Klub Poszukiwaczy Przygód tom 1 Zmora doktora Melchiora. Agnieszka Stelmaszyk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Klub Poszukiwaczy Przygód tom 1 Zmora doktora Melchiora - Agnieszka Stelmaszyk страница 4

Klub Poszukiwaczy Przygód tom 1 Zmora doktora Melchiora - Agnieszka Stelmaszyk

Скачать книгу

opis tortu. Pamiętaj o wstępie, rozwinięciu

      i zakończeniu.

      A moja praca wyglądała tak:

      Nie mogę opisać tortu, ponieważ go zjadłem.

      Tort był bardzo dobry.

      To koniec.

      Prościzna, prawda? Wstęp, rozwinięcie, zakończenie, wszystko się zgadza.

      Zadowolony z siebie wrzuciłem zeszyt do torby i na dźwięk dzwonka do drzwi, wybiegłem z pokoju.

      – Przemku, odrobiłeś lekcje? – dogonił mnie głos mamy, krzątającej się w kuchni.

      – Jasne, mamo! Przyszli do mnie chłopacy. Będziemy od tej pory spotykać się w naszej piwnicy. To będzie siedziba klubu, który dzisiaj założyłem.

      – Klubu? – zainteresowała się mama.

      – Tak, Klubu Poszukiwaczy Przygód. Wziąłem sobie do serca twoje zalecenia i będziemy się razem z chłopakami rozwijać – odparłem, równocześnie otwierając drzwi wejściowe.

      Jeden za drugim weszli jak zwykle rozczochrany Bazyl, Rodzynek ze swoją idealnie uczesaną fryzurą

      i Muffin z nieodłączną lukrowaną babeczką w dłoni.

      – Bry, bry – mamrotali do mojej mamy słowa powitania.

      – Dzień dobry, chłopcy. – Mama była ogromnie przejęta. – Jestem z was dumna, że wreszcie obudziły się

      w was ambicje i pragniecie nabywać nowych, rozwijających umiejętności.

      Chłopacy stali z rozdziawionymi ustami i gapili się na moją mamę, jakby mówiła do nich po chińsku.

      – Jak mamy się tutaj uczyć, to ja nie chcę! – Muffin odwrócił się na pięcie i już zamierzał zwiać, gdy pociągnąłem go za koszulę i mrugnąłem okiem.

      – Przecież musiałem coś powiedzieć mamie, żeby pozwoliła nam się spotykać w piwnicy – szepnąłem.

      – A, chyba że tak – bąknął Muffin i zawrócił.

      Zachwycona mama pewnie myślała, że my będziemy czytać jakieś książki przygodowe albo coś. Odprowadziła nas do samych drzwi piwnicy i zapaliła światło, żebyśmy przypadkiem nie spadli ze schodów.

      – Przyniosę wam ciasteczka! – Klasnęła w dłonie.

      – Ja też chcę ciasteczka i chcę iść z Przemkiem! – zawyła moja siostra.

      Już myślałem, że nici z naszego spotkania klubowego, bo gdy ta smarkula zaczyna ryczeć i wyć, rodzice na wszystko jej pozwalają. Ale ku mojemu zdumieniu, mama złapała beksę za rękę i poprowadziła do kuchni. Na nic zdało się histeryczne rzucanie się Zuzi na podłogę.

      Tym razem ja byłem górą! To był jednak genialny pomysł z tym klubem.

      Musiałem tylko przejąć ciasteczka, zanim mama zejdzie z nimi do piwnicy. To miał być męski klub, bez żadnych bab. Moja mama jest całkiem fajną babką, ale skoro wymyśliłem taki regulamin, trzeba się go trzymać.

      – Dzięki! – Wziąłem z rąk mamy talerz z ciastkami owsianymi i pognałem z nimi na dół.

      Sprawa gangu złodziei obrazów nie mogła przecież czekać.

      Kiedy powiedziałem, że na pierwszym spotkaniu naszego klubu będziemy rozmawiać o dziełach sztuki, mama tak się rozpromieniła, że pobiegła zaraz do swojego pokoju, a gdy wróciła, wręczyła mi opasły tom

      Historii sztuki. Omal się nie przewróciłem pod jego ciężarem, gdy targałem go do piwnicy. Nie miałem najmniejszego zamiaru korzystać z tej całej Historii. Musieliśmy przecież tylko wyszukać obrazy, które skradziono. A nie będę przecież wertował tysiąca, tak moi drodzy, TYSIĄCA STRON! Rzuciłem tomiszcze w kąt i pobiegłem po tablet taty. Od czego jest Internet! Zwłaszcza, że przecież mogę korzystać z Wi-Fi w całym domu. Miałem nadzieję, że do piwnicy też sięga.

      Postawiłem przed chłopakami tacę z ciastkami, a sam zrobiłem test zasięgu sieci.

      – Wszystko w porządku, Internet działa – stwierdziłem zadowolony i wyciągnąłem rękę po ciasteczko. Moje palce trafiły na okruszki.

      – Wszystko już zjedliście?

      Z niedowierzaniem spojrzałem na kumpli.

      Oczywiście Muffin miał policzki wypchane jak chomik, a na brodzie przylepione okruchy.

      – To on wszystko zeżarł. – Rodzynek wskazał winowajcę, choć sam był nie lepszy i buzię miał pełną ledwo przeżutych ciastek.

      – No, co… nie zdążyłem zjeść obiadu – bronił się Muffin, plując na nas dookoła płatkami owsianymi.

      – Nie mówi się z pełną gębą, trochę kultury! – warknąłem, ścierając z obrzydzeniem jego ślinę z nosa. – Gdyby moja mama to widziała! – Spojrzałem ze zgrozą ku sufitowi.

      – Masz jeszcze? – Z niewinną miną zapytał mnie Bazyl.

      – Nie, nie mam! Później dostaniecie! – wrzasnąłem. – Weźcie się ogarnijcie, musimy zabrać się do roboty.

      Na to znowu wtrącił się Muffin:

      – Chciałbym podkreślić, że nie mówi się „gębą”, bo to niekulturalne. Można powiedzieć „buzią” albo „ustami”. Jak chcesz nas uczyć kultury, to najpierw sam się jej naucz.

      Ja z nimi zwariuję!

      – Słuchajcie – należało przejść do najbardziej istotnych rzeczy – naszym jedynym źródłem wiedzy o kradzieży – zacząłem fachowym tonem – jest ten artykuł

      w „Kurierze”. – Położyłem na stole wycięty fragment, który już wcześniej pokazywałem chłopakom. – Skradziono pięć obrazów. Podobno w muzeum zastosowano wszelkie najnowocześniejsze zabezpieczenia, a mimo to część kolekcji skradziono.

      – Myślisz, że zrobił to ktoś z naszego miasta? – Bazyl dał się wciągnąć w historię.

      – Tego nie wiem, ale sądzę, że złodzieje przygotowywali ten skok od dłuższego czasu.

      – Jak niby mamy odnaleźć tych kolesi? – Muffin zniechęcił się, zanim rozpoczął poszukiwania.

      – Ech, ty człowieku o małej wierze. – Pokręciłem

      z dezaprobatą głową. – Po pierwsze, złodzieje przygotowali się na to, że będzie ich ścigać policja. Ale – zawiesiłem wymownie głos – nie przewidzieli, że może ich tropić ktoś taki, jak my!

      – No

Скачать книгу