Nieodgadniona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz страница 3
Ostatecznie jednak dane nam było zacząć wszystko od nowa. Byliśmy spokojni, bezpieczni i ukryci przed całym światem.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
Teraz, kiedy znów patrzyłam w oczy Wernera, wiedziałam, jak iluzoryczne było to przekonanie.
– Co ty… – zdołał wydukać, zanim podniosłam broń.
Wymierzyłam prosto w niego, nie zastanawiając się ani przez chwilę.
Spojrzał na pistolet, jakby pojawił się znikąd, jakby stanowił obcy element, z nieznanego, nierzeczywistego świata. Cofnął się o krok, otworzył usta, ale nie potrafił dobyć głosu. Nie dziwiłam się. Do poczucia dezorientacji z pewnością wystarczyłby sam widok mnie w jego nowym mieszkaniu. Broń musiała wprawić go w całkowite osłupienie.
Dla mnie od roku była czymś zupełnie naturalnym. Jak wiele innych ofiar długoletniej przemocy domowej potrzebowałam czegoś więcej niż abstrakcyjnego poczucia bezpieczeństwa. Czegoś namacalnego. Czegoś, co stanowiłoby ostateczny dowód na to, że nie muszę się już bać.
W moim przypadku był to ruger LC9, model najczęściej używany właśnie przez kobiety do samoobrony. Niewielki i lekki, bo bez magazynka ważący jedynie niecałe pięćset gramów, doskonale nadawał się do torebki.
A jednocześnie spełniał swoje zadanie, co widziałam teraz nader wyraźnie.
– Gdzie jest mój syn? – zapytałam.
Od razu wykorzystałam fakt, że Wern się wycofał, i weszłam do środka. Nie spuszczając go z oka, zamknęłam za sobą drzwi.
– Co ty robisz? – wydusił.
– Gdzie jest Wojtek?
Damian zamrugał nerwowo i wycofał się jeszcze kawałek. Z jego oczu znikła jednak obawa, zdawał się też powoli opanowywać inne emocje. Wiedziałam doskonale, co mu na to pozwoliło. Nienawiść. Czysta, wyraźna i dobitna.
Stała przed nim osoba, która wykorzystała go w najgorszy możliwy sposób. Która podszyła się pod jego zaginioną narzeczoną, naraziła go na śmiertelne niebezpieczeństwo i właściwie przekreśliła całą jego przyszłość.
Dzięki temu zebrał się w sobie. Ale ja także.
– Nie będę pytać trzeci raz – powiedziałam. – Odpowiadaj.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Zbliżyłam się do niego, w każdej chwili gotowa pociągnąć za spust. Wiedziałam, o czym świadczą wstręt i determinacja w jego oczach. Za moment spróbuje mnie zaatakować. Nie będzie kalkulował, zastanawiał się ani wahał. Zrobi wszystko, żeby zrobić to, na co tak długo czekał – wymierzyć sprawiedliwość.
Czy mogłam mu się dziwić? Nie, z pewnością nie. Nie dość, że go wykorzystałam, to jeszcze z jego punktu widzenia byłam osobą, która doprowadziła do śmierci Ewy. To ja miałam ściągnąć na nią uwagę ludzi Kajmana, którzy odebrali jej życie i porzucili ciało na wyspie Bolko.
– Ostatnim razem widziałem twojego syna w samochodzie, kiedy jechaliśmy w stronę granicy. Na moment przed tym, jak mnie zaatakowaliście i…
– Skończ z tymi wykrętami, Werner – przerwałam mu. – I mów!
Unikał mojego wzroku, wbijał spojrzenie prosto w lufę pistoletu.
– Bo inaczej strzelisz?
– Tak.
– Nie sądzę.
– W takim razie nie wiesz, do czego zdolna jest matka, która chce chronić swoje dziecko.
– Wydaje mi się, że jednak wiem – odparł i w końcu na mnie popatrzył.
Jego wzrok był jak cios między oczy. Mimowolnie wstrzymałam oddech, a ślina zdawała się zgęstnieć mi w ustach. Naszły mnie sprzeczne, absurdalne myśli. O nim i o mnie, niewłaściwe i niepasujące do sytuacji. Zderzały się ze sobą, tworzyły niezrozumiały chaos i sprawiały, że nie wiedziałam, co tak naprawdę robię. Wyłaniał się z nich jednak dość jasny, czytelny wniosek.
Boże, jak mi go brakowało.
Czułam to od dawna. Wprawdzie nie potrafiłam przyznać się do tego przed sobą przez długie miesiące, ale w końcu musiałam to zrobić, by ruszyć naprzód.
Zżyłam się z nim bardziej, niż się spodziewałam. Uzależniłam się nie tylko od wieczornych rozmów na RIC, których całymi dniami wyczekiwałam, ale także od poczucia bezpieczeństwa, jakie się z nimi wiązało.
Tęskniłam za Wernem. Mimo że był to człowiek, który poprzysiągł na mnie zemstę. I który mógł porwać mojego syna, by ściągnąć mnie do Opola.
W tej chwili musiałam skupić się wyłącznie na tym. I zagrać tak, jak wymagała tego sytuacja – przyjmując rolę bezwzględnej, zimnej i gotowej na wszystko suki.
– Ostatnia szansa, Tygrysie – rzuciłam, przesuwając palec na spust rugera.
Na dźwięk tego określenia Wern drgnął nerwowo. W jego oczach pojawiła się furia, którą znałam aż za dobrze. Widywałam ją niemal co noc, tuż przed tym, jak Robert zaczynał mnie bić.
Ścisnęłam mocniej pistolet. Byłam bezpieczna, kontrolowałam sytuację. Musiałam tylko zachować spokój.
– Albo powiesz mi, gdzie on jest, albo…
– W porządku.
Beznamiętny, chłodny głos podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody.
– Jest w bezpiecznym miejscu – dodał Damian.
A więc się nie myliłam. To on porwał moje dziecko.
– Ty skurwysynu… – jęknęłam.
– Nie mam zamiaru go krzywdzić. Nic mu się nie stanie, o ile zrobisz wszystko, co powiem.
Zwalczyłam w sobie potrzebę pociągnięcia za spust. Damian nie był w ciemię bity, musiał odpowiednio zabezpieczyć się na taki wypadek. Może zresztą spodziewał się, że zjawię się u niego prędzej czy później. Może właśnie na to liczył.
Ale nawet gdybym miała pewność, że strzelając, nie sprowadzę nieszczęścia na mojego syna, czy byłabym w stanie to zrobić? Zabić człowieka, który mnie uratował? I za którym tak bardzo tęskniłam?
Tak. Bo dla matki z momentem wprowadzenia dziecka na ten świat zawęża się on tylko do jednej osoby. Kiedy urodził się Wojtek, ja także na nowo się narodziłam.