Zaopiekuj się mną. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaopiekuj się mną - Diana Palmer страница 5
– Może lepiej już pójdę, zanim ucieknie się pan do przemocy.
– Nie najgorszy pomysł. Czy już jest ciemno?
– Prawie. – Słońce chowało się właśnie za wysokimi drzewami, a prześwitujące przez korony drzew promienie połyskiwały srebrzyście na coraz spokojniejszej tafli jeziora.
– Młoda kobieta nie powinna wałęsać się tutaj sama po ciemku – upomniał ją.
– A pan?
– Nie spodziewam się, że ktoś mnie zaatakuje, mylnie wziąwszy za kobietę – powiedział żartobliwie.
Patrząc na jego potężne ciało, Kate także w to wątpiła. Zachichotała cicho.
– Dlaczego pani się zaśmiała?
– Wyobraziłam sobie, że ktoś mógłby tak się pomylić i naprawdę wziąć pana za kobietę.
– Rozumiem! – odparł i roześmiał się głośno. – Niechże pani idzie do domu.
– A pan znajdzie drogę do siebie?
– Martwi się pani, że się potknę i wpadnę do jeziora?
– Podobno jest bardzo głębokie całkiem blisko brzegu.
– Nie widzę dopiero od tygodnia, ale nie jestem całkiem bezradny. Mam na swoim koncie nawet niewielkie sukcesy… Wypaliłem parę dziur w fotelu, wpadłem na zamknięte drzwi i nadepnąłem psu na ogon, ale… co, u diabła, tak panią śmieszy?
– Sposób, w jaki pan opowiada. Nie śmieję się z pana… współczuję pańskiemu biednemu psu!
– Biednemu psu, dobre sobie! To sześćdziesięciokilogramowy owczarek!
– Mimo wszystko. Kto pana zaprowadzi do domu? Nie ma pan nawet laski…
– Mam służącego imieniem Yama, który z reflektorem i siecią rybacką będzie przeszukiwał dno, jeśli nie wrócę do domu o zmierzchu. Bardzo dobry chłopak, ten Yama. Nie to, co paru innych wiernych przyjaciół, którzy pouciekali z podkulonymi ogonami, kiedy dowiedzieli się, że straciłem wzrok.
– Więc nie byli tacy wierni – zauważyła. – Czy pan wie… czy ma pan szansę na odzyskanie wzroku?
Wziął głęboki oddech, Kate czekała w napięciu.
– Tak, całkiem sporą… Może nawet obejdzie się bez interwencji chirurgicznej. Żaden lekarz nie umie jednak przewidzieć, kiedy znowu nacieszę wzrok zachodem słońca. To może potrwać dni, tygodnie, a nawet miesiące… a może też nie nastąpić nigdy. Wskutek uderzenia doznałem silnego urazu nerwu wzrokowego.
– Nie widzi pan zupełnie nic?
– Ciemne punkty. Cienie.
Kate przełknęła łzy. Bała się rozpłakać na głos.
– Chyba już pójdę do domu.
– Ma pani daleko?
– Kawałek w dół plaży.
– Jak się pani nazywa?
– Kate – odpowiedziała. – Kate… Jones – skłamała. – Do widzenia.
– Kate!
– Tak? – Odwróciła się.
– Proszę przyjść jutro.
Prośba zaskoczyła ją. O ile to była prośba, bo brzmiała jak królewski rozkaz. Wiedziała, że bliższa znajomość z Cambridge’em mogła okazać się niebezpieczna, ale kiedy zobaczyła boleść, która na ułamek sekundy wyjrzała spoza maski obojętności, nie potrafiła odmówić.
– Tutaj? – zapytała niepewnie.
– Do mojego domu. Około dziewiątej rano. Każę Yamie przygotować śniadanie dla dwóch osób. Co pani na to? – zapytał z niecierpliwością w głosie, nieprzyzwyczajony do proszenia.
– Będzie bekon? – zapytała.
– Jasne.
– A kawa?
– Jak pani sobie życzy.
– A bajgiel z ciemnym miodem i świeże mango? – droczyła się dalej.
– Jeszcze chwila, a skończy się na kawie.
– Lepsze to niż nic. Dobranoc.
Odpowiedział dopiero, kiedy odeszła kilka kroków.
– Dobranoc… Kate – rzekł miękkim głosem, który prześladował ją później cały wieczór, echem odbijając się w jej głowie, aż nie zasnęła.
Po raz pierwszy od dziewięciu dni przespała noc. Kamień spadł jej z serca, kiedy usłyszała, że utrata wzroku jest tymczasowa i Cambridge może wkrótce go odzyskać. Nie opuściły jej do końca wyrzuty sumienia i nie zapomniała, że to ona ponosi winę za jego stan.
Okazał się inny, niż się spodziewała, i z zaskoczeniem odnotowała, że nie chciał wyjawić, że jest właścicielem gigantycznej firmy, bogaczem, który może zaspokajać każdą swoją, choćby najbardziej ekstrawagancką zachciankę.
Odniosła wrażenie, że prowadził wobec niej jakąś grę. Czy to możliwe, że wiedział, kim jestem? – zastanowiła się i zaraz sobie odpowiedziała: – Nie, chyba nie byłby taki przyjacielski, nie zaprosiłby mnie na śniadanie, gdyby wiedział, że ma do czynienia z tą lekkomyślną kobietą, przez którą utracił wzrok i tyle wycierpiał.
Kate wciąż nie wiedziała, czego się spodziewać, gdy następnego ranka pukała do frontowych drzwi wielkiego domu na plaży.
Otworzył niewysoki, drobny Azjata i powitał ją uśmiechem.
– Proszę wejść – powiedział ze śladem obcego akcentu. – Pan Cambridge jest na nogach już od siódmej. Czeka na panią na ganku. Śniadanie jest prawie gotowe.
Udała się we wskazanym kierunku i znalazła się na oszklonym ganku, z którego rozciągał się wspaniały widok na jezioro.
Cambridge stał z rękami założonymi za plecami. Był w ciemnych bermudach i białej koszulce odsłaniającej muskularne, opalone ramiona. Wydawało się, że patrzy na jezioro. Kate niemal zapomniała, że nic nie widzi.
– Dzień dobry – przywitała się nieśmiało.
Odwrócił się gwałtownie i skierował na nią wzrok, jak gdyby sądził, że przy odrobinie wysiłku ją dostrzeże.
– Dzień dobry. Niech pani usiądzie.
Opadła