Quo vadis. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Quo vadis - Генрик Сенкевич страница 20
Ursusa nikt nie zatrzymał, nikt nie zapytał nawet, co czyni. Ci z gości, którzy nie leżeli pod stołem, nie pilnowali już swych miejsc, więc służba, widząc olbrzyma niosącego na ręku biesiadniczkę, sądziła, że to jakiś niewolnik wynosi pijaną swoją panią. Zresztą Akte szła z nimi i obecność jej usuwała wszelkie podejrzenia.
W ten sposób wyszli z triclinium do przyległej komnaty, a stamtąd na galerię wiodącą do mieszkania Akte.
Ligię opuściły siły tak dalece, że ciężyła jak martwa na ramieniu Ursusa. Ale gdy oblało ją chłodne i czyste poranne powietrze, otworzyła oczy. Na świecie czyniło się coraz widniej. Po chwili, idąc kolumnadą, skręcili w boczny portyk wychodzący nie na dziedziniec, ale na pałacowe ogrody, w których wierzchołki pinij i cyprysów rumieniły się już od zorzy porannej. W tej części gmachu było pusto, a odgłosy muzyki i wrzaski biesiadne dochodziły ich coraz niewyraźniej. Ligii wydało się, że wyrwano ją z piekła i wyniesiono na jasny świat boży. Było jednak coś poza tym ohydnym triclinium. Było niebo, zorze, światło i cisza. Dziewczynę chwycił nagły płacz i tuląc się do ramienia olbrzyma, poczęła powtarzać ze łkaniem:
— Do domu, Ursusie, do domu, do Aulusów! — Pójdziemy! — odrzekł Ursus.
Tymczasem jednak znaleźli się w małym atrium przynależnym do mieszkania Akte. Tam Ursus posadził Ligię na marmurowej ławce opodal fontanny. Akte zaś poczęła ją uspokajać i zachęcać do spoczynku upewniając, że chwilowo nic jej nie grozi, gdyż pijani biesiadnicy będą po uczcie spali do wieczora. Lecz Ligia przez długi czas nie chciała się uspokoić i przycisnąwszy rękoma skronie powtarzała tylko jak dziecko:
— Do domu, do Aulusów!...
Ursus był gotów. Przy bramach stoją wprawdzie pretorianie, ale on i tak przejdzie. Żołnierze nie zatrzymują wychodzących. Przed łukiem mrowi się od lektyk. Ludzie poczną wychodzić całymi kupami. Nikt ich nie zatrzyma. Wyjdą razem z tłumem i pójdą prosto do domu. Zresztą, co mu tam! Jak królewna każe, tak musi być. Po to on tu jest.
A Ligia powtarzała:
— Tak, Ursusie, wyjdziemy.
Lecz Akte musiała mieć rozum za oboje. Wyjdą. Tak! Nikt ich nie zatrzyma. Ale z domu cezara uciekać nie wolno i kto to czyni, obraża jego majestat. Wyjdą, ale wieczorem centurion na czele żołnierzy przyniesie wyrok śmierci Aulusowi, Pomponii Grecynie, Ligię zaś zabierze na powrót do pałacu i wówczas już nie będzie dla niej ratunku. Jeśli Aulusowie przyjmą ją pod swój dach, śmierć czeka ich na pewno.
Ligii opadły ręce. Nie było rady. Musiała wybierać między zgubą Plaucjuszów a własną. Idąc na ucztę miała nadzieję, że Winicjusz i Petroniusz wyproszą ją od cezara i oddadzą Pomponii, teraz zaś wiedziała, że to oni właśnie namówili cezara, by ją odebrał Aulosom. Nie było rady. Cud chyba mógł ją wyrwać z tej przepaści. Cud i potęga Boża.
— Akte — rzekła z rozpaczą — czy słyszałaś, co mówił Winicjusz, że mu cezar mnie darował i że dziś wieczór przyśle po mnie niewolników i zabierze mnie do swego domu?
— Słyszałam — rzekła Akte.
I rozłożywszy ręce umilkła. Rozpacz, z jaką mówiła Ligia, nie znajdowała w niej echa. Ona sama była przecie kochanką Nerona. Serce jej, jakkolwiek dobre, nie umiało dość odczuć sromoty takiego stosunku. Jako dawna niewolnica, nadto zżyła się z prawem niewoli, a oprócz tego kochała dotąd Nerona. Gdyby chciał powrócić do niej, wyciągnęłaby do niego ręce jak do szczęścia. Rozumiejąc teraz jasno, że Ligia albo musi zostać kochanką młodego i pięknego Winicjusza, albo narazić siebie i Aulosów na zgubę, nie pojmowała po prostu, jak dziewczyna mogła się wahać.
— W domu cezara — rzekła po chwili — nie byłoby ci bezpieczniej niż w domu Winicjusza.
I nie przyszło jej na myśl, że jakkolwiek mówiła prawdę, słowa jej znaczyły: "Zgódź się z losem i zostań nałożnicą Winicjusza." Lecz Ligii, która czuła jeszcze na ustach jego pełne zwierzęcej żądzy i palące jak węgiel pocałunki, krew napłynęła ze wstydu na samo wspomnienie o nich do twarzy.
— Nigdy! — zawołała z wybuchem. — Nie zostanę ani tu, ani u Winicjusza, nigdy!
Akte zadziwił ów wybuch.
— Zali — spytała — Winicjusz jest ci tak nienawistny?
Lecz Ligia nie mogła odpowiedzieć, gdyż porwał ją znów płacz. Akte przygarnęła ją do piersi i poczęła uspokajać. Ursus oddychał ciężko i zaciskał olbrzymie pięści; albowiem kochając z wiernością psa swą królewnę, nie mógł znieść widoku jej łez. W jego ligijskim, półdzikim sercu rodziła się chęć, by wrócić do sali, zdławić Winicjusza, a w razie potrzeby cezara, bał się jednak zaofiarować z tym swej pani, nie będąc pewnym czy taki postępek, który zrazu wydał mu się nader prostym, byłby odpowiednim dla wyznawcy Ukrzyżowanego Baranka. A Akte utuliwszy Ligię poczęła znów pytać — Zali on ci tak nienawistny?
— Nie — rzekła Ligia — nie wolno mi go nienawidzić, bo jestem chrześcijanką.
— Wiem, Ligio. Wiem także z listów Pawła z Tarsu, iż wam nie wolno ni się pohańbić, ni bać się więcej śmierci niż grzechu, ale powiedz mi, czy twoja nauka pozwala śmierć zadawać?
— Nie.
— Więc jakże możesz ściągać pomstę cezara na dom Aulosów?
Nastała chwila milczenia. Przepaść bez dna otworzyła się przed Ligią na nowo. Zaś młoda wyzwolenica mówiła dalej:
— Pytam, bo mi cię żal i żal dobrej Pomponii, i Aulusa, i ich dziecka. Ja dawno żyję w tym domu i wiem, czym grozi gniew cezara. Nie! Wy nie możecie stąd uciekać. Jedna ci droga zostaje: błagać Winicjusza, aby cię wrócił Pomponii. Lecz Ligia obsunęła się na kolana, by błagać kogo innego. Ursus ukląkł po chwili także i oboje poczęli się modlić w domu cezara, przy rannej zorzy.
Akte po raz pierwszy widziała taką modlitwę i nie mogła oczu oderwać od Ligii, która zwrócona do niej profilem, ze wzniesioną głową i rękoma, patrzyła w niebo, jakby czekając stamtąd ratunku. Świt obrzucił światłem jej ciemne włosy i białe peplum, odbił się w źrenicach i cała w blasku, sama wyglądała jak światło. W jej pobladłej twarzy, w otwartych ustach, we wzniesionych rękach i oczach znać było jakieś nadziemskie uniesienie. I Akte zrozumiała teraz, dlaczego Ligia nie może zostać niczyją nałożnicą. Przed dawną kochanką Nerona uchylił się jakby róg zasłony kryjącej świat zgoła inny niż ów, do którego przywykła. Zdumiewała ją ta modlitwa w tym domu zbrodni i sromoty. Przed chwilą wydawało się jej, że nie ma dla Ligii ratunku, teraz zaś poczęła wierzyć, że może stać się coś nadzwyczajnego, że przyjdzie jakiś ratunek tak potężny, iż i sam cezar oprzeć mu się nie zdoła, że z nieba zejdą jakieś skrzydlate wojska w pomoc dziewczynie albo że słońce podściele pod nią promienie i pociągnie ją ku sobie. Słyszała już o wielu cudach między chrześcijanami i myślała teraz, że widocznie wszystko to prawda, skoro Ligia tak się modli.
Ligia zaś podniosła się wreszcie z twarzą rozjaśnioną nadzieją. Ursus podniósł się także i przykucnąwszy obok ławki, patrzył w swą panią czekając