Księga Duchów. Allan Kardec
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga Duchów - Allan Kardec страница 11
Sprzeczności te zresztą nie zawsze są tak rzeczywiste, jakimi z pozoru się wydają. Czy nie widzimy każdego dnia ludzi mówiących o tej samej dziedzinie nauki, a różniących się pod kątem definicji, które nadają jakiejś pojedynczej rzeczy; ludzi używających różnej terminologii albo patrzących na nią z innego punktu widzenia, a mimo to fundamentalne zasady tejże dziedziny pozostają niezmienione? Niech ktoś policzy, ile definicji stworzono w odniesieniu do gramatyki! Dodajmy jeszcze, że forma odpowiedzi zależy często od stylu pytania. Byłoby więc dziecinnym doszukiwać się sprzeczności tam, gdzie odnajdujemy jedynie różnice w użyciu słów. Duchy wyższe nie przywiązują żadnej wagi do formy. Dla nich treść danej myśli jest wszystkim.
Weźmy jako przykład definicję duszy. Ponieważ słowa tego nie używa się jedynie w określonych ramach, Duchy mogą, podobnie jak i my, różnić się pod względem definicji, jaką przypisują temu słowu: jeden może powiedzieć, że jest ona źródłem życia, inny nazwać ją iskrą animiczną, trzeci stwierdzić, że znajduje się wewnątrz nas, czwarty, że jest poza nami itp. I wszystkie będą mieć rację ze swojego punktu widzenia. Można by nawet sądzić, że niektóre z nich wyznają materialistyczne teorie, a jednak tak nie jest. Podobnie jest ze słowem Bóg. Będzie to: źródło wszechrzeczy, Stwórca wszechświata, najwyższa inteligencja, nieskończoność, wielki Duch itd., a koniec końców wciąż będzie Bogiem. Przytoczmy też w końcu przykład klasyfikacji Duchów. Istoty te wpisują się w nieprzerwany ciąg – od najniższych do najwyższych stopni. Każda klasyfikacja jest więc umowna – ktoś mógłby podzielić je na trzy klasy, ktoś inny na pięć, dziesięć albo dwadzieścia, jak woli, a mimo to nie popełni błędu. Wszystkie dziedziny nauki dają nam tego przykład. Każdy naukowiec ma swój system; a choć te są modyfikowane, sama nauka pozostaje niezmienna. Niezależnie od tego, czy uczymy się botaniki w oparciu o system Linneusza, Jussieu czy Tourneforta, będziemy się cały czas uczyli botaniki. Przestańmy nadawać więc sprawom czysto umownym wagę, na jaką nie zasługują, i skupmy się na tym, co naprawdę istotne, a często odkryjemy nagle w tym, co pozornie nieuporządkowane, podobieństwo, które umyka na pierwszy rzut oka.
XIV
Wspomnielibyśmy jedynie mimochodem o zarzutach niektórych sceptyków dotyczących błędów ortograficznych popełnianych przez część Duchów, ale pozwalają nam one wspomnieć o jednej istotnej sprawie. Ich ortografia – trzeba to powiedzieć – nie zawsze jest nienaganna. Trzeba jednak być nierozsądnym, by czynić z tego poważny zarzut i twierdzić, że skoro Duchy wiedzą wszystko, powinny pisać bez błędów. Jako kontrargument moglibyśmy przytoczyć tu wiele grzeszków tego rodzaju popełnionych przez ziemskich uczonych, które przecież nie odebrały im zasług. Ale mamy tu do czynienia z poważniejszą kwestią. Dla Duchów, a zwłaszcza Duchów wyższych, myśl jest wszystkim, a forma – niczym. Ponieważ są wolne od materii, język, którym się między sobą porozumiewają, ma szybkość myśli, gdyż w ich przypadku to sama myśl odpowiada za komunikację, bez jakichkolwiek pośredników. Muszą się więc czuć niezręcznie, gdy chcąc z nami porozmawiać, są zmuszone posługiwać się długimi i krępującymi formami, a zwłaszcza językiem niewystarczającym i niedoskonałym, by wyrazić wszystkie idee. Same nam o tym mówią. Ciekawe jest też przyglądanie się, z jakich sposobów korzystają, by nieco złagodzić tę trudność. Podobnie myślelibyśmy i my, gdybyśmy musieli mówić w języku, w którym słowa i zwroty byłyby dłuższe, a jednocześnie uboższym w wyrażenia, jakich zwykliśmy używać. Tego rodzaju zakłopotanie odczuwa geniusz, który niecierpliwi się powolnością swojego pióra, będącego zawsze w tyle za jego myślami. Rozumiemy wobec tego, że Duchy przywiązują niewielką wagę do nic nieznaczących zasad ortografii, zwłaszcza gdy chodzi o istotne i poważne nauki. Czy nie jest jednak czymś cudownym, że wypowiadają się w każdym języku bez różnicy i wszystkie z nich rozumieją? Nie należy stąd jednak wnioskować, że ogólnie przyjęte zasady językowe nie są im znane. Przestrzegają ich, gdy jest to niezbędne. Dyktowane przez nich wiersze stanowią więc ciężki orzech do zgryzienia dla najbardziej drobiazgowych i purystycznych krytyków, nawet jeśli samo medium nie ma odpowiedniego wykształcenia.
XV
Są też w końcu i tacy ludzie, którzy wszędzie doszukują się niebezpieczeństw, zwłaszcza we wszystkim, czego nie znają. Korzystają oczywiście z okazji i wyciągają niekorzystne wnioski z faktu, że niektóre osoby, poświęciwszy się studiom spirytystycznym, straciły rozum. Jak jednak rozsądni ludzie mogą widzieć w tym poważny zarzut? Czy nie dzieje się tak ze wszystkimi czynnościami intelektualnymi, które natrafiają na słaby umysł? Czy znamy liczbę szaleńców i maniaków, których zrodziły studia matematyczne, medyczne, muzyczne, filozoficzne i inne? Czy z tego powodu należy zakazać tych studiów? Czego to dowodzi? Na skutek fizycznej pracy kaleczymy sobie ręce i nogi, które są naszymi narzędziami w oddziaływaniu na materię. W wyniku prac naszego intelektu, szkodzimy naszemu mózgowi, odpowiadającemu za myśli. Ale jeśli nawet narzędzie jest niszczone, duchowi nic się nie dzieje – pozostaje nietknięty. A gdy wyzwala się od materii, nie oznacza to, że cieszy się od razu pełnią swoich zdolności. Jest więc -podobnie jak człowiek – swego rodzaju niewolnikiem pracy.
Wszystkie wielkie zajęcia duchowe mogą doprowadzić do szaleństwa. Nauka, sztuka, religia dostarczają licznych przypadków tego rodzaju. Główną przyczyną szaleństwa jest organiczna predyspozycja mózgu, która czyni go mniej lub bardziej podatnym na pewne wrażenia. Gdy ktoś ma predyspozycję do tego, by popaść w obłęd, skupia się nad jakimś tematem, a to zainteresowanie przeradza się w obsesję. Może to być fiksacja na punkcie Duchów u kogoś, kto się nimi zajmował, ale równie dobrze może ona dotyczyć Boga, aniołów, diabła, pieniędzy, władzy, sztuki, nauki, macierzyństwa, systemu politycznego lub społecznego. Istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś oszalały na punkcie religii, wpadłby w obsesję spirytystyczną, gdyby to spirytyzm stał się głównym tematem jego zainteresowań, podobnie jak szaleniec spirytystyczny mógłby popaść w obłęd z innego powodu, zależnie od okoliczności.
Mówię więc, że spirytyzm nie jest tu w żaden sposób uprzywilejowany. Powiem jednak więcej: jeśli jest właściwie rozumiany, staje się środkiem zapobiegawczym przeciw szaleństwu.
Pośród najczęstszych przyczyn oddziałujących na mózg należy przytoczyć rozczarowania, nieszczęścia, nieodwzajemnione uczucia, które jednocześnie są najczęstszymi przyczynami samobójstw. Prawdziwy spirytysta postrzega sprawy tego świata z wyższego punktu widzenia. Zdają mu się małe, nic nieznaczące wobec przyszłości, która nań czeka. Życie jest dla niego tak krótkie, ulotne, że te trudności są w jego oczach jedynie nieprzyjemnymi utrudnieniami w czasie podróży. To, co u innych osób wywołałoby burzliwe emocje, przejmuje go w niewielkim stopniu. Wie zresztą, że życiowe problemy są próbami, które służą mu w rozwoju, jeśli przyjmuje je z pokorą, gdyż zostanie wynagrodzony proporcjonalnie do odwagi, z jaką je znosił. Jego przekonania umożliwiają mu pogodzenie się z losem, co chroni go przed rozpaczą, która jest nieustanną przyczyną szaleństwa i samobójstwa. Wie zresztą, dzięki scenom, które obserwuje dzięki rozmowom z Duchami, jaki los czeka tych, którzy skracają samowolnie swoje życie, a obraz ten jest tak dobrze odmalowany, że daje mu do myślenia. Znaczna jest liczba ludzi, którzy powstrzymali się od tej zgubnej decyzji. To jeden z rezultatów spirytyzmu. Niech sceptycy śmieją się z tego, jak długo chcą. Życzę im, by sami zaznali pocieszenia, które spirytyzm przynosi wszystkim tym, którzy zadają sobie trud, by zagłębić się