Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 6
– Nikt nie zabezpieczył jeszcze śladów? – zapytał.
– Nie. Gdybyś był tu dwie godziny temu, zrozumiałbyś, z jakim burdelem miałem do czynienia. Jedni przekrzykiwali drugich, chcieli dobierać się do trupa i pakować rzeczy do worków. Zgoniłem całą tę trzodę na dół, żeby się z nimi rozmówić.
Wiktor skinął głową z uznaniem.
– Gdyby nie moje opanowanie, Forst, sami by podczas tych ekscesów pozacierali ślady. Specjaliści i profesjonaliści od siedmiu boleści.
– Nie wątpię, że był pan oazą spokoju.
– Żebyś wiedział, do cholery.
Osica sprawiał wrażenie, jakby dopiero co wbiegł na szczyt. Oddychał ciężko, policzki miał zaczerwienione, a po czole spływały mu krople potu. Komendant otarł je wierzchnią stroną dłoni i zaklął pod nosem. Wskazał jednego ze Słowaków, który nie odrywał od nich spojrzenia.
– Ten Jožin z bažin twierdzi, że tu dowodzi.
– Obawiam się, panie inspektorze, że potwór z bagien był Czechem – zauważył Wiktor.
– Gówno mnie to obchodzi, Forst. Oni wszyscy są po jednych pieniądzach.
– Więc nie udało się dogadać?
– Ni cholery – odbąknął Edmund, kręcąc głową. – To jakiś kabaret.
Osica zaczął referować, jak przebiegały rozmowy między jedną a drugą stroną, ale Wiktor słuchał trzy po trzy. Skupiał się na Słowaku, który rzeczywiście zdawał się dowodzić grupą śledczych. Miał wąs przywodzący na myśl Toma Sellecka z Magnum, nosił softshellową, czerwono-czarną kurtkę marki Hi-Tec i górskie spodnie z Decathlonu, nic specjalnego. Wyglądałby jak przeciętny turysta, gdyby nie to, że wszyscy Słowacy zdawali się patrzeć właśnie na niego.
Osica nagle urwał i odchrząknął. Wiktor oderwał wzrok od śledczego po drugiej stronie granicy.
– Tylko spokojnie, Forst.
– Nic nie mówiłem.
– Nie, ale widzę, jak łypiesz.
– Nie łypię, panie inspektorze.
– Wręcz przeciwnie – uparł się Edmund, odwracając się w kierunku ciała. – Patrzysz, jakbyś zamierzał podbiec do truchła i przeciągnąć je na naszą stronę.
– Nie mogę biegać. Mam naderwane więzadło.
Osica skwitował to milczeniem, po czym sięgnął za pazuchę oficerskiej kurtki, by wyjąć papierosy. Zapalił chesterfielda i niepewnie potrząsnął paczką.
– Palisz? – spytał Forsta. – Czy przechodzisz kolejny krótki okres rozumności?
– Właściwie nie wiem.
– Dobra odpowiedź – mruknął komendant. – A co z heroiną?
– Taka sama sytuacja.
– Alkohol?
Wiktor wzruszył ramionami.
– Nie pamiętam ostatnich tygodni, panie inspektorze. Nie wiem, do których nałogów wróciłem, a do których nie.
Dominika zrobiła krok w ich kierunku, ściągając na siebie uwagę.
– W plecaku miał tylko big redy – odezwała się. – Ale może to nie najlepsza chwila na rozważanie takich spraw?
Osica zaciągnął się głęboko, zaniósł kaszlem, a potem wyrzucił papierosa w przepaść.
– Matko Boska, usiłuję tylko odreagować ostatnie godziny – powiedział cicho. – Ale oczywiście, wracajmy do dalszych przepychanek. W końcu bez tego praca śledczych byłaby niepełna, prawda?
Forst i Dominika wymienili się krótkimi spojrzeniami.
– Miałam raczej na myśli, że pora się dogadać.
– Z tymi knedlami? Niech mi pani wierzy, że próbowałem na każdy sposób.
– Ciało jednak znajduje się na granicy.
– Ni mniej, ni więcej – potwierdził Edmund. – Sytuacja stała się tak absurdalna, że próbowaliśmy dojść, po której stronie jest więcej trupa. I nic. Zdaje się ułożony dokładnie na środku. Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie sprawdzić, gdzie spłynęło więcej krwi i…
– Z pewnością jakoś to rozwiążemy.
Forst nie przysłuchiwał się rozmowie. Zrobiwszy krok w kierunku słupka, starał się dostrzec monetę, która znajdowała się w szeroko otwartych ustach. Widział jedynie kawałek, ale nie ulegało wątpliwości, że to numizmat.
– Nie rób niczego głupiego, Forst.
Wiktor obejrzał się przez ramię na komendanta.
– Dlaczego nie? – spytał.
– Chryste na niebiosach…
– Twierdzi pan, że wszyscy od rana robią tu niezbyt mądre rzeczy.
– Ale nie przekroczyliśmy pewnej granicy.
– Jaka to granica?
– Taka, za którą czai się awantura dyplomatyczna – odparł Edmund, wyciągając kolejnego papierosa. – A jeśli co do czegokolwiek obie strony są zgodne, to do tego, że ingerencji polityków należy uniknąć za wszelką cenę.
Tym razem Wiktor poczęstował się chesterfieldem. Dominika podziękowała.
– Nie miałem zamiaru robić niczego lekkomyślnego – zapewnił Forst.
– Wątpię.
– Zna mnie pan dobrze, wie pan, że nigdy nie działam pochopnie.
Osica parsknął cicho.
– Wciąż jesteś dla mnie zagadką, Forst.
– I za to mnie pan ubóstwia.
Komendant udawał, że nie usłyszał tej uwagi.
– A najbardziej dziwi mnie twoje podejście do konsekwencji wszelkich działań – ciągnął Edmund. – Jesteś święcie przekonany, że gdybyś cofnął się w czasie, nieuchronnie zmieniłbyś bieg historii. Ale jednocześnie nie dopuszczasz, że to, co robisz teraz, wpływa na przyszłość.
Wiktor wzruszył ramionami.
– Nieważne – dodał inspektor z papierosem w ustach i zerknął na Dominikę. – Jak to, do cholery, wygląda od strony