Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 5
Blitzer jednak nie dał mi okazji. Ledwo podniosłem smartfon, roześmiana twarz mojego przyjaciela pojawiła się na wyświetlaczu, a z głośnika popłynęły dźwięki standardowego dzwonka. Zdjęcie Blitz zrobił sobie sam, lata temu, kiedy jeszcze pracowałem w Highlanderze.
Tak, byłem jedną z tych osób, które przy zmianie telefonu przenoszą wszystkie zdjęcia na nowy. Teraz nie wiązało się to z większymi trudnościami, ale kiedyś przejście z pierwszego sony ericssona z aparatem na nową nokię było dość problematyczne.
Zatrzymałem Elder Scrolls i przesunąłem palcem po ekranie.
– Nie dzwonisz w dobrym momencie – powitałem go.
– Widziałeś? – rzucił nerwowo i odkaszlnął. – Nie, nie widziałeś, inaczej nie zacząłbyś rozmowy w ten sposób.
– Czy co widziałem?
– Nowy post na spotted.
Szybko wyłączyłem grę, jakby od prędkości, z jaką to zrobię, zależało moje życie. Włączyłem przeglądarkę i szybko odświeżyłem stronę. Rzeczywiście, pojawił się nowy wpis od Phila Braddy’ego.
„Może dzięki temu zdjęciu ktoś ją pozna” – napisał po angielsku i dołączył link do poprzedniego posta.
Patrzyłem na fotografię, ale zdawało mi się, jakbym spozierał wprost w portal prowadzący do alternatywnej rzeczywistości. Znałem to zdjęcie doskonale. Było dla mnie wyjątkowe.
– Jesteś tam? – spytał Blitzer.
Próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie potrafiłem.
– Werner!
– Je… jestem.
– To na tysiąc procent ona – ocenił. – Zresztą stoi chyba gdzieś na Krakowskiej, niedaleko Baby na Byku. I jest o dobre kilka lat młodsza.
– O dziesięć… – jęknąłem.
– Co?
– Sam zrobiłem to zdjęcie.
– Jak to? Kiedy? Gdzie?
– Na kilka dni przed tym, jak zaginęła, ale… Blitzkrieg…
– No?
– Nigdy nikomu go nie pokazywałem. Nigdy go nie wrzucałem do sieci, nigdy nawet nikomu nie mówiłem, że je mam…
– Co? Dlaczego?
– Nie wiem – odparłem, gorączkowo pocierając głowę. – Chyba chciałem mieć coś tylko dla siebie, coś wyłącznie mojego, bo…
– Mniejsza z tym – uciął. – Skąd Brytol ma to zdjęcie?
– Nie mam pojęcia.
Nie potrafiłem wyobrazić sobie scenariusza, dzięki któremu Phil Braddy miałby zdobyć zdjęcie. To zdjęcie. Moje zdjęcie.
Wszystkie możliwe wyjaśnienia były na wskroś absurdalne. Nawet jeśli rozmawiał z Ewą dłużej, niż wynikało to z pierwszego posta, ona sama nie miała tej fotografii. Nie zdążyłem jej nawet pokazać tego ujęcia, a sam przypomniałem sobie o nim, dopiero kiedy zaginęła.
Sięgnąłem po piwo i opróżniłem je jednym haustem. Od gazu zakotłowało mi się w brzuchu.
Zrozumiałem, że tego dnia dostałem o wiele więcej niż tylko mętny trop. Fakt, że Braddy miał tę fotografię, dowodził, że musi być jakoś zamieszany w sprawę.
– Odpisał ci? – zapytałem.
– Tak.
Przeszły mnie ciarki.
– Zaraz po tym, jak wrzucił fotkę.
– I?
– Utrzymuje, że naprawdę jej nie zna, nigdy wcześniej ani później jej nie widział i po prostu chciałby nawiązać z nią kontakt. Dopytywał, czy ja ją znam.
– Napisz mu, że…
Urwałem, dochodząc do wniosku, że nie powinienem dłużej polegać wyłącznie na Blitzu. Wyświetliłem profil Phila Braddy’ego i zerknąłem na twarz, którą już doskonale znałem od patrzenia na nią przez długie godziny. Potem wysłałem mu wiadomość.
„Znam dziewczynę, której szukasz. Skąd masz to drugie zdjęcie?”
Blitzkrieg mówił coś do słuchawki, ale jego głos zdawał się niknąć gdzieś na linii. Wpatrywałem się w ekran komputera, czując, jak robi mi się coraz bardziej gorąco. W końcu zaświeciła się niebieska ikonka po prawej stronie wysłanej przeze mnie wiadomości. Braddy ją przeczytał. Nie pokazała się jednak informacja, by pisał odpowiedź.
Odsunąłem nieco krzesło, pochyliłem się i zacząłem uderzać dłońmi o uda. Wpatrując się w monitor, miałem wrażenie, jakbym rzucał wyzwanie.
Wyzwanie, na które nie doczekałem się odpowiedzi.
– Nie odpisuje – powiedziałem.
– Hę? – mruknął Blitzer. – Napisałeś do niego?
– Tak, ale…
– Miałeś mi to zostawić.
Nie pamiętałem, żebyśmy kiedykolwiek się tak umawiali, ale może Blitzer przyjął, że skoro to od niego wszystko się zaczęło, spoczywa na nim jakaś dziejowa odpowiedzialność za doprowadzenie sprawy do końca.
– Nadal nie odpisuje – powiedziałem. – Chociaż przeczytał wiadomość.
– Poczekaj chwilę.
– Niczego innego nie robię, Blitz – odbąknąłem. – Na dobrą sprawę od dziesięciu lat.
Każda sekunda zdawała się biec coraz wolniej, a ja traciłem cierpliwość. Czułem, że mam odpowiedzi na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko przycisnąć tego człowieka.
– Cała ta akcja z poszukiwaniem dziewczyny z koncertu to bzdura – zauważyłem. – Tu chodzi o coś innego.
– O co?
– Nie wiem. Ale zamierzam się dowiedzieć.
– Sam?
– Z twoją pomocą – odparłem, szybko dochodząc do wniosku, że to bodaj najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mu powiedziałem. Właściwie po raz pierwszy potraktowałem go tak, jak powinienem. Jak przyjaciela, na którym mogę polegać.
– Wiadomo, że z moją. Ale to może nie wystarczyć.
– Z samego