Dobra córka. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 3
– Chcesz powiedzieć, że to łatwe i powinnam sama sobie z tym poradzić, czy pomożesz mi, bo to dla ciebie bułka z masłem?
Gamma zapaliła zapałkę. Rozległ się głośny syk gazu.
– Za bardzo kombinujesz. Idź umyć ręce.
– To pytanie było ważne.
– Idź.
Charlotte jęknęła teatralnie, wstała od stołu i poszła długim korytarzem do łazienki. Samantha usłyszała otwieranie i zamykanie drzwi, potem znowu otwieranie i zamykanie.
– Krówka! – wrzasnęła Charlotte.
To słówko zastępowało inne, niewymawialne. Ale Charlie miała prawo być zła. Na długim korytarzu było pięcioro drzwi. Ich rozkład nie miał sensu. Jedne prowadziły do przyprawiającej o gęsią skórkę piwnicy. Drugie do garderoby. Za jednymi ze środkowych drzwi znajdowały się schodki wiodące do sypialni, w której umarł poprzedni właściciel domu. Kolejne wiodły do spiżarni. Ostatnie prowadziły do łazienki. Po dwóch dniach żadna z nich nie potrafiła bezbłędnie ich zlokalizować.
– Znalazłam! – zawołała Charlotte, jakby czekały na ten komunikat z zapartym tchem.
– Jeśli przymknąć oko na gramatykę, kiedyś ta dziewczyna zostanie świetną prawniczką. Taką mam przynajmniej nadzieję. Albo zarobi na utarczkach słownych, albo umrze z głodu.
Samantha uśmiechnęła się na myśl o niechlujnej i rozkojarzonej siostrze ubranej w żakiet i z elegancką aktówką w ręku.
– A ja kim będę? – zapytała.
– Kim tylko zechcesz, skarbie. Byle nie tutaj.
Ostatnio ten temat pojawiał się coraz częściej. Gamma pragnęła, żeby Sam wyjechała z Pikeville i robiła wszystko, czego nie robiły tutejsze kobiety.
Gamma zupełnie nie pasowała do matek w Pikeville, nawet zanim przez pracę Rusty’ego stali się pariasami. Sąsiedzi, nauczyciele, przechodnie na ulicy – każdy miał swoją opinię o Gammie Quinn i rzadko kiedy pozytywną. Gamma była za inteligentna, co działało na jej niekorzyść. I trudna w obejściu. Nie umiała trzymać języka za zębami. Konsekwentnie odmawiała dostosowania się do reszty.
Kiedy Samantha była mała, Gamma, sporo wyprzedzając prowincjonalną modę, zaczęła uprawiać jogging i inne rodzaje aktywnej rekreacji. W weekendy biegała maratony, ćwiczyła przed telewizorem, wzorując się na kasetach firmowanych przez Jane Fondę. Ludzi odpychała nie tylko jej sprawność fizyczna. Gamma była niepokonana w szachy, trivial pursuit, a nawet w monopol. Znała odpowiedzi na wszystkie pytania w teleturnieju Va banque. Wiedziała, kiedy i kogo wykorzystać. Nie znosiła dezinformacji. Gardziła zinstytucjonalizowaną religią. W towarzystwie miała dziwny zwyczaj komunikowania nieznanych powszechnie faktów:
– Wiedzieliście, że pandy mają szósty palec rozwinięty z jednej z kości nadgarstka?
– Wiedzieliście, że przegrzebki mają rzędy oczu umieszczonych na płaszczu?
– Wiedzieliście, że granit wewnątrz terminalu Grand Central w Nowym Jorku emituje więcej promieniowania, niż dopuszczono w elektrowniach atomowych?
Czy Gamma była szczęśliwa, czy lubiła swoje życie, czy była zadowolona ze swoich dzieci, czy kochała męża – to były strzępki informacji rozproszonych w tysiącach kawałków układanki, jaką była ich matka.
– Co twoja siostra porabia tam tak długo?
Samantha odchyliła się na krześle i spojrzała na korytarz. Wszystkie drzwi były zamknięte.
– Może spłukała się w toalecie?
– W jednym z tych pudeł jest przepychacz.
Zadzwonił wiszący na ścianie telefon. To był staroświecki aparat z tarczą. We własnym domu mieli telefon bezprzewodowy z automatyczną sekretarką, która rejestrowała połączenia przychodzące. Samantha pierwszy raz usłyszała niewymawialne słowo na „k” właśnie w automatycznej sekretarce. Była wtedy ze swoją przyjaciółką Gail mieszkającą po drugiej stronie ulicy. Telefon już dzwonił, kiedy otwierała drzwi. Nie zdążyła odebrać, dlatego włączyła się automatyczna sekretarka:
– Rusty Quinn, zajebię cię, gościu. Słyszysz? Zabiję cię, kurwa, zgwałcę twoją żonę, a córki obedrę ze skóry jak upolowanego jelenia, ty gnoju jebany.
A teraz rozległ się czwarty sygnał. Potem piąty.
– Sam – głos Gammy był poważny – nie pozwól, żeby Charlotte odebrała.
Samantha wstała od stołu. Na usta cisnęło jej się pytanie: a co ze mną? Zdjęła słuchawkę z widełek i przycisnęła ją do ucha. Odruchowo spięła się jak w oczekiwaniu na cios.
– Słucham?
– Cześć, Sammy-Sam. Daj słuchawkę mamie.
– To tata – szepnęła Samantha. Gamma stanowczo potrząsnęła głową. – Właśnie poszła na górę wziąć kąpiel. – Za późno przypomniała sobie, że tego samego wykrętu użyła kilka godzin wcześniej. – Przekazać jej, żeby oddzwoniła?
– Nasza Gamma ostatnio przywiązuje nadzwyczajną wagę do higieny – stwierdził Rusty.
– Ostatnio, czyli od pożaru? – wyrzuciła z siebie Samantha. Nie zdążyła ugryźć się w język. Agent ubezpieczeniowy w Pikeville nie był jedyną osobą, która oskarżała Rusty’ego Quinna o podpalenie.
Rusty zachichotał.
– Doceniam, że tak długo powstrzymywałaś się od uwag. – W słuchawce rozległo się ciche kliknięcie zapalniczki. Najwyraźniej Rusty zapomniał, jak przysięgał na Biblię, że rzuci palenie. – Skarbie, kiedy Gamma wyjdzie z wanny, powiedz jej, że przyślę do was szeryfa.
– Szeryfa? – w głosie Sam zabrzmiał strach, ale Gamma nie odwróciła się do niej. – Stało się coś złego?
– Nic takiego, skarbie. Dotąd nie złapali tego drania, który spalił dom, a dzisiaj kolejny niewinny człowiek wyszedł na wolność, więc niektórym może się to nie spodobać.
– Mówisz o gwałcicielu tej dziewczyny, która się zabiła?
– Tylko ona, jej oprawca i Bóg w niebiosach znają prawdę. Nie jestem żadną z tych osób, zatem nie feruję wyroków. I ty też nie powinnaś.
Samantha nie znosiła, kiedy tata mówił do niej tonem małomiasteczkowego adwokata.
– Tato, ona powiesiła się w stodole. To dowiedziony fakt.
– Dlaczego otacza mnie tyle przekornych kobiet? – Rusty zasłonił ręką słuchawkę i powiedział coś do kogoś innego. Samantha usłyszała chropawy kobiecy śmiech. To była Lenore, sekretarka