Nieodgadniona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz страница 20
Ciotka podniosła się, podeszła do niej i przez moment jej się przyglądała, jakby spodziewała się, że dziewczyna przeprosi. Ta jednak wciąż unikała nawet kontaktu wzrokowego.
Napięcie utrzymywało się jeszcze przez chwilę, po czym starsza z więźniarek w końcu odpuściła. Zbliżyła się do mnie i bez słowa zaczęła przeglądać rzeczy, które dostałam w przydziale od więziennej administracji.
– Nic się nie stało – odezwałam się, czując, że muszę w jakiś sposób przełamać ciszę. – I tak bez przerwy o tym myślę.
– Wiadomo – odparła Ciotka.
Nie przesadzałam. Ilekroć zamykałam oczy, widziałam Wojtka podłączonego do wszelkiej maści medycznej aparatury. Część tłoczyła w niego papkę, która miała zastępować jedzenie, pozostała odprowadzała wszystko to, co wiązało się z przemianą materii.
Wzdrygnęłam się i poczułam, że oczy zachodzą mi łzami. Nie wiedziałam, czy to rezultat bezsilności, czy wściekłości.
Szybko zebrałam się w sobie, odganiając wszystkie myśli związane z tym, na co nie miałam wpływu. Przynajmniej nie w tej chwili. Jeśli uda mi się opuścić mury więzienia, zadbam o najlepszą opiekę dla Wojtka. Moje konta bankowe wciąż pękały w szwach od pieniędzy Roberta. Skorzystam z nich, umieszczę go w najlepszym ośrodku, zadbam o zastosowanie najnowszych, najskuteczniejszych terapii i zrobię wszystko, żeby mój syn miał normalne życie.
Ciotka wyjęła z torebki szczoteczkę do zębów i przyjrzała jej się pod światłem.
– Wiesz, co z tym zrobić? – spytała.
– To znaczy?
– Chodź – rzuciła, a potem skierowała się ku zasłonie.
Weszłyśmy do niewielkiej klitki obłożonej spękanymi kafelkami. Były tak stare, że nie dało się stwierdzić, jaki oryginalnie miały kolor. Umywalka była w nie najgorszym stanie, kibel wręcz przeciwnie – pokrywały go ciemne zacieki, a na dole widziałam ślady kału.
– Halo – odezwała się Ciotka.
Podniosłam wzrok i spojrzałam jej prosto w oczy. Kiedy otworzyła lekko usta, zobaczyłam, że ma mocno wyszczerbione jedynki.
Znów wskazała na szczoteczkę do zębów, a ja zrozumiałam, że najwyraźniej klawisze zrobili coś, przez co ta wymagała dezynfekcji przed pierwszym użyciem. Nie chciałam nawet myśleć o tym, na co konkretnie pozwolili sobie funkcjonariusze.
Szybko przekonałam się, że się pomyliłam.
Ciotka pochyliła się, a potem przeciągnęła szczoteczką po zasyfionej muszli klozetowej. Zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, w toalecie pojawiły się Migota i Kamikaze. Złapały mnie i wykręciły mi ręce na plecy, nie dając szansy na jakąkolwiek reakcję.
– Hej, spokojnie! – krzyknęłam.
– Stul pysk – rzuciła Migota. – Ściągniesz tu kogoś z peronu, będziesz miała jeszcze bardziej przejebane.
Spojrzałam z przerażeniem na Ciotkę, która jeszcze przez chwilę wycierała szczoteczką kibel, a potem się wyprostowała. Widok ciemnych, brązowych plam na białych włoskach sprawił, że zrobiło mi się słabo.
– Jak mówiłam, to nic osobistego – odezwała się.
Zachowywała zupełną obojętność. W przeciwieństwie do niej dwie pozostałe więźniarki wyraźnie okazywały swoje emocje. Migota była w siódmymi niebie, Kamikaze sprawiała zaś wrażenie, jakby to ona była ofiarą.
– Czas na szorowanie ząbków – rzuciła ta pierwsza.
Kiedy Ciotka zbliżyła ufajdaną szczoteczkę do moich ust, zrobiło mi się niedobrze. Zaciskałam mocno wargi, ale osadzonej udało się wcisnąć ją do środka. Walczyłam z odruchem wymiotnym, kiedy jednak włoski przesuwały się po moich zębach i dziąsłach, wiedziałam już, że długo nie wytrzymam.
Puściły mnie, kiedy targnęły mną torsje. Opróżniłam zawartość żołądka do muszli, trzymając mocno za jej boki.
Nie zdążyłam nawet otrzeć ust. Poczułam, jak ktoś zaciska mi dłoń na karku, a potem z całej siły wpycha moją głowę do klopa. Ktoś inny pociągnął za spłuczkę i woda zalała mi twarz.
Nie wiedziałam, jak długo trwało to upokorzenie.
Kiedy mnie zostawiły, siedziałam na podłodze z podkurczonymi nogami. Woda z kibla ściekała mi po włosach, a ja co chwilę miałam wrażenie, jakbym miała znów zwymiotować.
Po chwili rozległ się dźwięk odsuwanej zasuwy, a potem otwieranego zamka. Jeden ze strażników wszedł do środka, zapytał o mnie, po czym odsunął zasłonę. Przyjrzał mi się w sposób pozbawiony emocji.
– Wytrzyj się – polecił. – Ktoś do ciebie przyszedł.
Nie miałam siły zapytać kto. Nawet się nie poruszyłam, choć wydawało mi się, że jestem gotowa na wszystko, byleby przynajmniej na moment opuścić to miejsce.
Boże, czy to wszystko przed momentem stało się naprawdę?
Znów zrobiło mi się niedobrze.
– Słyszysz? – zapytał strażnik, a potem cofnął się o krok. – Co z nią jest?
– Nic – odparła Migota. – Myła zęby i włosy.
Rzucił jeszcze coś, ale nie zrozumiałam co. Chwilę później dwie młodsze więźniarki weszły za kotarę, podniosły mnie, a Kamikaze niedbale wytarła mi włosy. Klawisz musiał uznać, że to wystarczy, bo zaraz potem wyprowadził mnie z celi.
Przypuszczałam, że przejdziemy do pokoju widzeń, ale zamiast tego mężczyzna poprowadził mnie do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza.
Poczułam niepokój. Przeszło mi przez myśl, że to, czego przed chwilą doświadczyłam, będę za moment wspominać jako niewinny początek prawdziwej gehenny.
Klawisz wpędził mnie do środka, jakbym znajdowała się w stadzie bydła, a potem wyszedł z powrotem na korytarz i trzasnął drzwiami.
W niewielkim pokoju czekał na mnie inny mężczyzna. Stał pod ścianą, mimo że na środku pomieszczenia znajdowały się dwa krzesła i stół.
– Wreszcie się spotykamy – odezwał się.
Podniosłam wzrok, ale nie rozpoznałam przybysza.
– Siadaj.
Zajęłam miejsce, uznając, że jakakolwiek oznaka sprzeciwu mi się nie opłaci.
– Wiesz, kim jestem?
– Nie.