W kręgach władzy. Władza absolutna. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz страница 13
– Owszem, powinien – przerwała mu Anita. – Ale tego nie zrobił.
Przez chwilę obydwoje milczeli, podczas gdy gdzieś w oddali rozległ się dźwięk pojazdu na sygnale. Kitlińska przypuszczała, że to nie karetka, wszystkie do tej pory dawno rozwiozły rannych spod sejmu do warszawskich szpitali. Być może transport krwi, której z pewnością w tej chwili brakowało.
Hałas stawał się jednak coraz głośniejszy – i to nie tylko dlatego, że pojazd się zbliżał. Dołączyły do niego kolejne.
Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, równocześnie rozległy się dźwięki dzwonków zarówno jej komórki, jak i Patryka. Kitlińska zwlekała z odebraniem, uznając, że ważniejsze jest, by usłyszeć rozmowę Hauera.
– Tak? – spytał.
Chwilę czekał na odpowiedź, a ona w tym czasie sprawdziła, kto dzwoni. Próbował skontaktować się z nią zastępca szefa BOR-u. Z pewnością po to, by ustalić, co się z nią dzieje i dlaczego opuściła budynek sejmowy.
Anita zignorowała go i skupiła się na Hauerze.
– Niedaleko – odezwał się, a potem znów słuchał. – Mogę być w sejmie za dziesięć minut.
Zawiesił wzrok gdzieś w oddali i Kitlińska odniosła wrażenie, jakby zapomniał o jej obecności. Coś zupełnie zaprzątnęło jego myśli, a narastający dźwięk syren sprawiał, że atmosfera zdawała się jeszcze bardziej napięta.
– Co się dzieje? – spytał. – Skąd te wszystkie auta na sygnałach na Jerozolimskich?
Anita żałowała, że nie słyszy odpowiedzi.
– Co? – rzucił Patryk. – Jest pani pewna?
Rozmówczyni najwyraźniej potwierdziła, bo Hauer ciężko wypuścił powietrze.
– W porządku, ale…
Urwał i znów słuchał w milczeniu. Tym razem trwało to znacznie dłużej niż poprzednio. Kiedy osoba po drugiej stronie skończyła, Hauer głośno przełknął ślinę.
– Tak, rozumiem. Oczywiście.
Opuścił rękę z telefonem, a potem spojrzał nieobecnym wzrokiem na Kitlińską.
– Co się dzieje? – zapytała.
– Zaraz zbiera się sejm.
– I?
– I wybierze mnie na marszałka.
– Co takiego?
Hauer niemal niezauważalnie uniósł głowę. Popatrzył w kierunku Alei Jerozolimskich, po których gnała kawalkada radiowozów, a potem spojrzał na Kitlińską.
– Za piętnaście minut Polska będzie mieć nowego prezydenta – oznajmił.
Rozdział 5
Dotarcie na Wiejską z parkingu przy Lorentza na piechotę zajęłoby Hauerowi znacznie mniej czasu, gdyby tylko mógł tam pójść. Zamiast tego musiał jednak poczekać, aż kierowca wyjedzie na Jerozolimskie, zawróci na ślimakach przed mostem Poniatowskiego, a potem skieruje się z powrotem na zachód.
Przesadził, mówiąc Kitlińskiej, że kwadrans dzieli go od objęcia władzy. W rzeczywistości będzie musiał poczekać przynajmniej dwa.
Zanim opuścił park przy Książęcej, błyskawicznie uzgodnił z Anitą plan działania. Jeszcze chwilę wcześniej nie był na to gotowy, ale wieści od Teresy Swobody zupełnie zmieniały sytuację.
Kwestię Biancziego musiał zostawić komuś innemu, a samemu zająć się sprawami państwowymi.
Nawet w jego głowie brzmiało to dumnie, jakby samo w sobie stanowiło powód, by zapisał się złotymi zgłoskami w historii Polski.
Tak czy inaczej, nie mógł skupiać się w tym momencie na tym, czy wypadek dziennikarza był przypadkowym zdarzeniem, czy celowym działaniem. Kitlińska zaś mogła to zrobić. Uzgodnili, że zlokalizuje Biancziego, a potem uda się do szpitala i kiedy tylko się czegoś dowie, skontaktuje się z Hauerem.
Przy odrobinie szczęścia będzie rozmawiała już nie z szeregowym posłem, ale z marszałkiem sejmu. Osobą pełniącą obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
– Może pan trochę przyspieszyć? – spytał Hauer.
Kierowca zerknął na niego spod oka.
– Pan płaci w razie czego? – spytał.
– Z nawiązką. A potem publicznie przyznam, że policja powinna piętnować nie tych, którzy delikatnie przekraczają prędkość, ale tych, którzy blokują lewy pas, nie włączają kierunkowskazów i tamują ruch.
Mężczyzna pokiwał głową z zadowoleniem, ale nie przyspieszył.
– Dodam do tego, że zatrzymanie przez drogówkę to nic innego jak dorosła wersja bycia zatrzymanym przez nauczyciela za bieganie po szkolnym korytarzu.
Rozmówca uśmiechnął się lekko, ale zrobił to wyłącznie z uprzejmości.
– Panie, mój głos i tak pan masz – zadeklarował. – Ale po takich rzeczach od mundurowych raczej ich pan nie dostaniesz.
Wskazówka prędkościomierza nawet nie drgnęła, więc Patryk ostatecznie zrezygnował z dalszych prób i uznał, że musi uzbroić się w cierpliwość.
– Normalnie chętnie bym depnął – odezwał się po chwili kierowca, zjeżdżając z mostu Poniatowskiego w Wioślarską. – Ale sam pan widzisz, ile teraz policji jeździ. Co oni w ogóle robią?
Hauer wiedział tylko tyle, ile naprędce przekazała mu Swoboda. I nie miał oporów, by dzielić się tym z kierowcą – za kilkanaście minut mężczyzna i tak usłyszy wszystko w radiu.
– Przecież już dawno po sprawie – dodał kierowca. – Co się stało, to się stało, nie? Po co popierdalają na bombach, jakby pół miasta się paliło?
– Cóż…
– Jest jakieś zagrożenie? – kontynuował kierowca. – Mów pan, jeśli tak.
– Służby tego nie wykluczają.
– Że… czego?
– Zidentyfikowali człowieka, z którym współdziałał zamachowiec. I kiedy ruszyli jego tropem, okazało się, że atak pod sejmem mógł być tylko początkiem.
– Pajacujesz pan…
– Chciałbym – przyznał Patryk, który nagle zwęszył okazję, by szybciej zjawić się w gmachu przy Wiejskiej. – Ale niestety takie mam informacje. I dlatego kluczowe jest, żebym czym