Trudna miłość. PENNY JORDAN
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Trudna miłość - PENNY JORDAN страница 17
– Daję słowo – ciągnął tymczasem Bram – że wysyłając po ciebie Richarda, chciałem po prostu być uprzejmy. Chyba zgodzisz się też, że zaoszczędziło to nam trochę czasu. Ani mi przez myśl nie przeszło, że odbierzesz to jako zamach na swoją wolność. Jeśli jednak dotknęło cię to w jakiś niejasny dla mnie sposób, to gorąco przepraszam. – Uśmiechnął się i nabrał w płuca powietrza. – Nie każdy potrafi współpracować z każdym, ale my mamy tę przewagę nad innymi, że oboje pragniemy tego samego. To znaczy doprowadzenia projektu do pomyślnego końca.
– O ile jest to w ogóle możliwe – nadmieniła, siadając naprzeciw niego.
– Nie wierzysz w powodzenie naszego przedsięwzięcia?
– Już były podobne próby, ale wszystkie skończyły się fiaskiem.
– Fakt, że komuś się nie udało, nie musi odbierać nadziei na sukces. Może nam się powiedzie.
Taylor poczuła, że użyta już dwukrotnie przez Brama forma „my” sprawia jej wyraźną przyjemność. Zaraz jednak zganiła siebie w duchu za naiwność. Bram Soames, tytan pracy zespołowej, pewnie wyćwiczył się już w przekonywaniu innych, iż są niezbędni i niezastąpieni. To z jego strony zwykła rutyna i nic więcej. Nie powinna tak łatwo pozwalać sobą manipulować.
– Mój syn, Jay, chętnie zgodziłby się z tobą. On również przeciwstawia mi swój sceptycyzm. Będę więc musiał udowodnić wam, że się myliliście. Może napijesz się kawy... herbaty?
Propozycji tej towarzyszył ujmujący uśmiech, a poza tym Taylor i tak czuła się już częściowo udobruchana. Być może pomyliła się gruntownie co do Brama i usłuchała własnych uprzedzeń, zamiast trzymać się rzeczywistości i prawideł logiki. Oskarżyła go pochopnie i musiała to jakoś teraz naprawić.
– Jeśli można, to proszę o kawę – odpowiedziała.
Taylor poruszyła się na krześle. Czuła ssanie w żołądku, a poza tym ścierpła jej lewa noga. Czas minął tak szybko, że aż nie chciało się wierzyć, iż jest już siódma.
Odkryła w trakcie rozmowy, że Bram wyśmienicie orientuje się w sprawach, z którymi będzie musiał się zmierzyć przy opracowywaniu programu. Poza tym bardzo emocjonalnie podchodził do losu ludzi upośledzonych i szczerze chciał im pomóc.
W końcu i on zorientował się, że przegadali ze sobą bite trzy godziny.
– Wybacz, ale nie zamierzałem trzymać cię tak długo. Zapewne musisz być straszliwie głodna. Jest tu w pobliżu niezła włoska restauracja, do której czasem zachodzę. Może tym razem zaszlibyśmy tam wspólnie?
Taylor mimo wszystko nie omieszkała się skrzywić. Strach przed Bramem wprawdzie już minął, lecz pozostało jeszcze niezdecydowanie co do pewnych kwestii.
Z drugiej jednak strony po tych trzech godzinach, wypełnionych wyłącznie sprawami zawodowymi, była już niemal pewna, że Bram nie interesuje się nią jako kobietą, widząc w niej przede wszystkim osobę kompetentną i dobrze poinformowaną, co oczywiście bardzo jej odpowiadało. Zachowywał się bardzo poprawnie i w ogóle bez zarzutu, jeśli idzie o formę. Gdyby teraz zaczęła się wykręcać, wzbudziłaby tylko jego podejrzenia i na dokładkę wyszła na idiotkę.
Byłoby więc rzeczą ze wszech miar rozsądną przyjąć propozycję. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że ze strony Brama nic jej nie grozi. Co innego trochę podpowiadała jej kobieca intuicja, ale trudno opierać się w swoich decyzjach wyłącznie na czymś tak problematycznym i wątpliwym.
– Obawiam się, że będziemy musieli pójść tam na piechotę – powiedział z lekkim uśmieszkiem, gdy łaskawie zgodziła się zjeść z nim kolację. – Po prostu Richard skończył już pracę.
Zarumieniła się, lecz wytrzymała jego spojrzenie.
Wstali i już kierowali się ku drzwiom, kiedy wpadła przez nie jak bomba młoda dziewczyna. Była uderzająco piękna i – co od razu było widać – bardzo źle wychowana. Nie licząc się bowiem wcale z obecnością Taylor, rzuciła się Bramowi na szyję i zaczęła bezwstydnie ocierać się o jego ciało.
– Jak to dobrze, kochanie, że jeszcze nie wyszedłeś. Mógłbyś wziąć mnie ze sobą? Nie widziałam cię całe wieki, byłoby rozkosznie zaszyć się w jakimś ciemnym kąciku, prawda? Nie mówiąc już o dalszych rozkoszach...
Taylor zdrętwiała, jednak zaciekawiła ją reakcja Brama. Mimo że dziewczę uosabiało sobą wszystko, co mogło stanowić treść marzeń każdego mężczyzny, Bram zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie i zrobił surową, niemal ojcowską minę.
– Plum, przykro mi, ale dzisiaj nie mogę cię zaprosić. Jestem już umówiony.
– Co? – Plum spojrzała na Taylor, jakby dopiero teraz ją dostrzegła; przy czym mina i spojrzenie dziewczyny były tak wzgardliwe, że Taylor poczuła się tak, jakby została sprowadzona do rzędu istot jakiegoś gorszego, niewartego uwagi gatunku. – Ale...
– Żadnych „ale” – przerwał jej Bram.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– Nie teraz, Plum. Widzisz, że jestem zajęty.
– Ale zadzwonisz do mnie? Umówisz się ze mną?
– Jeżeli tylko znajdę chwilę wolnego czasu.
– Cóż, skoro teraz jesteś zajęty...
Jeszcze jedno wrogie i wzgardliwe spojrzenie rzucone na Taylor i dziewczyna pozwoliła wyprowadzić się na korytarz.
– A może damy sobie spokój z tą kolacją – powiedziała Taylor, kiedy Bram wrócił. – Nie chciałabym skłócić cię z twoją... twoją przyjaciółką.
Zająknęła się na ostatnim słowie, co już zupełnie odjęło jej humor. Wciąż była pod wrażeniem zmysłowej pożądliwości, z jaką dziewczyna rzuciła się na Brama. Prawdę mówiąc, tego rodzaju sceny widziała dotąd tylko w filmach. A poza tym nie jest rzeczą przyjemną, gdy nagle ktoś bez żadnego powodu uznaje cię za śmiertelnego wroga. Dziewczyna zaś, Taylor była tego pewna, tak właśnie ją potraktowała – jako rywalkę.
– Plum nie jest moją przyjaciółką, nie jest też moją kochanką, bo zapewne to chciałaś z początku powiedzieć – odparł Bram. – To moja chrześniaczka.
– Chrześniaczka? – powtórzyła z nieskrywanym zdumieniem.
– Przechodzi teraz trudny okres. Potrzebuje kogoś, na kim mogłaby się wesprzeć, komu mogłaby zaufać i kto mógłby pokochać ją jako osobę, niezależnie od jej walorów fizycznych. Wielka szkoda, że ona i Jay żyją ze sobą jak pies z kotem.
– Jay?
Szli teraz korytarzem i Taylor pożałowała swojego pytania. Zawsze bowiem wystrzegała się wtrącania w prywatne sprawy innych ludzi. Pociągało to za sobą zbyt duże ryzyko wplątania się w jakąś nieprzyjemną historię. Szanując własną prywatność i trzymając ją za pancernymi