Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz страница 22
![Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka](/cover_pre417287.jpg)
– Moim moralnym i ustawowym obowiązkiem jest obrona tego człowieka – odparł Kordian, nie zamierzając wdawać się w dłuższą konwersację z właścicielem sklepu. Otrzymał od niego informacje, które mogły okazać się kluczowe. Podziękował mu jeszcze raz, a potem wraz z Kormakiem ruszyli ku przystankowi tramwajowemu. Po drodze czuli na sobie ciężkie spojrzenie ochroniarza, który ich wpuścił.
– Poszło gładko – odezwał się chudzielec, kiedy wyszli za teren osiedla.
– Mamy przyczynek do zbudowania porządnej linii obrony, Kormak. To lepiej niż „gładko”.
– Chyłka będzie wniebowzięta.
Kordian skinął głową, lecz myślami był już daleko. Pytanie ekspedienta obijało mu się echem w głowie. Czy naprawdę sądził, że Langer tego nie zrobił? Joanna zdawała się przekonana, on sam też sądził, że klient jest niewinny. Ale kto mógłby go wrabiać w morderstwo? I w jaki sposób? Ojciec odpadał w przedbiegach – świat nie był skonstruowany tak prosto.
Ale w takim razie kto? I dlaczego?
Oryński nie miał pojęcia. Przypuszczał jednak, że jeśli będą drążyć odpowiednio długo, w końcu dokopią się do prawdy.
15
Chyłka podniosła wzrok na laptopa, gdy ktoś zaczął dobijać się do jej drzwi. Kontrolnie spojrzała na zegarek w prawym dolnym rogu ekranu. Cztery minuty temu minęło południe. Zminimalizowała okno przeglądarki i na ekranie pojawiła się tapeta z logo kancelarii – na grafitowym tle umieszczono napis „Żelazny & McVay”, z niedbale pociągniętą linią pod spodem, kończącą się tuż przed „y” w nazwisku „McVay”.
– Wejść – zaordynowała.
Przypuszczała, że Zordon i Kormak przyszli posypać głowy popiołem, gdyż trop dziewczyny hojnie obdarowanej przez naturę do niczego ich nie doprowadził. Kiedy jednak stanęli w progu, po wyrazach ich twarzy poznała, że się myliła. Bez zbędnych ceregieli i chełpienia się swoją zdobyczą Kordian przedstawił jej całą sytuację.
– Krótko mówiąc, mamy się czego uczepić – zakończył.
– Może – odparła Joanna. – Ale nie rób sobie nadziei, Zordon.
– A kto twierdzi, że robię?
– Twój rozentuzjazmowany ton.
– Bzdura.
Chyłka odgięła się na krześle.
– Mówiłam ci już o świętej zasadzie prawniczego żywota? – zapytała.
– Niestety – odrzekł Kordian. – Nigdy nie mów klientowi, że wygrasz jego…
– Nie o tej – przerwała mu. – Nigdy nie identyfikuj się z klientem. Nawet jeśli twoim zdaniem gość jest faktycznie niewinny, nie pozwól, by zaistniała między wami nić sympatii. Chyba że wyłącznie z jego strony. Z twojej nigdy.
– Ale…
– Przenigdy – zestrofowała go. – Podkreślam to, bo sprawiasz wrażenie, jakbyś był gotów wyjść za Langera, gdyby tylko istniała taka prawna możliwość. Im bliżej jesteś klienta, tym dalej jesteś od wygrania sprawy.
– Tak, sensei.
Joanna popatrzyła na niego spode łba, po czym dobyła papierosa.
– Słuchaj, Zordon… wygłaszanie tych kazań boli mnie bardziej, niż ciebie słuchanie ich, ale musisz się czegoś nauczyć. – Odpaliła marlboro. – Jeśli ja ci tego nie powiem, nikt inny tego nie zrobi. Chyba że Kormak. – Przeniosła wzrok na chudzielca. – Co ty na to, szczypiorze?
– Ja tam gówno wiem.
– Otóż to – potaknęła i ponownie zwróciła się do Oryńskiego. – Więc albo przyjmuj wszystko, co mówię, z wdzięcznością i namaszczeniem, albo będziesz najgorzej poinformowanym aplikantem w historii Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Panimajesz?
– Będę pochłaniać wszystkie twoje mądrości – zapewnił. – A zacząć możemy od taktyki w sprawie Langera.
– Moment – wtrącił Kormak. – Przynieśliśmy ci solidne informacje, a nie usłyszeliśmy nawet lakonicznego „dobra robota, chłopaki”.
Chyłka przenosiła obojętny wzrok z jednego na drugiego. Przez chwilę w gabinecie panowała cisza.
– Zapalcie sobie. Zrobi wam się lepiej.
– Ja nie palę – zaprotestował Kormak.
Oryński poczęstował się z paczki Joanny.
– Zacznij – poradziła. – I tak dziwi mnie, jakim cudem zdołałeś bez tego przetrwać tutaj tak długo i kompletnie nie zwariować.
– Palenie ma się do tego jak…
– Ma się – zaoponowała. – Każdy papieros powoduje, że stajesz się nieco otępiały, masz lekko przyćmione zmysły. Nałogowy palacz tego nie czuje, bo organizm się przyzwyczaja, ale gdybyś teraz zapalił, wiedziałbyś, o czym mowa.
– To świetnie.
– Żebyś wiedział. Dzięki temu masz mniej siły na irytowanie się tym, co dzieje się wokół. Pewnych rzeczy nawet nie rejestrujesz. Papieros równa się zdrowie.
– Jeśli przymknąć oko na to, że zabija.
– No tak – potwierdziła Chyłka. Wzruszyła ramionami i spojrzała na Oryńskiego. – A ty, Zordon, nie masz swoich? Jak cię nie stać, to powiedz, zatroszczę się o to, żebyś nie robił tutaj już dłużej za darmo.
– Z tego co wiem, nie robię.
– Mniejsza z tym – odparła i machnęła ręką. – Szkoda czasu na bzdety; mam dla ciebie cudowną wiadomość. Mamy wyznaczony termin rozprawy i można by rzec, że nie zdążysz połapać się w sposobie wiązania krawatu, który obowiązuje w kancelarii Żelazny & McVay, a już będziesz musiał zapindalać ze mną do sądu.
– Ale…
– Co? Dziwi cię, że mamy swój sposób? Od senior associate w górę wiąże się windsora, poniżej półwindsora. McVay się uparł, nie wiem po co i na co, ale tak jest.
– Nie, chodziło…
– Boisz się sali sądowej? Bez obaw, każdy za pierwszym razem ma dupowstrząs. Najlepiej świadczy o tym smród w kiblach. Pamiętaj, żeby nigdy tam nie chodzić… załatwiaj wszystko przed wejściem do budynku sądu.
– Aż tak źle? – zapytał z niesmakiem.
– Wyobraź