Kości proroka. Ałbena Grabowska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kości proroka - Ałbena Grabowska страница 25
– Czy nie warto zapisywać czynów i myśli waszego Nauczyciela, aby przekazać te zapiski potomnym?
Aż się zachłysnąłem na te słowa. Absolutna racja! Kto po śmierci Nauczyciela pozna jego nauki? A nauki Mesjasza? Pójdą w zapomnienie wraz ze śmiercią ostatniego potomka uzdrowionego dziecka albo obdarzonego łaską dorosłego. Mesjasz też kiedyś odejdzie, chociaż proroctwa są mgliste i mówią o jego wiecznym życiu.
– Co masz na myśli? – spytałem ostrożnie.
Zapewnili mnie, że mają dobre rozwiązanie, i zachęcili, abym udał się na spoczynek. Sami mieli przynieść Nauczycielowi zupę i chleb. Wróciłem do stodoły. Moi utrudzeni towarzysze spali. Zjadłem to, co mi zostawili, i także zasnąłem.
Rankiem mężczyźni przynieśli zwitek papirusu, który podali Nauczycielowi. Większość braci wciąż spała, czuwał tylko Abiasz, zbudził się też Gabriel, który z kolei zbudził mnie.
– Co to jest? – odezwał się Nauczyciel.
– Papirus – odpowiedział ojciec chłopca, który zaczął słyszeć. – Spisujcie wasze nauki dla takich jak my.
Nauczyciel wziął do ręki zwitek i spojrzał na nas niepewnie.
– My... – westchnął Eliasz.
Spojrzeliśmy wszyscy po sobie.
– Czy któryś z was umie pisać? – Nauczyciel popatrzył na nas uważnie.
Mężczyźni także skierowali na nas wzrok. Widocznie uznali, że ci, którzy czynią cuda, są także uczeni w mowie i piśmie. Powiedziałem szybko, że umiem pisać, chociaż znałem tylko kilkanaście liter. Potrafiłem zapisać swoje imię, imię żony i córki. Umiałem liczyć do stu. To mi się przydawało podczas sprzedawania ryb. Na szczęście zgłosił się jeszcze Abiasz. Uczył się przez kilka lat na usilną prośbę matki. Twierdziła, że we śnie objawił jej się anioł i kazał, by posłała syna na naukę. Umiejętność pisania kiedyś miała odegrać w jego życiu znaczącą rolę.
– Anioł wiedział, co mówi. Nadszedł czas. Będziesz zatem spisywał nasze dzieje – zdecydował Nauczyciel. – I naszą pamięć o Mesjaszu. Ariel ci pomoże.
Abiasz przycisnął do piersi papirus, po jego policzkach popłynęły łzy. Młodszy mężczyzna podał mu skórzany worek.
– Zrobiono go z najdelikatniejszej skóry koźlęcia, jest odporny na wilgoć. W środku znajdziesz inkaust i pióro. Zawsze trzymaj papirus w tym worku.
Pozostali bracia zaczynali się budzić. Przecierali oczy i patrzyli ciekawie na przybyłych. Nie wszyscy wiedzieli o uzdrowieniu chłopca. W oczach Sariusza widziałem żal, że tak wspaniała skóra nie posłuży do wyścielenia sandałów.
Byłem zazdrosny, że Abiasz potrafi i to. Jak to możliwe, że miał tyle przymiotów? Dobroć, pokorę, skupienie w modlitwie, chęć poświęcania się... Nagle do moich uszu dotarł gardłowy krzyk. Drgnąłem zaniepokojony. Mężczyźni skłonili się nam i odeszli szybkim krokiem. Spojrzałem na Nauczyciela i uzyskałem jego milczącą aprobatę. Podążyłem za nimi. W domu zastałem matkę tulącą do piersi przerażonego chłopca. Nie dawał się uspokoić. Zasłaniał sobie uszy rękoma i krzyczał wniebogłosy.
– Co się stało? – spytał bezradnie jego ojciec.
– On się boi tego, co słyszy – wyszeptała. – Dźwięki, które od wczoraj stały się nagle częścią jego życia, śmiertelnie go przerażają.
Chciałem sprowadzić Nauczyciela. Skoro umiał przywrócić dziecku słuch, pewnie umiałby także sprawić, żeby dar nie sprawiał dziecku bólu.
– Poszukam Nauczyciela, niech on coś poradzi – zaproponowałem.
Kobieta dostrzegła moją obecność i wyraźnie się zlękła.
– Kto to jest?
Widocznie się bała, że sprawię kolejny cud.
– To jeden z naszych gości. Najbliższy towarzysz tego, który uzdrowił naszego syna – wyjaśnił jej mąż.
W oddali zapiał kur, a dziecko ponownie zaczęło krzyczeć.
– Sprowadź swojego Nauczyciela – zdecydował ojciec chłopca. – Niech coś poradzi.
– Mogę się tylko pomodlić, żeby to nieszczęsne dziecko przyjęło dar od samego Boga. – Nauczyciel odmówił mimo moich usilnych próśb.
– Czyż nie można złagodzić nieco skutków owego daru? – spytał brat Eliasz.
Nauczyciel po raz pierwszy, odkąd go poznałem, wyglądał na zniecierpliwionego.
– Bracie Eliaszu – rzekł – nie ja uzdrowiłem tego chłopca. Zrobił to Jahwe, do którego zwróciłem się w modlitwie. Nie mam mocy, by cofnąć ten dar.
Sariusz wystąpił naprzód.
– Pomódlmy się wszyscy, aby ozdrowieniec wyrzucił z siebie Szatana, który wciąż go nęka, i aby cieszył się zdrowiem danym od Boga.
Zaczęliśmy się modlić. Nie umiałem oprzeć się wrażeniu, że kieruję prośby do Szatana, bo dobry Jahwe zrobił swoje i oddalił się w niewiadomym kierunku. Grzeszyłem tą myślą, co wielce mnie zasmuciło. W jednej chwili przestałem czuć radość z daru, jaki otrzymaliśmy od mieszkańców wioski. Krzyki nieszczęśnika nie ustawały. Nauczyciel poszedł szybko za wzgórze, najpewniej pomodlić się o rozwiązanie sytuacji. Nie chciał przy tym modlić się wspólnie z nami, chociaż prosiliśmy go o to.
Usiadłem koło brata Abiasza.
– Boję się.
– Czego? – Jego czyste czoło nie skrywało lęku. Zazdrościłem mu i tego. We mnie kłębiły się strach i wątpliwości.
– Tego, że nie podołamy postawionemu przed nami zadaniu.
Siedzieliśmy sami w stodole na sianie.
– Podołamy z pomocą Bożą. – Nie wypuszczał z rąk worka z cennym darem. – Wierzę, że wszystko jest tak, jak zaplanował Jahwe. Mesjasz przecież powiedział mi, że przyjdzie na mnie czas i przyszedł. Wcześniej matka zaciągnęła dług u swojego pracodawcy, żebym nauczył się czytać i pisać.
– Kto cię uczył?
– Uczony w piśmie.
Abiasz uciekł wzrokiem, a ja zrozumiałem, co musiała zrobić matka Abiasza, żeby on siedział ze mną w stodole w głębokim przekonaniu, że jej ofiara nie poszła na marne.
– Ja tak do końca nie umiem... – wyznałem. – Znam tylko część liter. Prawie nie czytam...
– Z radością cię nauczę. Możemy nawet zacząć teraz...
Nie