Nieodgadniona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz страница 18
– Według Kasandry.
Nabrałem głęboko tchu i znów pociągnąłem łyk prosecco. Picie o tej porze znaczyło tyle, że przez cały dzień będę się czuł jak przeżuty i wypluty, ale niespecjalnie mnie to teraz obchodziło.
– Według Kasandry moja narzeczona żyje – odparowałem stanowczym tonem. – I zamierzam się tego trzymać.
– Więc dlaczego się z tobą nie skontaktowała przez te wszystkie lata?
– Może była przetrzymywana wbrew własnej woli.
– Przez kogo?
– Ludzi Kajmana.
– Więc nie zabili jej, tylko ją uwięzili?
Wzruszyłem ramionami. Kliza irytowała mnie swoimi pytaniami, choć wiedziałem, że są całkowicie zasadne.
– I pozwolili jej zrobić te nagrania?
– Może uznali, że będą niegroźne. A może nie wiedzieli, że je robi. Może była zamknięta w jakiejś piwnicy, znalazła stary sprzęt VHS, kamerę i nagrała to wszystko. Może schowała gdzieś taśmy z nadzieją, że ktoś je znajdzie.
– Aha. Brzmi bardzo prawdopodobnie.
– Nie możesz tego wykluczyć.
Przez chwilę mi się przyglądała, jakby starała się stwierdzić, na jak dużą rezerwę może sobie pozwolić.
– Załóżmy, że masz rację – powiedziała w końcu. – W takim razie Ewa wykorzystałaby tę okazję, nie sądzisz?
– Do czego?
– Żeby w nagraniach przekazać coś między wierszami.
Potarłem się po karku i rozprostowałem plecy.
– Jak Juan Carlos Ortiz… – zauważyłem.
– Kto?
Nie dowierzałem, że może go nie pamiętać. W końcu to właśnie ona przedstawiła mi jakiś czas temu historię tego człowieka i odbicia pewnych zakładników.
– Facet, który wpadł na to, by wojsko przechytrzyło FARC dzięki zakodowaniu w pewnej piosence wiadomości alfabetem Morse’a.
Widziałem, że już załapała.
– Ach… – odparła. – Natalia Gutierrez Y Angelo. Better days.
Czy Kas wykorzystała w swojej manipulacji ten motyw dlatego, że po znalezieniu kaset doszła do takiego samego wniosku jak teraz ja i Kliza? Musiałem przynajmniej przyjąć, że to możliwe.
Owszem, wszystkie wskazówki, jakie podsuwała mi Kasandra, były wyłącznie jej wymysłem. Ale przecież mogło zainspirować ją to, co znalazła na kasetach.
Zerknąłem na magnetowid, jakbym rzucał mu wyzwanie.
– Nie ma tam nic? – spytała Jola. – Żadnego ukrytego przesłania?
Pokręciłem głową.
– Oglądałem to kilkadziesiąt razy – powiedziałem pod nosem. – Wyłapałbym, gdyby coś się pojawiło.
– Może nie było tak wyeksponowane jak tropy, które podsuwała ci Kasandra. Ona nie musiała być ekstremalnie uważna, ale Ewa tak.
Kliza miała rację. Gdyby moja narzeczona naprawdę chciała przemycić coś między wierszami, musiałaby zachować znacznie większą ostrożność. Porywacze mogli zbagatelizować sam fakt nagrań, ale tylko dopóty, dopóki uznawali, że są niegroźne.
Zamknąłem na moment oczy, przypominając sobie wszystko, co znajdowało się na taśmach.
– Chcesz obejrzeć jeszcze raz?
– Nie – odparłem bez wahania. – Pamiętam wszystko. I nic tam nie ma.
– Jesteś…
– Jestem absolutnie pewien – uciąłem, bo nie było sensu dłużej tego rozważać. – Może zresztą nie chodzi o słowa, ale o obrazy. Może przekazała mi coś gestem, grymasem lub choćby wzrokiem. Przy tak gównianym nagraniu niczego jednak nie zobaczymy.
Miałem nawet trudności z rozpoznaniem, co Ewa miała na sobie, co dopiero mówić o wyłapaniu jakichś niuansów, które mogłaby zakodować w nagraniu.
– Musiała wiedzieć o tym, że materiał nie będzie najwyższej jakości – odezwała się po chwili Jola.
– Może.
– A skoro tak, to postawiłaby raczej na słowa – uparła się. – Zobaczmy to jeszcze raz.
Chciałem zaprotestować, bo znałem to wszystko na pamięć, a kiedy zasypiałem, zniekształcone szumem słowa narzeczonej odbijały się echem w mojej głowie. Jola jednak nie czekała, aż zdążę zaoponować.
– Siadaj – powiedziała, wskazując miejsce na podłodze przed telewizorem. – I słuchaj.
– Słuchałem już wystarczająco wiele razy.
– Ale może skupiałeś się nie na tym, na czym powinieneś.
– To znaczy?
Zabrałem szklankę i podszedłem do niej. Zrezygnowany, zająłem miejsce przed ekranem, czując się jak dziecko, które nie zdołało przeforsować u rodziców tego, co chciało.
– Pamiętasz wersję Kasandry? – spytała Kliza.
– Słowo w słowo. Nie gorzej od nagrań Ewy.
Łypnęła na mnie, jakby to znaczyło więcej, niż sądziłem. Jakbym co najmniej przyznawał się do uczuć wobec obydwu tych kobiet.
– Jak bardzo się różnią? – spytała.
– Nieznacznie. Jakimiś drobiazgami, które właściwie…
– Co?
– Nic nie znaczą – dodałem, ściągając brwi.
Kliza uśmiechnęła się, jakbyśmy właśnie wspólnymi siłami dotarli do czegoś przełomowego. Położyła palec na przycisku „play”, a potem popatrzyła na mnie pytająco.
– To jak? – spytała. – Jesteś gotowy skupić się na tym, co według ciebie nie ma znaczenia?
Skinąłem głową, a potem wbiłem wzrok w kineskopowy telewizor.
Po raz kolejny słuchałem tych samych słów, ale tym razem zignorowałem wszystko to, co powtarzało się w obydwu przekazach. Wszystko to, co powieliła Kasandra.
Zwracałem uwagę