Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł - Ian Douglas страница 8
– Rozproszyć się, do cholery! – wrzeszczał Mackey. – Uzbroić kraity! Celować w gęste części tej chmury!
Każdy starblade miał na pokładzie trzydzieści dwie rakiety V-92 Krait oraz sześć większych i potężniejszych VG-120 Boomslang. Łącznie dysponowali czterystu osiemnastoma rakietami o różnej sile. Gregory stwierdził, że nie pomoże to szczególnie w walce z szeroką chmurą miniaturowych obcych jednostek.
Liczył się teraz każdy strzał, musiały być bardzo precyzyjne. Celując w najgęstszy obszar chmury, mogliby zadać obcym największe możliwe straty.
Przynajmniej taką mam nadzieję – pomyślał.
– Ognia!
Gregory miał już wyświetlone ikony sterowania dla pierwszych dwóch kraitów w swoim magazynku. Uzbroił je i ustawił ładunek na sto megaton każdy. W oknie wyświetlonym w jego głowie dominował rój obcych. Pilot powiększył obraz i skoncentrował się na skupisku jednostek – części otwartej architektury ogromnego działa cząsteczkowego wroga.
– Demon Cztery, Fox Jeden! – krzyknął na kanale taktycznym. – Dwa razy!
Setki lat wcześniej „Fox Jeden” oznaczało wystrzelenie rakiety naprowadzanej termicznie, a obecnie inteligentnej rakiety jak VG-92 Krait Shipkiller czy starszych kraitów, jak VG-10, obecnie przestarzałych, bo wyposażonych w słabszą AI. Wystrzeliwszy pierwsze dwa pociski, Gregory zmienił cel, załadował dwa kolejne kraity i je wypuścił. Jego główny obraz taktyczny przedstawiał chaotyczną masę myśliwców, celów i powolnych smug rakiet. Pociski wykonywały manewry unikowe, by trudniej było je zestrzelić. Nawet jeśli jemu ledwo przychodziło rozszyfrowanie tego, co widział, AI radziła sobie z tym dużo lepiej. Dzięki temu Gregory mógł skupić się na manewrowaniu starblade’em, starając się nie znajdować tam, gdzie wróg celował z działa cząsteczkowego…
…które znów wystrzeliło chwilę przed tym, jak wybuchły pierwsze kraity. Jeden rozbłysk po drugim, odpowiednik stu milionów ton dynamitu.
Obce jednostki znikały całymi setkami, schwytane przez rozszerzające się fale uderzeniowe z plazmy i rozbłyski promieniowania elektromagnetycznego. Eksplozje atomowe nie były aż tak skuteczne w próżni, jak w atmosferze, ale temperatura w sercu każdego wybuchu dochodziła do stu milionów stopni. Gdy kule ognia rozproszyły się, w srebrzystym kręgu widać były wielkie dziury. Wyglądało na to, że udało się zakłócić pracę działa cząsteczkowego, a pozostałe fragmenty obcej struktury znów rozproszyły się jako mniejsze jednostki.
Eskadra „Black Demons” przelatywała przez chmurę obcych okrętów. Wszędzie pełno było czerwonych ikon, oznaczających wrogie myśliwce. Gregory precyzyjnie namierzył jeden z obcych pojazdów i wystrzelił z własnej broni cząsteczkowej.
– Uwaga, Demon Cztery! – odezwał się do niego Caswell. – Masz dwa na ogonie!
– Widzę.
Dwie obce jednostki leciały na jego szóstej. Gwałtownie obrócił swojego starblade’a o sto osiemdziesiąt stopni i wystrzelił jeden strumień energii… i drugi… aż w końcu trzeci, gdy jednemu z celów udało się uniknąć trafienia.
Myśliwce Sh’daarów miały pazury. Strumień cząsteczek rozdarł na strzępy Demona Osiem, pilotowanego przez rekrutkę o nazwisku Romero. Gregory zawrócił i przyłączył się do DeHaviland. Razem zmienili kolejny myśliwiec wroga w parę.
– Ile mamy czasu, zanim przybędzie flota? – spytała DeHaviland.
– Nie wiem, Cyn – odparł Gregory. – Mogą tu być w każdej chwili!
Nie było to tylko pobożne życzenie. Ich misja nie obejmowała dłuższej samotnej walki. Mieli wyprzedzić grupę bojową, dowiedzieć się, czy po drugiej stronie czeka wróg, i w razie potrzeby związać go walką do czasu, aż przybędzie reszta.
Przynajmniej taki był plan. Gdyby pozostałe okręty jednak nie przeszły z jakiegoś powodu przez AGTR, dziesiątka myśliwców znalazłaby się w dość kiepskiej sytuacji.
W jeszcze gorszym scenariuszu bitwa mogłaby okazać się zbyt wyczerpująca dla całej grupy bojowej. „Ameryka” i eskortujące ją jednostki mogłyby ulec zniszczeniu po tej stronie anomalii. Oznaczałoby to pewną śmierć dla eskadry Demonów.
Broń cząsteczkowa nagle drasnęła myśliwiec Gregory’ego i mocno nim potrząsnęła. Z przekleństwem skręcił ostro w lewo, celując we wrogą jednostkę znajdującą się w pobliżu – zbyt blisko – i strzelając. Kolejny wstrząs poczuł, gdy doszła do niego fala uderzeniowa.
Cholera, za dużo myślę – zły, że dał się rozproszyć, skupił całą uwagę na danych przypływających przez łącze z komputerem myśliwca.
Gdzie jest Cyn? Stracił ją z oczu po ostatniej rozmowie. Na tle stłoczonych gwiazd migała ikona.
Tutaj…
Czerwone ikony zbliżały się zaś coraz bardziej do siebie.
Co oni planują, do cholery?
TC/USNA CVS „Ameryka”
Mostek flagowy
Chmura N’gai, T-0,876gy
Godzina 5.03 TFT
Gray pochylił się do przodu w swoim fotelu, patrząc na ogrom stłoczonych słońc, centrum miniaturowej galaktyki niemal dziewięćset milionów lat w dalekiej przeszłości. A przynajmniej taki był plan.
– „Ameryka” – odezwał się do głównej AI okrętu – czy masz już dane czasoprzestrzenne?
– Tak, admirale – odparł umysł okrętu, bardziej w formie ogólnych myśli niż słów. – Przesyłam do stanowiska nawigacyjnego.
– Mam je, admirale – oznajmił komandor Victor Blakeslee. – Wygląda na to, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jesteśmy w tym samym miejscu, co ekspedycja Koeniga, plus dwadzieścia lat.
– Wygląda na to, że przybyliśmy po zawieszeniu broni – zauważył komandor Dean Mallory, główny oficer taktyczny.
– To dobrze – stwierdził Gray. – Zatem czas płynie chyba w tym samym tempie po obu stronach anomalii. Nie uśmiechało mi się znowu walczyć z tymi sukinsynami.
– Nie, sir.
Wokół „Ameryki” gromadziły się kolejne okręty, przeniesione z teraźniejszości do odległej przeszłości.
– Taktyczny, czy mamy namiar na zwiadowców?
– Tak, panie admirale! – odparł Mallory. –