Czterech niewinnych złoczyńców. Gilbert Keith Chesterton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czterech niewinnych złoczyńców - Gilbert Keith Chesterton страница 3
Po chwili ciszy dziennikarz powiedział nagle:
– Ale zaraz, to się nie trzyma kupy. Zła sława Marillaca to nie tylko marnowanie pieniędzy na wystawne jedzenie. Chodzi o całą resztę. Dlaczego jest takim wielbicielem tych zgniłych erotycznych sztuk? Dlaczego zadaje się z kobietą taką jak pani Prague? To w każdym razie nie wygląda mi na pustelnictwo.
Mężczyzna siedzący naprzeciwko Piniona uśmiechnął się, a jego potężny sąsiad z prawa wykonał półobrót, chrząkając ze śmiechu.
– Tak – powiedział – widać jasno, że nigdy nie przebywał pan w towarzystwie pani Prague.
– Ale o co panu chodzi? – spytał Pinion; tym razem dał się słyszeć ogólny śmiech.
– Niektórzy mówią, że to jego niezamężna ciotka i że to jego obowiązek być dla niej miłym – zaczął pierwszy mężczyzna, ale drugi przerwał mu szorstko:
– Dlaczego nazywasz ją niezamężną ciotką, skoro wygląda jak...
– Właśnie – odpowiedział dość pośpiesznie pierwszy z mężczyzn – i dlaczego „wygląda jak”, skoro o tym mowa?
– A rozmowa z nią! – westchnął jego przyjaciel. – A Marillac znosi to godzinami!
– A jej sztuka! – przytaknął tamten. – Marillac ogląda wszystkie pięć śmiertelnie nudnych aktów, a to już męczeństwo...
– Nie rozumie pan? – zawołał obdarty mężczyzna z pewnym podnieceniem. – Hrabia to wyrobiony, a nawet uczony człowiek. Pochodzi też z romańskiego kraju i jest wprost denerwująco logiczny. A jednak to znosi. Wytrzymuje pięć albo sześć aktów Naprawdę Współczesnego Intelektualnego i Wnikliwego Dramatu. W pierwszym akcie dowiaduje się, że kobieta nie chce już być stawiana na piedestale; w drugim akcie kobieta nie chce być już stawiana pod szklanym kloszem; w trzecim akcie kobieta nie chce być już dla mężczyzny zabawką, a w czwartym własnością; same komunały. A przed nim wciąż jeszcze dwa akty, w których ona nie będzie czymś innym – niewolnicą w domu albo wyrzutkiem wygnanym z domu. Oglądał to sześć razy bez mrugnięcia okiem; nie widać nawet, żeby zgrzytał zębami. A rozmowa z panią Prague! Jak to jej pierwszy mąż nigdy jej nie rozumiał, drugi prawdopodobnie mógłby zrozumieć, a dopiero trzeci sprawiał wrażenie, że rzeczywiście rozumie – i tak dalej, jak gdyby tu było cokolwiek do rozumienia. Wie pan, jacy są egotyczni głupcy. A on nawet ich chętnie znosi.
– Tak naprawdę – wtrącił refleksyjnie potężny mężczyzna – można powiedzieć, że on wymyślił nowoczesną pokutę. Pokutę nudy. Włosiennice i jaskinie pustelników na dzikim odludziu nie byłyby tak straszne dla współczesnych nerwów.
– Z tego, co panowie mówią – zastanawiał się Pinion – to uganiałem się za roztańczonym hedonistą, a znalazłem jedynie stojącego na głowie pustelnika.
Po chwili milczenia dodał nagle:
– To wszystko prawda? Jak się panowie dowiedzieli?
– To dość długa historia – odparł mężczyzna siedzący naprzeciwko. – Prawda jest taka, że Marillac folguje sobie raz w roku, w święto Bożego Narodzenia, kiedy je i pije to, co naprawdę lubi. Spotkałem go w spokojnym pubie w Hoxton, gdzie pił piwo i jadł flaki z cebulą i jakoś zaczęliśmy poufną rozmowę. Oczywiście, jak pan rozumie, to jest poufna rozmowa.
– Na pewno jej nie opublikuję – odpowiedział dziennikarz. – Gdybym to zrobił, uznaliby mnie za szaleńca. W dzisiejszych czasach ludzie nie rozumieją tego rodzaju obłędu i właściwie dziwi mnie, że tak przypadł on panom do gustu.
– No więc opisałem mu swój własny przypadek – ciągnął tamten. – Był trochę taki jak ten jego, chociaż nie na taką skalę. A potem przedstawiłem go moim przyjaciołom i tak został niejako prezesem naszego małego klubu.
– O, nie wiedziałem, że tworzą panowie klub – odparł dość zdziwiony Pinion.
– Nas czterech łączy co najmniej jedno: każdy z nas, tak jak Marillac, znalazł się kiedyś w sytuacji, kiedy wydawał się gorszym niż był w rzeczywistości.
– Tak – burknął raczej kwaśno potężny mężczyzna – wszystkich nas źle zrozumiano. Jak panią Prague.
– Ale Klub Ludzi Niezrozumianych jest raczej wesoły – kontynuował jego przyjaciel. – Wszyscy jesteśmy tu całkiem radośni, biorąc pod uwagę, że naszą reputację zszargały ponure i odrażające przestępstwa. Tak naprawdę poświęciliśmy się nowemu rodzajowi opowiadania detektywistycznego lub, jeśli pan woli, usługi detektywistycznej. Nie tropimy przestępstw, ale ukryte cnoty. Czasami, jak w przypadku Marillaca, są one bardzo umiejętnie ukryte. Jak niewątpliwie słusznie pan powie, w ukrywaniu naszych cnót osiągnęliśmy olśniewający sukces.
Dziennikarzowi zaczęło się trochę kołować w głowie, mimo że, jak sądził, przywykł już do otoczenia zarówno szaleńców, jak i przestępców.
– Zaraz, ale przecież powiedział pan, że waszą reputację zszargały przestępstwa – zaoponował. – Jakiego rodzaju przestępstwa?
– Morderstwo – powiedział mężczyzna siedzący obok niego. – Ludzie, którzy mnie oczernili, zrobili to najwidoczniej dlatego, że nie pochwalali morderstw. To prawda, że jako morderca byłem nieudacznikiem, jak pod każdym innym względem.
Nieco skonsternowany Pinion powędrował wzrokiem do kolejnego mężczyzny, który odparł wesoło:
– Tylko zwykłe oszustwo; zawodowe, takie, za które czasami wyrzucają z branży. Coś w stylu rzekomego odkrycia bieguna północnego przez doktora Cooka.
– Co to wszystko ma znaczyć? – odparł Pinion i spojrzał pytająco na mężczyznę siedzącego naprzeciwko, który do tej pory tak wiele wyjaśnił.
– Kradzież – odpowiedział obojętnie mężczyzna siedzący naprzeciwko – aresztowali mnie pod zarzutem drobnych kradzieży.
Zapadła głęboka cisza, która w tajemniczy sposób zdawała się skupiać, jak gromadzące się chmury, nad czwartym członkiem klubu, który do tej pory nie powiedział ani słowa. Siedział on prosto, zachowując dość sztywny, zagraniczny styl. Jego beznamiętna, przystojna twarz pozostawała niezmienna, a usta nie ułożyły się choćby w szept. Ale teraz, gdy raptowna i głęboka cisza zdawała się go przynaglać, jego twarz stała się jeszcze bardziej kamienna, a kiedy wreszcie przemówił, jego cudzoziemski akcent brzmiał jeszcze bardziej obco, niemal jak gdyby nie był ludzki.
– Popełniłem niewybaczalny grzech – powiedział. – Dla jakiego grzechu zachował Dante ostatnie i najniższe piekło, krąg lodu?
Wciąż wszyscy milczeli, a on sam odpowiedział na swoje pytanie tym samym głuchym głosem:
– Dla zdrady. Zdradziłem czterech towarzyszy i wydałem ich władzom za łapówkę.
Coś zmroziło wrażliwego gościa, który po raz pierwszy naprawdę poczuł, że atmosfera wokół niego jest złowroga i dziwna. Ten bezruch trwał jeszcze kolejne pół minuty, a potem wszyscy czterej