Kroniki Archeo Skarb Atlantów. Agnieszka Stelmaszyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kroniki Archeo Skarb Atlantów - Agnieszka Stelmaszyk страница 8
Ania poczuła dreszczyk emocji.
Z Kronik Archeo
Odnaleziona przeze mnie gemma to prawdopodobnie starożytna pieczęć. Jest ona kluczem do niesamowitego skarbu! Srebrny medalion dziadka Klejto zdaje się to potwierdzać.
Teraz musimy:
a) zrozumieć znaki na pieczęci, b)odnaleźć drugą pieczęć.
Ale najpierw odwiedzimy bazę archeologów w Zatoce Cieni.
Nazwa zatoki jest bardzo wymowna.
W starożytności rozbiło się w niej wiele okrętów.
Morze jest tam wyjątkowo zdradliwe, a skały ostre i niebezpieczne…
Rozdział VI
Zatoka Cieni
Od kilkunastu minut ekspedycja badawcza pod przewodnictwem Bartka obserwowała z ukrycia obóz podejrzanych archeologów.
– Nieźle się tutaj urządzili – mruknęła z podziwem Mary Jane.
Tuż nad samym morzem, na ostrych, niegościnnych skałach wyrosły zbudowane na palach drewniane chatki. Z ich lekko spadzistych dachów sterczały różnego rodzaju anteny Na jednej z platform przykrytych dachem znajdowało się wiele niebieskich beczek.
– Ciekawe co w nich jest? – Martina korciło, żeby do nich zajrzeć.
– Pewnie woda pitna – szepnęła Klejto, która przyprowadziła całą grupę do Zatoki Cieni. – Ci badacze rzadko pojawiają się we wsi, więc muszą mieć zapasy wody i jedzenia.
Bartek uważnie lustrował obóz przez lornetkę.
– Wygląda, jakby nikogo tam nie było – stwierdził zdumiony.
– Prócz strażnika – Klejto ruchem głowy wskazała ogromnego, dobrze umięśnionego mężczyznę, który przechadzał się tam i z powrotem tuż powyżej bazy. Miał na głowie kowbojski kapelusz, nieco wysuniętą dolną szczękę jak u szympansa, a na jego szyi lśnił złoty łańcuch.
– Ale jest napakowany! – szepnął z uznaniem Jim.
– A jakie ma karczycho! – dodał z respektem Martin.
– I chyba jest uzbrojony – zaniepokoił się Bartek.
– To Delgado – odezwała się Klejto. – On jeden zachodzi czasem do wsi i przesiaduje w tawernie.
Mary Jane przypatrywała mu się przez lornetkę.
– Ma taką minę, jakby nie pilnował drewnianych baraków, tylko sejfu z diamentami!
– Gdzie oni wszyscy mogli się podziać? – dumała Ania.
– Może gdzieś odpłynęli. Mają katamaran, a czasem przypływa tu też duży jacht. Zawsze ten sam. Na burcie ma napisane Jazon – mówiła Klejto. – Stąd nie widać, ale poniżej, przy prowizorycznym pomoście, mają też umocowane na sznurach łodzie motorowe.
Bartek spojrzał na przyjaciół:
– Jeśli teraz nikogo nie ma, możemy tam zajrzeć. Co wy na to?
– Jak na lato! Nie możemy przecież przepuścić takiej okazji – Jim uśmiechnął się szelmowsko.
– Musimy tylko jakoś przechytrzyć tego goliata – Martin z fascynacją wpatrywał się w strażnika. Jego umięśnione bary robiły na nim wielkie wrażenie.
– Trzeba odciągnąć jego uwagę – Mary Jane łamała sobie głowę, jak to zrobić.
– Spróbuję go zagadać, a wy w tym czasie zbiegniecie do bazy – Klejto długo nie zastanawiała się nad szczegółowym planem. – Po piętnastu minutach znowu dopilnuję, żeby stał odwrócony plecami, a wy wrócicie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wcale się nie zorientują, że mieli gości – powiedziała wesoło.
Bartek oceniał przez moment możliwości powodzenia całego przedsięwzięcia.
– Twój plan jest dobry, musimy tylko szybko się uwinąć, bo w każdej chwili mogą wrócić – uświadomił wszystkim ryzyko. – To co, ruszamy? – zapytał.
Roziskrzone oczy przyjaciół świadczyły, że są już gotowi i żądni wrażeń.
– Uważaj na siebie – Bartek posłał Klejto krzepiący uśmiech.
– Nie martwcie się o mnie, znam Delgado, a w razie czego, szybko ucieknę. Lepiej wy miejcie się na baczności – dziewczynka odparła. – I dajcie mi znak, gdy będziecie wracać.
Bartek kiwnął potakująco głową.
Po chwili Klejto już z nimi nie było.
Minutę później zobaczyli, jak strażnik odwraca się do nich tyłem i rozmawia z małą Greczynką.
Bartek wiedział już, że nadszedł właściwy moment.
Razem z Jimem i Mary Jane zaczęli chyłkiem zbiegać po stromym zboczu. Ania z Martinem zostali na czatach ukryci za skałą. Mieli obserwować morze i dać znać przez telefon komórkowy, gdyby pojawił się katamaran lub jacht.
Bartek z przyjaciółmi zbiegł do budynku najbardziej naszpikowanego antenami i zwisającymi kablami. Podejrzewał, że właśnie tam najszybciej uda im się sprawdzić, czym zajmują się podejrzani badacze. I nie mylił się.
Wewnątrz chaty, wzdłuż całej ściany zamontowany był długi stół, a na nim znajdowało się sześć stanowisk komputerowych. Leżało na nim również mnóstwo skoroszytów, teczek i wydruków z różnymi danymi.
Jim natychmiast spróbował uruchomić jeden z komputerów.
– To nie są prawdziwi archeolodzy – oceniła Mary Jane, patrząc na stojące na podłodze plastikowe skrzynie wypełnione amforami, dzbankami, czarkami oraz innymi fragmentami antycznej ceramiki.
Bartek ukucnął przy amforach.
– Pewnie wydobyli je z dna morskiego – przeglądał zawartość skrzyń.
– Tylko że żaden profesjonalny archeolog nie przechowywałby w taki sposób tak cennych znalezisk – zauważyła Mary Jane.
– Masz rację – zgodził się Bartek. – Są tu poupychane bez ładu i składu. W żaden sposób ich nie zabezpieczyli ani nie opisali. Mam wrażenie, że niektóre zostały potłuczone już po wydobyciu – z żalem i niepokojem badał pozostałości starożytnych naczyń. – Jakby im wcale na nich nie zależało – osądził. – Dla archeologa to prawdziwe świętokradztwo! –