Powiem ci coś. Piotr Adamczyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Powiem ci coś - Piotr Adamczyk страница 16
Dziś dwanaście tysięcy czterysta pięćdziesiąty dzień sporu o uchodźców. Uciekają z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale nie tylko. Unia Europejska chce ich przygarnąć, Polska stanowczo odmawia, bo to są muzułmanie, a my – katolicy. Nie bardzo jednak wiadomo, co począć z kwestią miłosierdzia, bo Pan Jezus do niego namawiał, nie przewidując jednak okoliczności bieżącej polityki. Kościół czeka na objawienie, a tu w obszarze cudów jest flauta i nic się nie objawia.
Tymczasem dwie śliczne w poczekalni gabinetu stomatologii estetycznej.
– Zerwał z tobą, naprawdę?
– Powiedział, że jestem niegospodarna.
– Ty? Niegospodarna? Ocipiał czy co? Chyba nie po to byłaś dwa razy miss nastolatek, żeby być gospodarną?
– No.
– Ale o co mu konkretnie poszło?
– Przyszły do mnie dziewczyny i wrzuciłam do ekspresu całe opakowanie kawy, ale malutkie, takie na dziesięć deko, i całe przez wieczór poszło.
– Jaja se robisz. O dziesięć deko kawy się obraził?
– Bo to była specjalna kawa, kopi luwak się nazywa. Pięćset złotych dał za te dziesięć deko.
– Obłęd jakiś. Taka dobra?
– Jak dodasz śmietanki, to dobra. Ale powstaje z ziaren, które zjada jakieś takie zwierzę w Azji, podobne do lisa, potem jednak nie może ich strawić, wydala je i oni je wtedy zbierają, takie lekko sfermentowane, i sprzedają jako najlepszą kawę na świecie.
– Wkręcasz mnie.
– Przysięgam, jak mnie opierdolił, to sprawdziłam w internecie.
– Chcesz powiedzieć, że piłaś kawę wyjętą z kupy jakiegoś lisa?
– No tak się ją produkuje.
– To się nie dziwię, że cię rzucił. W życiu bym nie pocałowała nikogo, kto miał w ustach wysraną kawę.
– Aleś ty głupia, przecież ją umyli.
– Swoją drogą, to dobrze, że rząd nie chce tych uchodźców z Azji. Nigdy nie wiesz, czego się można po nich spodziewać.
– No.
Mam uwagę nie tylko à propos polityki. Gdy przyjdzie odwilż, bałwany będą miały przechlapane.
W pociągu matka i dwie córki. Jedna tak pod dwadzieścia, druga z piętnaście lat. Ta starsza rozmawia przez telefon i co chwilę rzuca: „Mam na to wyjebane”, „Na to też mam wyjebane” i tym podobne. Ogólnie widać, że na wszystko ma wyjebane. Gdy kończy rozmowę, matka łagodnym tonem:
– Prosiłam cię, żebyś tak się nie wyrażała przy młodszej siostrze.
Na co młodsza siostra:
– Daj spokój, mamo, niech mówi, jak chce, i tak mam na to wyjebane.
Byłem na poczcie. Na pięć okienek jedno czynne, siedem osób w kolejce. Stoję, z nudów patrzę, co mają na półkach. Po prawej stronie okienka: Księga patrioty, Obrona Poczty Gdańskiej, Ojca Grande przepisy na zdrowe życie, Biblia. Dalej – mydło, obrusy, świece.
Nareszcie moja kolej.
– Poproszę kopertę bąbelkową A cztery.
– Nie ma.
Patrzę, co wystawione jest po drugiej stronie okienka: Dania z grilla siostry Marii, Desery siostry Marii, Wypieki siostry Marii, Sałatki siostry Marii. Obok – batony, wafelki, guma do żucia.
Mam ochotę zapytać, czy ma kiszoną kapustę, bo przyszedł mi na myśl bigos.
Magda z klientem siedziała na tylnym fotelu samochodu. Maks obojętnie spoglądał przez okno na puste o tej porze ulice, udając, że nie podsłuchuje. Zresztą, jego pasażerowie byli na tyle pijani, że nie zwracali na niego uwagi.
Mężczyzna rozmawiał przez telefon. Głośnik nadal był włączony.
– Czego oczekujesz ode mnie? – dobiegł z niego głos.
– To jest wysokiej klasy zabytek, więc nie mogę tak sobie w nim grzebać. Potrzebuję jakiegoś pretekstu – wyjaśniał mężczyzna. – Najlepiej pozwolenia z ministerstwa, że niby inwentaryzacja czy coś…
– Czyj to zabytek?
– Grohmana.
– To ktoś z Platformy Obywatelskiej?
– Nie, nie. Chodzi o Henryka Grohmana, syna Ludwika.
– A, znaczy się z PiSu? – dopytywał głos z telefonu.
– Nie, nie, oni już nie żyją.
– To przykre. A co im się stało?
– Umarli – jęknął mężczyzna.
– No, domyślam się, że jak nie żyją, to umarli. – Głos w telefonie zaczynał być lekko zniecierpliwiony.
– To byli przedwojenni fabrykanci, należeli do najbogatszych ludzi w Łodzi, ponoć ukryli gdzieś