Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach - Evan Currie страница 6

Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach - Evan Currie

Скачать книгу

Lepiej się czujesz? – spytała łagodnie Tara.

      Kobieta pokiwała głową i odparła łamiącym się głosem:

      – Wydaje mi się, że... wróciłam.

      – Co?

      – Nic takiego – uśmiechnęła się słabo Sorilla.

      Mrugnęła oczami, poruszyła szczęką i blask w jej oczach zgasł. Tara przyglądała się jej uważnie, a ona odpowiedziała spojrzeniem tak skupionym, że medyczka poczuła się nieswojo. Minęły długie sekundy, podczas których blask nie powrócił. Sierżant opadła na łóżko i zamknęła oczy.

      – Dzięki Bogu.

      Wypowiedziane przez nią słowa były prawie niesłyszalne, ale Tara doskonale je zrozumiała. Westchnęła z ulgą, gdy pacjentka zapadła w końcu w sen i przestała się ruszać.

      – Dzięki Bogu – zgodziła się pielęgniarka, zamykając oczy i pocierając powieki.

      Wstała i zwróciła się do najbliżej znajdującej się osoby:

      – Pilnujcie jej. Zawiadomcie mnie, gdy tylko się obudzi. Potrzebuję tygodnia snu, a ona pewnie ze dwóch.

      ***

      Nie trwało to dwóch tygodni, ani nawet dwóch dni. Sorilla obudziła się po trzydziestu dwóch godzinach, już całkowicie bez gorączki, z ciałem wyleczonym i zregenerowanym przez biologiczne i mechaniczne systemy, w które była wyposażona. Światło sączyło się przez ściany, sufit i szparę pod drzwiami. W oknach wisiały zasłony, tak więc były one w zasadzie jedynymi źródłami cienia.

      Aida mrugnęła i włączyła wyświetlacze. Z wprawą nawigując po interfejsie użytkownika, sprawdzała status sprzętu.

      – Cholera – powiedziała cicho.

      Zapas mocy kombinezonu był prawie na wyczerpaniu, do zera pozostało trzy procent. Wyłączyła systemy zewnętrzne i rozpięła pancerz. Magnetyczne zamki puściły bezgłośnie, ale ona nie pozwoliła im się zupełnie rozejść, zanim nie sprawdziła otoczenia.

      W pokoju był mężczyzna, chrapiący lekko, oparty o ścianę. Jego karabin znajdował się około trzech metrów od niego, tam, gdzie położył go wieczorem. Sierżant z dezaprobatą pokręciła głową. Broń najprawdopodobniej nie miała wprowadzonego naboju do komory, a niewykluczone, że w ogóle nie podpięto do niej magazynka.

      To był karabin myśliwski, używany do obrony przed zwierzętami, a nie do walki. Mężczyzna był więc myśliwym, a nie żołnierzem. Z kolei pierwszą zasadę myśliwych stanowiło zachowanie bezpieczeństwa. Nie trzymaj broni załadowanej, nie przechowuj amunicji w tym samym miejscu, trzymaj ją zabezpieczoną aż do momentu, w którym chcesz strzelać.

      Dobre zasady dla myśliwego, który miał w domu dzieci, za to nie najlepsze na polu walki.

      Całkowicie zwolniła zamki. Płyty wydały odgłos przypominający mlaśnięcie, gdy odklejały się od jej ciała. Żelowata substancja pokrywająca skórę zapewniała połączenie z systemami pancerza oraz stanowiła dodatkową ochronę przed infekcjami w razie uszkodzenia zbroi. Sorilla miała uczucie, jakby zrywała z siebie naskórek.

      Dźwięk powinien obudzić strażnika pozostawionego w chacie, ale ten chrapnął tylko głośniej. Kobieta usiadła, a jej nagie ciało błyszczało od resztek żelu.

      Głowa nadal ją bolała przy każdym poruszeniu, ale było to do zniesienia. Podniosła się znad pancerza i stanęła na zapiaszczonej podłodze. Drobiny natychmiast przykleiły się jej do stóp, nieprzyjemnie uwierając w palce. Zignorowała to i kantem dłoni zaczęła ścierać resztki żelu.

      Obudzony strażnik lekko się poruszył i szeroko otworzył ze zdumienia oczy, zdając sobie sprawę, że patrzy na nagą kobietę, stojącą zaledwie kilka metrów od niego. Jego wzrok powoli się podnosił, zatrzymując się na dłużej na wysokości bioder i biustu, aż w końcu doszedł do twarzy.

      Sorilla odwróciła głowę w lewo bez żadnych emocji.

      – Przynieś mi mój zasobnik.

      Mężczyzna wolno pokiwał głową, ale poza tym nie wykonał żadnego ruchu.

      – Przynieś!

      Nareszcie wstał i skierował się do drzwi. Kobieta westchnęła i kręcąc głową, podeszła do broni, którą zostawił. Podniosła ją i sprawdziła. Komora pusta, tak jak myślała. Magazynek był jednak w gnieździe. To i tak lepiej, niż się spodziewała.

      Ale to znaczyło, że facet zostawił właśnie załadowaną broń osobie, której miał pilnować.

      – Oj – potarła palcem grzbiet nosa – czasem nie warto wstawać z łóżka.

      ***

      Tara znalazła się w chacie kilka minut po tym, jak mężczyzna ją opuścił. Miała ze sobą torbę medyczną i ręcznik. Kobietę-żołnierza zastała podczas usuwania z ciała resztek zielononiebieskiego żelu.

      Sierżant była wysoką kobietą. Miała włosy krótsze, niż nakazywała moda, jednak nie ogolone przy skórze, jak to często pokazywano w filmach o siłach specjalnych. Jej ciało było zbyt umięśnione, by można uznać je za atrakcyjne, szczególnie w obrębie klatki piersiowej i obręczy barkowej. Nie miała budowy kulturystki, ale była zdecydowanie bardziej masywna niż typowa kobieta.

      Absolutnie nie przejmowała się także swoją nagością, co Tara odnotowała z uznaniem. Jako pielęgniarka sama była przyzwyczajona do widoku ludzkiego ciała, tak więc po prostu postawiła na ziemi torbę medyczną i podała kobiecie ręcznik.

      – Twoje wyposażenie zaraz przyniosą – powiedziała. – Jak się czujesz?

      – Lepiej – odpowiedziała Sorilla, biorąc ręcznik i wycierając się szybkimi ruchami. – Miło znaleźć się poza sarkofagiem, a już zdecydowanie dobrze jest mieć znów kontrolę nad swoimi implantami.

      – Czy to się często zdarza? – zapytała Tara z ciekawością. – Utrata kontroli?

      – Nigdy dotąd, przynajmniej mnie – odparła zapytana, nie podnosząc wzroku. Szorstki ręcznik zdzierał przynajmniej tyle samo naskórka, co żelu, ale tego właśnie chciała. W ciągu ostatnich kilku dni nagromadziło się na jej ciele mnóstwo obumarłych komórek, które trzeba było usunąć.

      Dalszą rozmowę przerwało przybycie dwóch mężczyzn niosących skrzynię wielkości trumny, z którą skakała Sorilla. Kobieta zignorowała ich spojrzenia, kiedy odrzuciła ręcznik i przyłożyła dłonie do czytników zasobnika. Te wysłały sygnał wywoławczy do odpowiednich implantów w jej ciele i uzyskały odpowiedź. Wieko skrzyni podniosło się na pneumatycznych amortyzatorach, a sierżant nachyliła się i wyciągnęła parę czarnych spodni.

      Założyła je, zapięła klamry podtrzymujące. Do kompletu dodała jeszcze kamizelkę taktyczną. Ze złośliwym uśmiechem zwróciła się do mężczyzn:

      – Teraz lepiej?

      Tylko

Скачать книгу