Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach - Evan Currie страница 13

Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach - Evan Currie

Скачать книгу

      – Nie mamy ich – odparła. – Flota nie będzie czekać w nieskończoność. Muszę dostać się do tych zrzutów, jeśli jakieś tu dotarły, tak samo jak wasi ludzie.

      – Co jest aż tak ważne?

      – Wszystkie zasobniki wyposażone zostały w zapasowy nadajnik laserowy dalekiego zasięgu. Na waszym drugim księżycu zostawiliśmy stacje przekaźnikowe.

      – Mamy wąskopasmowe nadajniki radiowe!

      Pokręciła głową.

      – Nie działają. Ta planeta to obecnie komunikacyjna czarna dziura. Pozostaje tylko światło. Flota próbowała wszystkich pasywnych i aktywnych skanerów, zanim nas tu wysłała. Z planety dochodzą jedynie sygnały świetlne. Ani radio, ani promieniowanie Casimira z transmitera FTL, nie było nawet promieniowania z pasa cząsteczek na orbicie.

      Jerry, biolog, który stał się tropicielem, zamrugał.

      – Czy to w ogóle możliwe?

      – Nie. – Sorilla pokręciła głową. – Co w połączeniu z tym, co widziałam w kolonii, przekonuje mnie tylko, że jak najszybciej trzeba się połączyć z Flotą.

      – Rozumiem – westchnął. – Kiedy idziemy?

      – Zaraz – odparła, dociągając zapięcia na pancerzu.

      ***

      Dla Sorilli następne trzy godziny wypełnione marszem były czystą agonią. Ponownie miała na sobie pancerz wraz z systemem środowiskowym, ładującym się przez baterie słoneczne. W upale dżungli pociła się niemiłosiernie.

      Ludzie, których Jerry wybrał do zadania, wydawali się być w lepszym stanie, choć kilku wyglądało prawie tak jak Sorilla. To był jednak ich świat i byli do niego przyzwyczajeni. Niewielkie różnice w zawartości tlenu, temperatura i kontuzje sprawiały, że każdy krok był torturą dla kobiety, dla istoty ludzkiej tkwiącej gdzieś w jej głębi. Jednak wyćwiczony operator, którym przez całe dorosłe życie była, nie dopuszczał jej do głosu.

      Kiedy zatrzymali się ponad pięćdziesiąt kilometrów od obozu, wysłała radiowy sygnał identyfikacyjny, nastawiając zasięg na sto kilometrów. Zgodnie z posiadanymi przez nią mapami na całym tym obszarze panowała dżungla, ale to było jedyne zabezpieczenie minimalizujące prawdopodobieństwo wykrycia.

      Tylko jeden sygnał dotarł do odbiornika, a jego źródło znajdowało się dość daleko. Sorilla westchnęła i wskazała kierunek.

      – Tędy.

      Kilka godzin później znaleźli porwaną czaszę i kontener oparty o głaz.

      – Wygląda na nienaruszony – powiedziała z ulgą sierżant. Nieco się obawiała uszkodzeń, choć kontenery zrzutowe były jedną z najmocniejszych rzeczy, jakie posiadała Flota.

      Wyszli z ukrycia i zbliżyli się do kontenera.

      Gdy do niego dotarli, jakiś lokalny ptak wrzasnął ostrzegawczo. HUD Sorilli zareagował migającym czerwonym ostrzeżeniem. Kobieta odwróciła się i opadła na ziemię wśród odgłosów łamanego drzewa i latających drzazg.

      – Ostrzał! – krzyknęła, przetaczając się na bok, gdy drzazgi poleciały w jej kierunku, a drzewo zaczęło się walić.

      Jeden z mężczyzn wrzasnął przerażony, kiedy pokręcona forma wyłoniła się nagle z zieleni dżungli. Chwyciła go za przednią kończynę, uniosła jak zabawkę i cisnęła w stronę Sorilli.

      Kobieta ponownie zmieniła pozycję, podrzucając broń do ramienia i opierając się o najbliższe drzewo. Oczy utkwione miała w stworzeniu, a komputer szukał jego odpowiednika wśród lokalnych drapieżników.

      Uwaga! Nie znaleziono odpowiednika!

      Informację zauważyła w momencie, gdy kolba broni dobrze leżała już w „dołku strzeleckim”, a stwór znalazł się w przyrządach celowniczych. Nacisnęła spust. Pocisk świsnął w powietrzu prawie bezgłośnie, napędzony polem magnetycznym, i uderzył w cel, detonując.

      Stworzenie ryknęło, ale nie padło i uderzyło łapą kolejnego mężczyznę, wystarczająco mocno, by odrzucić go daleko w krzaki, poza zasięg wzroku. Wokół Aidy rozbrzmiały wystrzały karabinowe, ale ona, przygotowując się do kolejnego strzału, widziała, że myśliwskie pociski nie robią na bestii żadnego wrażenia.

      Przełączyła karabin na ogień ciągły i ponownie nacisnęła spust. W ciągu sekundy lufę opuściło dwadzieścia pocisków, wybuchając i drąc bezlitośnie ciało stworzenia.

      Bestia w końcu zatrzymała się i padła bez ruchu.

      Mężczyźni powoli wychodzili z zarośli, a Sorilla zbliżyła się do stwora, cały czas w niego celując. Za jej plecami Jerry podniesionym głosem wydawał polecenia.

      – Ben, sprawdź, co z Mikiem! Sam, podejdź i zobacz, czy Trent żyje. Wszyscy oczy szeroko otwarte.

      Gdzieś w podświadomości Sorilla aprobowała wydane polecenia, ale jej uwaga skupiona była na tym, co ich zaatakowało. Podeszła bliżej, a za jej plecami pojawił się Jerry.

      – Chryste... czy to coś...?

      – Jest z kamienia... – z niedowierzaniem stwierdziła sierżant.

      – Na tym świecie nie istnieje nic takiego – niepewnym głosem powiedział biolog. – A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

      – Nigdzie nie ma czegoś takiego – powiedziała, podając mu swój karabin. – Trzymaj. I cały czas w to celuj.

      – Co? Hej, poczekaj chwilę. – Miał spanikowany głos.

      – Nie ma bezpiecznika. Jeśli to się ruszy, po prostu naciśnij spust – powiedziała, wyciągając z pochwy na plecach nóż. – Chcę zabrać kawałek tego czegoś do domu.

      Osłaniał ją, gdy molekularnym ostrzem odkrawała fragment kamienia. Była to spora część przedniej łapy. Schowała ją do plecaka i wzięła od Jerry’ego karabin. Pojawili się dwaj mężczyźni, którym tropiciel przed chwilą wyznaczył zadania.

      – Mike? Trent? – zapytał.

      Pokręcili głowami.

      – Cholera – skrzywił się Jerry.

      Sorilla współczuła mu, wiedziała, co czuje, ale w tej chwili jej umysł był zbyt zaprzątnięty czym innym, by skupiać się na stracie. Przeciwnik miał coś nowego, coś, czego nie rozpoznawała, i to było nieakceptowalne. Jak kamień mógł się poruszać, a tym bardziej walczyć?

      Jerry stanął obok i położył jej dłoń na ramieniu.

      – Zaczniemy rozpakowywanie.

      Pokiwała głową.

      – Ja stanę na straży.

      Tropiciel

Скачать книгу