Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 4
– Aż za dobrze.
– Ja też. A nie należę do osób, które popełniają ten sam błąd dwa razy.
Nie wyglądał na przekonanego, a Wadryś-Hansen to specjalnie nie dziwiło. Nie od dziś oczywiste było dla niej, że największym krytykiem Wiktora Forsta jest sam Wiktor Forst. Nie było drugiego takiego człowieka, który postrzegałby go równie niekorzystnie – choć przeciwników i krytyków bynajmniej mu nie brakowało.
– Zajmijmy się tym, co możemy ustalić – dodała. – Przynajmniej na razie.
– W porządku.
– Wiesz, co znaczą te słowa z Neowulgaty?
Forst przysunął mikrofon do ust i pochylił się lekko, kiedy śmigłowiec wykonywał zwrot w kierunku górujących nad Zakopanem pasm.
– A ty nie? – zapytał.
– Nie.
– Za rzadko bywasz w kościele.
– A ty zbyt często, skoro kojarzysz łaciński przekład Biblii.
– Sprawdziłem to, jak tylko znalazłem tę książkę w plecaku.
– I czego się dowiedziałeś?
– Że to fragment Księgi Zachariasza, który w tłumaczeniu z Biblii Tysiąclecia brzmi: „Ze zmiłowaniem wracam do Jeruzalem”.
Wadryś-Hansen czekała na więcej, ale najwyraźniej było to wszystko, co Wiktor miał do powiedzenia.
– Tylko tyle?
– W krótkim przekazie zazwyczaj jest najwięcej treści – odparł, spoglądając w kierunku trzech członków załogi siedzących w kokpicie. Zadawali się zupełnie pochłonięci swoimi sprawami. – Jak w przypadku Hemingwaya.
– Znowu do niego wracasz?
– Tak. Grupa kumpli podjudzała go kiedyś do stworzenia najkrótszego opowiadania w historii literatury. Przyjął wyzwanie i napisał je w formie ogłoszenia w gazecie. „Na sprzedaż: para bucików dziecięcych. Nigdy nienoszonych”.
Dominika uniosła wzrok.
– To rzekomo nie on był autorem – zauważyła. – Ale mniejsza z Ernestem, wróćmy do Zachariasza.
Forst sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę big redów. Wadryś-Hansen pokręciła głową, a on złożył jeden z listków na pół i wrzucił do ust jak tabletkę na migrenę.
– To część wizji o odnowie Izraela – podjął. – Ten fragment jest zapowiedzią, którą anioł skierował do proroka.
– Zapowiedzią czego?
– Wybaczenia. Bóg zapewniał, że to koniec okresu gniewu, że wraca, by wybaczyć. Generalnie chodziło o nowy początek, nadejście nowej ery i duże zmiany.
Gdyby ktokolwiek inny przedstawił jej te wyjaśnienia, słuchałaby ich z podejrzliwością. Forst mówił bowiem, jakby był gruntownie zaznajomiony z tematem. Po raz kolejny jednak Dominika powtórzyła sobie w duchu, że powinna trzymać typowe zapędy śledczego na wodzy – jeśli kogoś mogła wyjąć z kręgu podejrzeń, to właśnie Wiktora.
– Więc zabójca chce nam powiedzieć, że to nowy początek – odezwała się.
– Chodzi raczej o ten pierwszy wątek.
– Czyli?
– Że wrócił.
Wadryś-Hansen jednak sięgnęła po gumę. Poczuła w ustach cynamonowy smak, który znikł niemal natychmiast.
– Nie zabrzmiało to najlepiej – odezwała się po chwili.
– Bo sytuacja nie jest najlepsza – odburknął Forst, wyglądając w stronę zasnutych chmurami szczytów. – Kto znalazł ofiarę?
– Dwójka słowackich fotografów, którzy nocowali na Buli pod Rysami. Z samego rana weszli na szczyt i zadzwonili do Horskej Záchrannej Služby. Stamtąd informacja dotarła do TOPR-u, a potem na Jagiellońską.
– Słowacy ruszali trupa? Sprawdzali puls?
– Twierdzą, że nie.
– Normalnie powiedziałbym, że ufam im jak przypadkowemu fryzjerowi, u którego znalazłem się po raz pierwszy, ale…
– Ty nie ufasz żadnej innej nacji, Forst.
– Nie bez powodu – zastrzegł. – Nasza historia jest bogata w zagraniczne zdrady.
– Tak czy inaczej, w tym wypadku Słowakom można wierzyć. Widok musiał mówić sam za siebie.
Mimo woli wyobraziła sobie, jak dwójka fotografów o poranku odkrywa rozciągnięte na szczycie, zakrwawione ciało. Dominika miała tylko nadzieję, że nie sięgnęli po aparaty, bo ostatnim, czego teraz potrzebowała, byłby wybuch paniki w górach.
Helikopter przemknął nad Antałówką i skierował się ku Nosalowi. Wadryś-Hansen przez moment zawieszała wzrok na widocznej po prawej skoczni, która w lecie zdawała się chować w zalesionych stokach. Gdzieś poniżej kilka godzin wcześniej przypadkowi turyści odnaleźli Forsta. Nieprzytomnego, rannego i bez dokumentów.
Prokurator oderwała wzrok od wzniesień i spojrzała na Wiktora. Zdawał się zupełnie nie przejmować dziurą w pamięci. Nic nowego, uznała w duchu Dominika.
– Cała ta sprawa z dziewczynami Bałajewa mogła wywołać wilka z lasu – odezwała się.
– Hm?
– Naśladowcę – sprecyzowała Wadryś-Hansen. – Możliwe, że od pewnego czasu przymierzał się do skopiowania modus operandi Bestii, ale potrzebował katalizatora.
– I myślisz, że tamte dziewczyny mogły nim być?
– Dlaczego nie? Jeśli chciał kopiować Bestię, musiał kierować się jakąś chorą ambicją. Mogła zostać urażona tym, że ktoś inny próbował robić to samo.
– Tyle że nikt nie próbował.
– Wtedy nie – zauważyła Dominika. – Teraz być może tak.
Forst nie skomentował, ale właściwie nie musiał. Pojawienie się kopisty było najbardziej logicznym założeniem.
– Dla naśladowcy to wprost idealna sytuacja – ciągnęła Wadryś-Hansen. – Ciała Bestii nie odnaleziono, modus jest stosunkowo łatwy do powtórzenia, klucz doboru ofiar może być niemalże przypadkowy. Zupełnie jak z Kubą Rozpruwaczem.
Wiktor spojrzał na nią bez przekonania.
– Nie