Przygody Huck'a. Марк Твен
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przygody Huck'a - Марк Твен страница 5
Oto wszystkie prace ważniejsze Marka Twain'a. Komu wystarczy zdanie Thackeraya, że celem głównym pisarza humorysty jest rozbudzanie i utrwalanie miłości, współczucia, dobroczynności i miłosierdzia dla słabych, biednych, uciśnionych i nieszczęśliwych, a wstrętu i pogardy dla fałszu, pychy i wszelakiego szalbierstwa; jeśli od humorysty wymagamy, żeby był nietylko bawicielem swych czytelników, lecz i artystą, który w całej pełni daje nam intuicyą swoją o świecie i życiu ludzkiem, jeśli zadawala nas tylko taki humor, który posiada silę twórczą, będącą wyjątkowym przywilejem umysłów niepospolitych, to i przy takim sprawdzianie możemy przyznać Twainowi, że jest prawdziwym humorystą.
Ma on pióro cięte i ostre, a serce miękkie i szlachetne. Śmieje się z głupoty, piętnuje zło, w najgorszym jednak okazie ludzkim widzi człowieka i ma dlań pewne współczucie. Gdyby czytelnik nie wiedział od biografów Twaina, że jest on człowiekiem najzacniejszym, samby się o tem przekonał z jego utworów. Przedewszystkiem kto tak kocha dzieci, nie już jak ojciec, bo to zwyklejsze, ale jako obywatel kraju, widzący w tych istotkach drobnych przyszłe szczęście, wielkość i odrodzenie swego narodu — ten już dobrym być musi. Obcuje on też z dziećmi w swoich utworach z rozkoszą bardzo widoczną i jest ich psychologiem znakomitym. Co to za świetny epizod miłości 9-letniego chłopca i 7-letniej dziewczynki w "Tomku Sawyer. " Co za prawda w przedstawieniu humorystycznem zabawnego romansu tych dwojga dzieci!... Jak dalece Twain umiłował te przyszłe pociechy narodu, świadczy między innemi pełen humoru a dziwnie rozrzewniający toast, jaki wzniósł w imieniu dzieci ("the toast of the Babies") na uczcie w Chicago, wydanej dla niego przez generała Granta.
Humor Twaina, zbyt powierzchowny i gwałtowny w pierwszych utworach, pogłębił się z czasem i uspokoił, co świadczy o ciągłem doskonaleniu się tego pisarza, który celuje również w niezmiernie malowniczem odtwarzaniu cudów przyrody, gorąco przez niego ukochanej.
Powodzenie Twaina, jako pisarza, jest w Ameryce kolosalne; ceni go również i Europa, która przyswoiła sobie prawie wszystkie jego utwory. To też każdy wiersz Twaina idzie obecnie na wagę złota. Biografowie jego podają, że do roku 1894 zarobił piórem 80, 000 funtów szterlingów.
Twain jednak umiał zdobywać nietylko złoto, lecz, co więcej znaczy, miłość ludzi. "Jest on kochany — mówi historyk Wright — ("American men of Letters") i w domu i po za domem, gdyż dzięki swemu charakterowi zdobywa wszędzie przyjaciół. " "Niech nam Twain żyje jak najdłużej — tak kończy swą pracę o nim Robert Ford ("American Humourists recent and living"), gdyż swojem piórem daje współziomkom więcej zdrowia i szczęścia, niżeli cała armia doktorów ze skalpelami i apteką. " Dodajmy wreszcie, że od paru lat Mark Twain przebywa w Kaltenleutgeben, pod Wiedniem, ze swą rodziną i że tam właśnie utalentowany rodak nasz H. Rauchinger zrobił kredką wyborny portret Twaina, który właśnie, podług fotografii wiedeńskiej, czytelnikom naszym podajemy.
J. A. Święcicki
ROZDZIAŁ I.
ROZDZIAŁ I.
Cywilizowanie Huck'a. — Mojżesz w trzcinach. — Miss Watson, — Tomek Sawyer czeka na mnie.
Muszę państwu powiedzieć, że ja i Tomek Sawyer, mój przyjaciel, znaleźliśmy pieniądze, które rabusie ukryli byli w jaskini, i to nas zbogaciło. Dostaliśmy każdy po sześć tysięcy talarów, samem złotem. Otóż sędzia Thalecher wziął je i oddał na procent, co nam przynosiło każdemu po dolarze dziennie, przez rok cały. Wdowa Douglas'owa wzięła mnie do siebie za syna i obiecała, że mnie ucywilizuje; ciężko jednak było wytrwać w tym domu, tak okropnie porządną i przyzwoitą była wdowa i wszystkie jej postępki. To też ile razy nie mogłem wytrzymać, wymykałem się, włożywszy na siebie stare łachmany i kapelusz od głowy cukru; czułem się całkiem swobodny. Tomek Sawyer zawsze mi obiecywał, że zebrawszy bandę rozbójników i stanąwszy na jej czele, przyłączy mnie do niej, bylebym tylko pozostał u wdowy i porządne wiódł życie. Wracałem też do niej.
Wdowa płakała nademną, nazywając mnie biedną owieczką zbłąkaną i różne inne dając mi przezwiska, któremi zresztą nie chciała mnie krzywdzić. Sprawiła mi też nowe ubranie, w którem się strasznie pociłem, bo było ciasne. Gdy wdowa zadzwoniła na wieczerzę, trzeba było zaraz przychodzić i czekać, aż ona, spuściwszy głowę, pomruczy trochę nad jedzeniem, które, prawdę rzekłszy, było niczego.
Po wieczerzy wdowa wydobywała księgę i uczyła mnie o Mojżeszu i o trzcinach. Aż poty na mnie bity, tak pragnąłem dowiedzieć się wszystkiego o Mojżeszu, ale gdy się pokazało, że on już oddawna nie żyje, przestałem dbać o niego, bo co mnie tam obchodzą umarli.
Dość wcześnie uczuwszy pociąg do tytoniu, prosiłem wdowy, żeby mi palić pozwoliła; otrzymałem jednak odpowiedź, że to brzydki nałóg, że z tego w domu nieporządek, że więc palić nie powinienem. Są widać osoby przyzwyczajone do powstawania na to, o czem nie mają pojęcia. Wdowa zawracała mi głowę Mojżeszem, który jej ani brat, ani swat, i nikogo nie obchodzi skoro już umarł i broniła mi palić, a sama zażywała tabakę, uważając to, ma się rozumieć, za dobre — ponieważ to ona robiła.
Siostra jej, miss Watson, przychuda nieco stara panna, z puklami w obwarzanek zwiniętemi na skroni, zamieszkawszy z nią, gnębiła mnie elementarzem, znęcając się nademną codzień przez pół godziny. Nie mógłbym wytrzymać dlużej! Potem z dobrą godzinę bywało śmiertelnie nudno, więc też zaczynałem się kręcić. Wtedy miss Watson mawiała:
— Huckleberry, po co kładziesz tu nogi?" — albo: Nie garb się tak, siedź prosto.
W parę minut znów zrzędziła:
— Nie otwieraj ust, nie przeciągaj się tak; dlaczego nie siedzisz przyzwoicie — i opowiadała mi o tem miejscu, gdzie duszę idą za karę. Gdy rzekłem, że chciałbym się tam dostać, aż oniemiała ze zgrozy, choć nie miałem zamiaru powiedzieć nic złego. Poprostu pilno mi było pójść sobie gdzieindziej, pragnąłem zmiany, nie będąc wcale wybredny w wyborze miejsca. Miss Watson twierdziła, że to grzech tak mówić i że ona za nic w świecie nie powiedziałaby tego, albowiem pragnie się dostać do miejsca wiecznej szczęśliwości. Nie widząc żadnej dla siebie korzyści w przebywaniu gdziekolwiek z nią razem, postanowiłem nie starać się o to. Tego jednak nie powiedziałem, bo byłaby nowa historya, a pożytku żadnego, Górę tedy wziąwszy nademną, poczęła opowiadać wszystko, co tylko jej było wiadomo o miejscu onej szczęśliwości. Mówiła, że człowiek, nic tam nie robiąc, będzie tylko siedział z harfą i śpiewał. Jakoś mi się to nie zdawało, alem nie pisnął ani słówka. Spytałem tylko, czy Tomek Sawyer tam pójdzie? A ona: Nie! daleko mu do tego! Bardzom się tedy ucieszył, chciałem bowiem, żebyśmy zawsze byli razem.
Ale miss Watson ciągle cierpiała coś do mnie, aż mi się to w końcu uprzykrzyło. Niezadługo potem zaczęła sprowadzać wszystkich murzynów na pacierz, a po pacierzu iść musiał każdy do łóżka. Ja więc poszedłem do swego pokoju z kawałkiem świecy, a postawiwszy ją na stole, sam siadłem na krześle przy oknie i próbowałem myśleć o czemś wesołem, ale napróżno. Czułem się taki sam i taki smutny, żem prawie śmierci już pragnął. Gwiazdy świeciły na niebie, w poblizkim lesie posępnie jakoś szumiały liście; w oddali odzywała się sowa, zawodząc po kimś, kto już umarł; przy domu pies i puszczyk, wzajemnie sobie wtórując, zapowiadały śmierć komuś; wiatr usiłował coś mi powiedzieć, coś do ucha szepnąć, a ja nie mogłem zrozumieć, o co idzie i aż mnie dreszcze przejęły. Zapragnąłem jakiegoś towarzystwa. Aż oto pająk zaczął mi leźć po ramieniu.