Upał. Marcin Ciszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Upał - Marcin Ciszewski страница 25

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Upał - Marcin Ciszewski

Скачать книгу

odpowiadał. Patrzył przed siebie z obojętną miną, jakby nie widział pokoju, obu przesłuchujących i samego siebie w tysiącu egzemplarzy odbitego w lustrach. Nie zwracał uwagi ani na śledczych, ani na swój, oględnie mówiąc, nieco żałosny stan. Już przeszło kwadrans temu przestał kontrolować pęcherz; niewielka kałuża uformowała się tuż koło kostek w regularną elipsę.

      Facet śmierdział potem, strachem i moczem, ale zachowywał kamienne milczenie.

      Potocka przyglądała mu się uważnie przez szybę. Światło lamp padało prosto na jego twarz, pokrytą ciemniejącym z każdą godziną zarostem, piwne, nieobecne oczy, wąskie, zaciśnięte wargi. Mowa ciała wyrażała postawę obronną, bierną, ale za tą biernością stała niezłomna wola i dziesiątki godzin indoktrynacji.

      Mahmud Saleh stanowił modelowy, podręcznikowy okaz fanatyka w zachodnim rozumieniu tego słowa.

      Potocka miała pewność, że śledczy tylko tracą czas; owszem, konwejer, czyli przesłuchiwanie non stop, bez dania więźniowi szansy na sen, wybijanie go z pewności siebie natarczywymi pytaniami przez zmieniających się co dwie godziny śledczych, w końcu jest w stanie złamać system obronny najbardziej nawet odpornego człowieka. Czynności te, przy swojej generalnej skuteczności, miały jednak cechę, która w tym wypadku nie gwarantowała wystarczająco szybkiego powodzenia – zajmowały mianowicie dużo czasu. Czas, wedle żelaznego przekonania kapitan Potockiej, był właśnie tym czynnikiem, którego nie mieli. Pomału zapominała o niedawnych dylematach. Obraz zaciętej twarzy pojmanego mężczyzny ponownie wyzwolił w niej przemożną chęć działania. Być może ostatnią.

      – I? – usłyszała za plecami głos.

      Odwróciła się. Tyszkiewicz przyglądał się więźniowi z zainteresowaniem. Odniosła wrażenie, że celowo skupia wzrok na nim, by nie patrzeć na nią. Stał jednak bardzo blisko.

      – Jeszcze nic – odparła. Poczuła w okolicach serca całkiem wyraźne ciepło.

      – Nic nie powiedział?

      – Nic ważnego.

      Tyszkiewicz przez chwilę przysłuchiwał się szybko mknącemu strumieniowi pytań. Więzień milczał. Potocka milczała. Jej myśli tylko w iluzoryczny sposób były związane z czekającymi ją zadaniami.

      – To może trwać w nieskończoność – mruknął Jakub.

      – Otworzył się. Potem na ogół mówią. Choć niekiedy po jakimś czasie.

      – Właśnie. Po jakimś czasie. Nie mamy czasu.

      Teraz z kolei Potocka przyjrzała się więźniowi, a potem przeniosła wzrok na Tyszkiewicza.

      – Możemy spróbować… – Zawahała się, a Jakub miał wrażenie, że wahanie nie dotyczyło przedmiotu wypowiedzi, tylko dobrania jak najbardziej adekwatnej formy – …nieco przyspieszyć moment, w którym zacznie mówić.

      Spojrzenie zielonych oczu przepalało go na wylot. Czuł, że zaczyna się pocić. Cholerna klimatyzacja.

      – Przyspieszyć?

      – Zamiast brać go zmęczeniem, możemy pójść na skróty.

      Jeden z techników obsługujących wariograf oderwał wzrok od odczytu i spojrzał na Potocką.

      Tyszkiewicz ruchem brody nakazał mu powrót do pracy.

      – Niech jadą dalej – powiedział w stronę pracowników Biura, adresując tę uwagę do bombardujących więźnia pytaniami Moskalewicza i Klebera. – A panią poproszę ze sobą.

      Odwrócił się i wyszedł, słysząc za sobą szybki stukot obcasów. Na korytarzu było nieco chłodniej niż w Raju. W głębi korytarza zamajaczyła kanciasta sylwetka Krzeptowskiego. Tyszkiewicz machnął do niego ręką, bez słowa minął sekretariat, przepuszczając Potocką przodem, wskazał ręką fotel, a sam zajął miejsce najdalej jak mógł – za biurkiem. Krzeptowski stanął w drzwiach. Wypełniał całą framugę.

      – Siadaj – powiedział Jakub.

      Krzeptowski podniósł pytająco brwi, ale nie doczekawszy się wyjaśnień, bez słowa usiadł w fotelu.

      Jakub odetchnął parę razy, bez sympatii spojrzał na wolno obracający się pod sufitem wiatrak, po czym starając się w pełni kontrolować mięśnie twarzy, zwrócił się do Potockiej:

      – Słucham.

      Kobieta przekrzywiła głowę. Kosmyk rudych włosów harmonijnie współgrał z jasną skórą dekoltu. Krzeptowski dostrzegł minę Jakuba i zaklął w duchu. Miał nawet wrażenie, że nie do końca udało mu się ukryć przekleństwo, bo Potocka przelotnie na niego spojrzała.

      – Co wiemy o Mahmudzie Salehu? – zapytała niskim głosem, starannie akcentując słowa, powróciwszy spojrzeniem w stronę Tyszkiewicza. – Znamy jego imię, nazwisko, wiemy, że ukończył medresę, mówi językiem potocznym, ale widać, że sporo czytał. Miał na sobie profesjonalnie wykonany ładunek wybuchowy. To wszystko. Pana profilerzy starają się w tej chwili stworzyć jego portret psychologiczny, ale danych jest mało. Od razu może pan założyć, że nie będzie zbyt dokładny. Szczerze mówiąc, w ogóle wątpię, czy się do czegoś przyda. Z drugiej strony, wie pan równie dobrze jak ja, że ten człowiek nie działał sam. Grupa wysyłająca szahida to minimum pięć osób. Jeżeli ma w swoich szeregach następnych samobójców, może nawet liczyć dziesięciu ludzi. Albo więcej. Możliwe, że jego atak był tylko pierwszą próbą. Bardzo prawdopodobne, że będą dalsze. Brakuje nam czasu. W tej sytuacji kluczowe jest, by Saleh zaczął mówić… Mogę go do tego zmusić.

      – Waterboarding? – zapytał Jakub. Czuł, że oboje rozmówcy przyglądają mu się uważnie. – Prąd elektryczny?

      Potocka lekko wydęła wargi.

      – Jeśli będzie trzeba… – odparła. – Jednak na początek spróbowałabym czegoś mniej inwazyjnego.

      – Serum prawdy?

      Tyszkiewiczowi stanął przed oczami widok zmrożonej na kość piwnicy i siedzącego pośrodku nagiego człowieka, któremu zadawał pytania. Za każdym razem brak odpowiedzi bezzwłocznie kwitował puszczeniem w ruch stojącej tuż obok wielkiej przemysłowej nagrzewnicy, której wylot celował prosto w nogi mężczyzny. Krzyk przesłuchiwanego nadal brzmiał w uszach tak samo ostro jak pół roku temu.

      – Jeżeli teraz zadzwonię, będę miała odpowiednie środki za dwadzieścia minut. Ale…

      – Tak?

      – Po pierwsze muszę wiedzieć, że pan tego chce i to akceptuje. Po drugie byłoby mi łatwiej, gdybyście powiedzieli mi, czego się dowiedzieliście, gdy siedziałam z Salehem w pokoju przesłuchań.

      Jakub się zastanowił. Potocka była konkurentką. Tyszkiewicz dobrze wiedział, choćby z niedawnego spotkania w gabinecie ministra, że linia frontu nie przebiega tylko pomiędzy służbami a terrorystami. Mimo wszystko w pewnych okolicznościach jego nowa znajoma mogłaby stać się sojuszniczką.

      – Znalazłeś złodzieja astry?

Скачать книгу