nie jechać, chciałem tylko waszmościów pocieszyć.

      — Znowu plastrem ojciec Michałowi będziesz! — rzekł Jan Skrzetuski.

      — Jako i tobie byłem. Pamiętasz? Bylem go tylko prędko znalazł, bo się boję, że się w jakowejś pustelni przytai albo gdzie w dalekich stepach zapadnie, do których od młodu nawykł. Waszmość, panie Kmicic, przymawiałeś mi do wieku, a ja ci powiem, że jeśli kiedy gończy bojar tak z listem sunął, jako ja będę sunął, to mi każcie za powrotem nitki ze starych bławatów wyciągać, groch łuszczyć albo mi kądziel dajcie. Ani mnie niewygody nie zatrzymają, ani cudza gościnność skusi, ani jadło lub też napitek w pędzie zahamuje. Jeszczeście takiego pochodu nie widzieli! Już teraz ledwie usiedzieć mogę, właśnie jakoby mnie kto szydłem spod ławy ekscytował: już i koszulę podróżną kazałem sobie łojem kozłowym dla wstrętu gadowi wysmarować...

      Rozdział III

      Jednakże nie jechał tak szybko pan Zagłoba, jak to sobie i towarzyszom obiecywał. Im zaś był bliżej Warszawy, tym jechał wolniej. Był to czas, w którym Jan Kazimierz, król, polityk i wódz wielki, pogasiwszy pożary postronne i wywiódłszy Rzeczpospolitą jakoby z toni potopu[42], zrzekł się panowania. Wszystko on przecierpiał, wszystko przetrwał, wszystkim tym ciosom piersi nadstawił, które szły od zewnętrznego nieprzyjaciela; ale gdy potem wewnętrzne reformy zamierzył i zamiast pomocy od narodu, oporu tylko i niewdzięczności doznał, wówczas dobrowolnie zdjął z poświęconych skroni tę koronę, która nieznośnym ciężarem mu się stała.

      Sejmiki powiatowe i generały już się były poodprawiały, a ksiądz prymas Prażmowski konwokację na 5 listopada oznaczył.

      Wielkie były wcześnie różnych kandydatów starania, wielkie partii rozmaitych współzawodnictwa, a choć to elekcja[43] miała dopiero rozstrzygnąć, rozumiał wszakże każdy niezwykłą sejmu konwokacyjnego ważność. Jechali tedy posłowie do Warszawy koleśno[44] i konno, z czeladzią i pachołkami, jechali senatorowie, a przy każdym dwór wspaniały. Po drogach było ciasno, gospody zajęte, a wynalezienie sobie noclegu z wielką połączone mitręgą. Wszakże ustępowano panu Zagłobie miejsca ze względu na jego wiek, ale natomiast niezmierna jego sława nieraz właśnie narażała go na stratę czasu.

      Bywało, zajedzie do jakiej karczmy, a tam ani już palca wścibić, to personat[45], który ją wraz z dworem zajmował, wyjdzie przez ciekawość zobaczyć, kto przyjechał, a widząc starca z białymi jak mleko wąsami i brodą, rzecze na widok takiej powagi:

      — Proszę waszmości dobrodzieja ze mną do stancji na przygodną zakąskę.

      Pan Zagłoba grubianinem nie był i nie odmawiał wiedząc, że znajomość z nim każdemu miłą będzie. Gdy więc gospodarz przez próg go przepuściwszy pytał następnie: „kogóż mam honor?” — on się tylko w boki brał i pewien efektu odpowiadał dwoma słowami:

      — Zagłoba sum![46]

      Jakoż nie zdarzyło się nigdy, aby po owych dwóch słowach nie nastąpiło wielkie ramion otwieranie, okrzyki: „do najfortunniejszych dni ten zapiszę!”, i nawoływania towarzyszów albo dworzan: „patrzcie! ów jest wzór, gloria et decus[47] wszystkiego Rzeczypospolitej kawalerstwa!” Zbiegali się tedy podziwiać pana Zagłobę, a młodsi przychodzili całować poły[48] jego podróżnego żupana[49]. Za czym ściągano z wozów beczułki i ankary i następowało gaudium[50] trwające czasem i kilka dni.

      Powszechnie myślano, że jako poseł na konwokację jedzie, a gdy mówił, że nie, zdziwienie bywało powszechne. Ale on tłumaczył się, że panu Domaszewskiemu mandatu ustąpił, aby zasię i młodsi do spraw publicznych przykładać się mogli. Jednym też powiadał prawdziwą przyczynę, dla której w drogę wyruszył; innych zaś, gdy się dopytywali, zbywał słowami:

      — Ot, z małegom do wojny przywykł, toć zachciało się jeszcze na stare lata z Doroszeńką pohałasować.

      Po których słowach podziwiano go jeszcze więcej. A nikomu przez to nie był tańszym, że nie jako poseł jechał, wiedziano bowiem, że i między arbitrami znajdują się tacy, którzy więcej od samych posłów mogą. Zresztą baczył[51] każden senator, choćby i najznamienitszy, na to, że po paru miesiącach nastąpi elekcja, a wówczas każde słowo męża tak między rycerstwem wsławionego nieoszacowaną wagę mieć będzie.

      Brali też w ramiona pana Zagłobę i czapkowali mu by i najwięksi panowie. Pan podlaski trzy dni go poił; panowie Pacowie, których w Kałuszynie napotkał, na rękach go nosili.

      Niejeden i dary znaczne kazał po cichu w wasąg[52] mu wsuwać: od wódek, win do sepecików[53] kosztownie oprawnych, szabel i pistoletów.

      Miała się z tego dobrze i służba pana Zagłoby, ale on sam, wbrew postanowieniu i obietnicy, jechał tak wolno, że trzeciego tygodnia dopiero w Mińsku stanął.

      Za to w Mińsku nie popasał. Wjechawszy na rynek ujrzał dwór tak znaczny i piękny, jakiego dotąd po drodze nie spotkał: dworzanie w szumnej barwie; pół regimentu jeno piechoty, bo na konwokację zbrojno nie jeżdżono, ale tak strojnej, że i król szwedzki strojniejszej gwardii nie miał; pełno karet pozłocistych, wozów z makatami i kobiercami dla obijania karczem po drogach, wozów z kredensem i zapasami żywności; przy tym służba cała niemal cudzoziemska, tak że mało kto się zrozumiałym językiem w tej ciżbie odezwał.

      Pan Zagłoba dopatrzył wreszcie jednego z dworzan po polsku ubranego, więc kazał stanąć i pewien dobrego popasu, wysadził już jedną nogę z wasągu, a jednocześnie spytał:

      — A czyj to dwór taki foremny, że i król foremniejszego mieć nie może?

      — Czyjże ma być — odpowiedział dworzanin — jak nie pana naszego, księcia koniuszego litewskiego?

      — Kogo? — powtórzył Zagłoba.

      — Czyś waść głuchy? Księcia Bogusława Radziwiłła, który posłem na konwokację jedzie, ale — da Bóg! — po elekcji elektem zostanie.

      Zagłoba schował prędko nogę w wasąg.

Скачать книгу


<p>38</p>

duszny (przestarz.) — duchowy, dotyczący duszy.

<p>39</p>

periculum (łac.) — niebezpieczeństwo.

<p>40</p>

sub onere (łac.) — pod ciężarem.

<p>41</p>

desperacja (z łac.) — rozpacz.

<p>42</p>

pogasiwszy pożary — za panowania Jana Kazimierza II (1648–1668) na terenie Rzeczypospolitej wybuchło powstanie Chmielnickiego (1648–1649, 1651–1654), wojna polsko-rosyjska (1654–1667, przerwana w latach 1656–1660) oraz wojna polsko-szwedzka (1655–1660).

<p>43</p>

elekcja — sejm elekcyjny odbył się 19 czerwca 1669 r.

<p>44</p>

jechali (...) koleśno — jechali kolasami, czyli karetami.

<p>45</p>

personat (daw.) — osobistość.

<p>46</p>

sum (łac.) — jestem.

<p>47</p>

gloria et decus (łac.) — chwała i ozdoba; gloria: sława, chwała; decus: zaszczyt, ozdoba.

<p>48</p>

poły — połowy dolnej części ubrania rozpinającego się z przodu.

<p>49</p>

żupan — noszony przez szlachtę staropolski ozdobny strój męski, zapinany z tyłu na haftki lub guziki, ze stojącym kołnierzykiem i wąskimi rękawami.

<p>50</p>

gaudium (łac.) — radość, przyjemność; tu: ucztowanie.

<p>51</p>

baczyć — uważać.

<p>52</p>

wasąg — czterokołowy odkryty powóz z bokami z plecionki wiklinowej.

<p>53</p>

sepet (starop.) — kufer a. skrzynia z szufladami; ozdobny mebel do przechowywania kosztowności.