Zgiełk wojny. Tom 1. Kennedy Hudner
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zgiełk wojny. Tom 1 - Kennedy Hudner страница 25
Rudd zaklął pod nosem. Każdy okręt posiadał magnetyczną „butlę” chroniącą reaktor antymaterii. Była dobrze opancerzona, jednak szczęśliwy traf mógł uszkodzić jeden z głównych akumulatorów, przez co butla zaczynała fluktuować i traciła stabilność. A kiedy antymateria stykała się z materią… okręt nie miał szans.
Nadeszła pora na zasadzkę przygotowaną przez porucznika. Włączył radio, żeby porozmawiać ze swoim drugim skrzydłem. Dwa krążowniki i pięć niszczycieli czekało na tyłach z reaktorami antymaterii na jałowym biegu i z zachowaniem ciszy w eterze. Istniała spora szansa, że Niebiescy nawet ich nie dostrzegli.
– Rudd do Czerwonych Dwa! Atakujcie oddział, który znajduje się na moich tyłach. Natychmiast!
Chwilę później druga grupa Czerwonych wypuściła dziewięćdziesiąt pocisków.
„To powinno rozproszyć uwagę przeciwnika” – pomyślał Rudd. Teraz wystarczyło zawrócić i…
– Poruczniku, „Boston” zgłasza kilka trafień laserem! Uszkodzenie jednej wyrzutni pocisków i sterowania bronią!
„Szlag!” – prychnął Rudd w duchu. Nadal zamierzał wygrać to starcie, choć Tuttle zadała mu mocny, podstępny cios. Porucznik musiał chronić swoje siły, dopóki krążowniki nie zdziesiątkują wroga. Szybko oszacował sytuację. Pas asteroid mógłby stanowić dla niego osłonę, ale znajdował się wciąż dość daleko – o kilka minut lotu. Za daleko.
Rudd uśmiechnął się lekko. Pierwszy z okrętów Niebieskich zostawił za sobą chmurę pyłu, aby się zamaskować. Znajdowała się tuż przed jednostkami porucznika. Czemu nie?
– Czerwoni Jeden! Wszystkie jednostki lecą w chmurę pyłu. Niech Czerwoni Dwa zajmą się okrętami wroga z tyłu, a my pogonimy za pierwszą grupą Niebieskich. Wykonać!
Pół minuty później siedem jego niszczycieli zniknęło w chmurze maskującej i ukryło się przed atakiem Niebieskich. Odczyty na ekranach detektorów od razu się rozmyły.
– Gówno widzę – mruknął jeden z operatorów przy panelu detektorów. – To jak jazda w cholernej ulewie.
Oficer pochylił się do ekranu i wskazał na jakiś punkt.
– Co to jest?
Operator wzruszył ramionami.
– Trudno powiedzieć. Za małe, jak na okręt. Może echo. Całkiem tego sporo. Widać takie tutaj i tutaj… Podejrzewam, że to odbicia. Pył strasznie zakłóca odczyty detektorów.
– Poruczniku! – odezwał się pierwszy. – „Boston” właśnie wypadł z formacji! Zaraz… Szlag! „Ateny” też padły.
Pochylił się do operatora, który mamrotał nerwowo. Kiedy się wyprostował, twarz mu pobladła.
– „Budapeszt” i „Trypolis” zgłosiły poważne uszkodzenia od trafień laserem.
– Ale skąd? Kto do nas strzela? – Rudd podniósł głos. – Detektory! Mamy namiary na jednostki Niebieskich?
Oficer pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie ma żadnych okrętów Niebieskich! Na ekranach nie widać ani jednego.
A potem, po kolejnym meldunku operatora, dodał:
– „Trypolis” zgłasza utratę mocy. „Nicea” jest pod ostrzałem i zawraca do chmury pyłu…
I wtedy Rudd nareszcie zrozumiał, co się dzieje. Wredna, podstępna suka! Zaminowała całą cholerną chmurę! Zwabiła porucznika i jego Czerwonych, aby ukryli się w pyle, a potem go załatwiła bez pudła. Rudd wbrew własnej woli musiał się uśmiechnąć. Załatwiony przez zupełnie zieloną kursantkę!
– Uwaga, wszystkie jednostki, chmura pyłu jest zaminowana. Skręt w lewo! Wyjście z chmury. Oczyszczajcie sobie drogę, strzelając przed dziobem z laserów!
Tylko dwa z siedmiu okrętów Rudda zdołały wydostać się z pułapki. Porucznik odetchnął z ulgą i…
– Jezu Chryste! – wykrzyknął pierwszy oficer. Przed okrętem Rudda pojawiła się formacja sześciu Niebieskich niszczycieli w pełnej gotowości bojowej. Dziesięć sekund później resztki oddziału Czerwonych Jeden wysyłały już kod Omega.
Na ekranach Rudd mógł nadal obserwować bitwę, choć jego okręt został zniszczony. Z grymasem przyglądał się, jak Niebiescy wrócili pod bezpieczną osłonę pasa asteroid. Drugi oddział Czerwonych rozsądnie nawet nie próbował ścigać przeciwnika – przypominałoby to macanie na oślep. Porucznik przygarbił się z westchnieniem. Cóż, osiągnął cel misji, zdobył stację zaopatrzeniową Alamo. Ale za jaką cenę!
Na sali zapaliły się światła, gdy ćwiczenie dobiegło końca. Na komunikatorze porucznika Rudda pojawiła się twarz kapitan Grey.
– No, Alex, to twój pierwszy raz – oznajmiła chłodno głównodowodząca. – Nie spodziewałam się, że mój instruktor taktyki poniesie tak sromotną klęskę w starciu z własnym kursantem.
Rudd powstrzymał się od kolejnego westchnienia.
– Straty okazały się większe, niż przewidywałem, pani kapitan, ale osiągnąłem cel. Zdobyliśmy Alamo i odebraliśmy Niebieskim pięćdziesiąt tysięcy ton przetworzonego zyrydu.
Kapitan przechyliła głowę.
– Nie powiedziano ci?
Rudd zmrużył oczy.
– Czego, pani kapitan?
– Kiedy Czerwoni Dwa przycumowali do stacji, okazało się, że magazyny są puste.
Rudd otworzył szeroko oczy.
– Puste?
Grey z trudem opanowała uśmiech, zdradziło ją drgnienie kącika ust. Młody, pulchny porucznik należał do jej protegowanych. Przemądrzały, ale zdolny dzieciak. Ledwie mogła się powstrzymać od śmiechu na widok jego zbolałej miny.
– Tak, Alex. Zdaje się, że porucznik Tuttle przeniosła zyryd na frachtowce…
– Przecież nie było żadnych frachtowców! Miała tylko dziesięć niszczycieli… – Rudd urwał w pół słowa. Zrozumienie zaciążyło mu w żołądku jak głaz. Kapitan Grey pokiwała współczująco głową.
– Tam była kolonia górnicza, pamiętasz? Gdy zaczęły się ćwiczenia, ta dziewczyna rozkazała przejąć wszystkie statki górnicze, opróżnić ich ładownie i przyprowadzić pod stację. Przeładowała cały zapas zyrydu i wysłała do najbliższego świata Victorii.
– A lasery górnicze w chmurze pyłu?