Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 28
Zanim zalali go pytaniami, obrócił się i oddalił. Kamery odprowadzały go przez chwilę, a potem na antenie pokazał się materiał z zatrzymania. Najwyraźniej ktoś dał zawczasu cynk NSI, bo nie było to nagranie policyjne.
Chyłka doskonale pamiętała jedenastopiętrowy blok i kiosk obok. Twarz Bukano była zamazana, kilku policjantów prowadziło go w kierunku samochodu. Nagranie nie było długie i zaraz włączono obraz ze studia. Kilku komentatorów miało wypowiadać się na temat przestępczości rodzinnej i statystyk, które nie świadczyły na korzyść klienta Joanny.
Spodziewała się, że postawią mu zarzuty… ale dzisiaj? Ile czasu minęło, od kiedy zaczęli badanie DNA? O ilu dniach mówił ten… profesor z zakładu medycyny sądowej? Chyłka stała przed telewizorem, nie mogąc poskładać wszystkiego w logiczną całość.
W dodatku ktoś do niej dzwonił. Wczoraj, tuż przed tym, jak na dobre zaczęła pić. Szczerbaty, ten aspirant. Tak, z pewnością on.
Znów poczuła, jak wzbierają w niej nudności. Odchrząknęła i sięgnęła po paczkę papierosów. Palenie rzadko kiedy było dobrym pomysłem, ale w tym przypadku mogło pretendować do miana tragedii.
Mimo to zapaliła marlboro i podniosła telefon. Wybrała numer Szczerbińskiego.
Bez zaskoczenia przekonała się, że policjant nie odbiera. Po tym, jak potraktowała go wczoraj, być może nie powinna się dziwić. Miał dla niej jakieś informacje, tymczasem ona po prostu go spławiła. Wtedy wydawało jej się, że ma znacznie lepsze rzeczy do roboty.
Zaczęła już tracić nadzieję, że Szczerbiński odbierze, kiedy w końcu sygnał zmienił się w cichy szum.
– Halo? – zapytała.
– Teraz do mnie dzwonisz? – odparł Szczerbaty.
– Posłuchaj…
– Dziś nie mam na to czasu. Przykro mi.
Zanim zdążyła zaoponować, rozłączył się. Joanna cisnęła komórkę na kanapę, uświadamiając sobie, że spotkanie stało się bezcelowe. Z jakiejś przyczyny Szczerbiński miał zamiar poinformować ją wczoraj o dzisiejszym zatrzymaniu. Powinna się z nim spotkać, do cholery. Może zdołałaby zapobiec temu bagnu…
Rozmasowała skronie, przeczuwając nadchodzący ból głowy. Zgasiła papierosa i poszła pod prysznic. Wszystko po kolei, najpierw musiała doprowadzić się do stanu względnej używalności.
Obmycie się zimną wodą niewiele pomogło. Wycisnęła sobie pełną szklankę soku z cytryny, ale to również okazało się niewystarczające. W końcu sięgnęła po tequilę, uznając, że i tak gorzej już być nie może.
Jej klient znalazł się za kratkami. Chyłka złoży zażalenie, ale na niewiele się to zda. Wprawdzie Bukano znajdował się w grupie podwyższonego ryzyka – był jednocześnie Cyganem, gwałcicielem i dzieciobójcą – ale Joanna nie sądziła, by jakikolwiek sąd zdecydował, że w areszcie grozi mu niebezpieczeństwo tak duże, iż trzeba go wypuścić.
Rozejrzała się niepewnie po mieszkaniu. Na fotelu leżał pognieciony żakiet, spódnica wylądowała na podłodze. Joanna przeszła do sypialni i przekonała się, że większa część jej garderoby była w podobnym stanie. Właściwie została jej tylko jedna czysta bluzka – ta, którą prała ręcznie jakiś czas temu, gdy w środku nocy alkohol cofnął się jej do gardła. Nie zdążyła do toalety i wszystko wylądowało na podłodze. Prawie wszystko.
Włożyła czystą bluzkę.
Najpierw widzenie, potem zażalenie, a później… później pomyśli, co dalej.
Ubrała się, wzięła torebkę i klucze, po czym ruszyła na korytarz. Ledwo zamknęła drzwi do mieszkania, a rozległ się znajomy głos:
– Nie wyglądasz najlepiej.
Przez chwilę nie była pewna, czy naprawdę go słyszy. Wbiła wzrok w drzwi i wmówiła sobie, że za jej plecami nikogo nie ma. Wyimaginowała sobie jego obecność. Nie mógł tutaj być. Nie teraz i nie po tylu latach.
– Magda dzwoniła – powiedział.
Joanna obróciła się powoli, z trudem przełykając ślinę. Spojrzała na ojca i mimowolnie pokręciła głową.
– Magdalena – wydusiła.
– Słucham?
– Po tych wszystkich latach mógłbyś… mógłbyś uszanować to, jak chce, żeby się do niej zwracać.
Ojciec sprawiał wrażenie, jakby nie dosłyszał. Zmrużył oczy, a zmarszczki wokół jego oczu stały się jeszcze wyraźniejsze. Kiedy Chyłka widziała go ostatnim razem, wyglądał na kilkanaście lat młodszego.
Oboje milczeli, patrząc na siebie. Na palcach jednej ręki mogła policzyć sytuacje w dorosłym życiu, kiedy trwała w niewygodnej dla siebie ciszy.
– Wychodzisz? – odezwał się w końcu ojciec.
– Jak widać.
– Mogę…
– Nie.
Skinął głową i cofnął się o krok. Jego zachowanie przywodziło na myśl zastraszonego uczniaka, który obawia się, że jednym niefortunnym słowem może sprowadzić na siebie łomot ze strony starszych kolegów.
Joanna zrobiła krok w kierunku schodów, nadal nie wiedząc, co powiedzieć. Oznajmić mu, by się odsunął? Zaproponować spotkanie później? Zastrzec, że nie ma zamiaru go widzieć?
Ostatnim razem rozmawiali pięć lat temu. I nie była to miła rozmowa.
– Muszę iść – odezwała się Chyłka i minęła go.
Było to najlepsze, na co wpadła.
– Czuć od ciebie alkohol – zauważył ojciec.
Nie odpowiedziała. Kto jak kto, ale on nie miał prawa formułować takich zarzutów. Bez względu na to, czy obecnie pił, czy zaliczał odwyk. Zresztą picie w jego wypadku było tylko kroplą w morzu przewinień.
Joanna zeszła do garażu i wsiadła do iks piątki. Nie była roztrzęsiona – by doprowadzić ją do takiego stanu, los musiałby zrzucić na nią jeszcze kilka takich niespodzianek – ale z pewnością czuła niepokój.
Jeśli jej siostra zadzwoniła do ojca, musiała uznać, że Chyłka dotknęła dna i nie odbiła się od niego. To oznaczało, że prawniczce nie uda się uniknąć długich i nikomu niepotrzebnych dyskusji z Magdaleną.
Wyjechała z garażu i bez problemu włączyła się do ruchu na Argentyńskiej. Dopiero po chwili zreflektowała się, że skręciła w złą stronę. Areszt śledczy był w przeciwnym kierunku.
Wbiła