Nowojorska skandalistka. Кейтлин Крюс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nowojorska skandalistka - Кейтлин Крюс страница 4

Nowojorska skandalistka - Кейтлин Крюс

Скачать книгу

mnie nienawidzisz? – spytała, miotana emocjami, które sama ledwo pojmowała. – Dlatego, że znałam cię wtedy? To nie fair. Znał cię wówczas niemal cały Manhattan.

      – Nie czuję do ciebie nienawiści – odparł tonem, który zabrzmiał jak szorstka pieszczota.

      Nieoczekiwanie otarł palcem kroplę wody po kąpieli spływającą z jej obojczyka. Jego dotyk sparzył ją i przeraził. W oczach Jacka ujrzała ogień namiętności, gniew i coś jeszcze, co lękała się nazwać.

      Ale, na Boga, to coś sprawiło, że go zapragnęła!

      – Co ty robisz? – spytała, nienawidząc się za drżenie głosu, które ją zdradziło, za bezradne pożądanie, jakie wzbudzało w niej nawet lekkie dotknięcie Jacka. Nazbyt ją pociągał. Raz zdołała od niego uciec, ale nie miała żadnej gwarancji, że ponownie dopisze jej takie szczęście.

      Mimo to nie cofnęła się ani nawet nie poruszyła. W oczach mężczyzny dostrzegła błysk triumfu.

      – Na wyspie Endicott niewiele jest rozrywek – powiedział, wodząc palcem przy dekolcie jej bluzki. A jednak jego spojrzenie było chłodne, taksujące. – A nie chcemy przecież, żebyś się nudziła. Widziałem, co się wtedy dzieje. – Parsknął krótkim śmiechem. – Chyba cały świat widział.

      – Łatwo mnie znudzić i równie łatwo wtedy sfotografować – przyznała. – Teraz właśnie się nudzę.

      Skwitował tę uwagę uśmiechem i rzekł, wciąż przesuwając palcem po jej skórze:

      – Skoro tak nieoczekiwanie się spotkaliśmy, moglibyśmy przypomnieć sobie to jedno, co nam obojgu naprawdę sprawiało przyjemność. Co ty na to?

      Chciała udać, że nie zrozumiała, o czym mówi, ale powstrzymał ją gorący błysk w jego oczach. Bała się, że Jack zademonstruje, co miał na myśli. Uważał ją za taką samą jak przed ośmioma miesiącami i pięcioma laty. Oschłą, twardą i pustą. Kobietę, która zniesie wszystko i której nic naprawdę nie zrani. Martwą. Traktował ją jak dawniej, a czyniąc to, niszczył ją taką, jak była obecnie – łagodniejszą i spokojniejszą.

      Nie mogła na to pozwolić. Ale też nie mogła zdradzić się przed nim, że się zmieniła. W ten sposób ryzykowałaby o wiele więcej, gdyż Jack uznałby to za sztuczkę, grę. Ona zaś nie mogłaby się bronić, nie mogłaby wyjawić mu prawdy o tym, co jej się przydarzyło, a tym bardziej o tym, kim się stała, gdyż wciąż jeszcze usiłowała się tego dowiedzieć.

      I śmiertelnie się bała poznać odpowiedź.

      – Powiedziałeś, zdaje się, że jeden raz w zupełności ci wystarczył – przypomniała mu, zdobywając się na lekki ton. To był jej pancerz nie do przebicia. – Ale nie musisz się martwić. Większość mężczyzn takich jak ty nawet nie próbuje się do mnie zbliżyć.

      Oczy Jacka pociemniały i Larissa wstrzymała oddech.

      – Sprawdź mnie – rzucił wyzywająco.

      Ujął ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Poczuła, że jest nieodwołalnie zgubiona. I wtedy pocałował ją namiętnie.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Było gorzej, niż pamiętała, kiedy w ogóle pozwalała sobie na pamiętanie o nim. Ponieważ było lepiej.

      O wiele lepiej.

      Zmysłowe doznania wzbudzone jego pocałunkami i bliskością przetoczyły się przez nią jak tornado. Szalone pożądanie wstrząsnęło nią i rozrywało na strzępy. Ciało Jacka zdawało się płonąć pod obcisłym podkoszulkiem i Larissa zapragnęła wsunąć dłonie pod cienki materiał.

      Całował ją bez końca, jakby nie zamierzał nigdy przestać. Zacisnęła powieki i przywarła do niego. Płonęła i topiła się pod jego dotykiem.

      Wpadłam w prawdziwe tarapaty, pomyślała.

      Tym razem nie była pijana, jak wtedy po całonocnej chaotycznej imprezie. Nic nie tłumiło oszałamiającego wpływu, jaki na nią wywierał. Pamiętała, że wówczas urok Jacka był niebezpieczny, lecz teraz pojęła, że nie doceniła erotycznej władzy, jaką ten mężczyzna nad nią sprawuje.

      Była taka głupia.

      A jednak odwzajemniała jego pocałunki, lgnęła do twardej ściany jego muskularnej klatki piersiowej. Nic nie mogła na to poradzić. Miała wrażenie, że Jack Sutton został stworzony specjalnie po to, by rozpalić jej zmysły i doprowadzić ją do szaleństwa.

      Jednak nie była już tamtą dziewczyną, którą on, jakkolwiek przelotnie, poznał. Ta myśl przebiła się w końcu przez deliryczną mgłę spowijającą jej umysł. Wiedziała, co ryzykuje; Jack natomiast nadal odgrywał dawne sztuczki, stare partytury.

      Nie mogła się oszukiwać, że to, co się teraz dzieje, jej nie zniszczy, tym razem ostatecznie. Podpowiadał jej to głęboki kobiecy instynkt, którego nigdy dotąd nie dopuściła do głosu.

      Oderwała się więc od Jacka i cofnęła, jak powinna była uczynić od razu. Lepiej późno niż wcale, powiedziała sobie. To porzekadło można by odnieść do całego jej życia. Marna pociecha.

      – No cóż – rzekła z udawaną beztroską, jakby całe jej ciało nie wyrywało się do Jacka, jakby jej serce nie waliło szaleńczo, a krew nie kipiała w żyłach z pożądania. – Widzę, że istotnie potrafiłeś się do mnie zbliżyć. Ale chyba będę musiała ci odmówić.

      – Dlaczego? – wyrzucił z siebie niemal ze śmiechem, a w jego rozpalonym wzroku błysnęło niedowierzanie.

      No właśnie, dlaczego?

      Ponieważ nie była tamtą dawną lekkomyślną Larissą, która szukała jedynie przelotnej rozkoszy, aby nie myśleć o niczym innym. Nie mogła igrać z tym mężczyzną i wyjść z tego bez szwanku. Obawiała się, że już poniosła nieodwracalne szkody.

      Dlatego wzruszyła ramionami i przybrała pozę „Larissy Whitney, bezdusznej, płytkiej flirciarki” niczym mocną zbroję. Nie odważy się odsłonić przed tym mężczyzną niczego więcej, niczego głębszego, co mógłby zniszczyć.

      – Bo za bardzo tego chcesz – odparła lekkim tonem. Odwróciła się i podeszła do kominka. Na moment zamknęła oczy, by zebrać siły, a potem rzuciła mu przez ramię prowokujący uśmiech i dodała: – A to mnie nie bawi.

      Nie powinien był tego zrobić – dotknąć, a tym bardziej całować. Ale dostrzegł w jej zielonych oczach błysk namiętności, którą chciał rozpalić, aby buchnęła płomieniem. Zapragnął tej dziewczyny jak narkotyku, a ona znów z nim igrała. Jedno kłamstwo w następnym, jak te rosyjskie lalki matrioszki, które kolekcjonowała jego matka.

      – Nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo cię przestraszyłem – rzucił drwiąco. – Sądziłem, że nic nie zdoła tego dokonać.

      – Boję się nietoperzy i skorpionów – odparła i udała, że się wzdryga. – Ale ciebie? Muszę cię rozczarować: ani trochę.

      – Wiem,

Скачать книгу