Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz страница 2

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz

Скачать книгу

      Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce!

      Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty;

      A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.

      To nie był ochmistrzyni pokój? Fortepiano?

      Na nim nuty i książki; wszystko porzucano

      Niedbale i bezładnie: nieporządek miły!

      Niestare były rączki, co je tak rzuciły.

      Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta

      Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta;

      A na oknach donice z pachnącymi ziołki.

      Geranium, lewkonija, astry i fijołki.

      Podróżny stanął w jednym z okien — nowe dziwo:

      W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą,

      Był maleńki ogródek ścieżkami porznięty,

      Pełen bukietów trawy angielskiej i mięty.

      Drewniany, drobny, w cyfrę powiązany płotek

      Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek;

      Grządki, widać, że były świeżo polewane,

      Tuż stało wody pełne naczynie blaszane,

      Ale nigdzie nie widać było ogrodniczki;

      Tylko co wyszła: jeszcze kołyszą się drzwiczki

      Świeżo trącone, blisko drzwi ślad widać nóżki

      Na piasku, bez trzewika była i pończoszki;

      Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu,

      Ślad wyraźny, lecz lekki, odgadniesz, że w biegu

      Chybkim był zostawiony nóżkami drobnemi

      Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.

      Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,

      Wonnymi powiewami kwiatów oddychając.

      Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,

      Oczyma ciekawymi po drożynach gonił

      I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,

      Myślał o nich i, czyje były, odgadywał.

      Przypadkiem oczy podniósł, i tuż na parkanie

      Stała młoda dziewczyna... Białe jej ubranie

      Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,

      Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.

      W takim Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,

      W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana:

      Więc choć świadka nie miała, założyła ręce

      Na piersiach, przydawając zasłony sukience.

      Włos w pukle nierozwity, lecz w węzełki małe

      Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,

      Dziwnie ozdabiał głowę: bo od słońca blasku

      Świecił się jak korona na świętych obrazku.

      Twarzy nie było widać; zwrócona na pole

      Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;

      Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,

      Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie,

      I wionęła ogrodem, przez płotki, przez kwiaty,

      I po desce opartej o ścianę komnaty...

      Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,

      Nagła, cicha i lekka, jak światłość miesiąca.

      Nucąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła:

      Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła

      Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.

      Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą,

      Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się raną.

      Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,

      Chciał coś mówić, przepraszać; tylko się ukłonił

      I cofnął się. Dziewica krzyknęła boleśnie,

      Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;

      Podróżny zląkł się, spojrzał; lecz już jej nie było.

      Wyszedł zmieszany i czuł, że mu serce biło

      Głośno, i sam nie wiedział, czy go miało śmieszyć

      To dziwaczne spotkanie, czy wstydzić, czy cieszyć.

      Tymczasem na folwarku nie uszło baczności,

      Że przed ganek zajechał któryś z nowych gości.

      Już konie w stajnią wzięto, już im hojnie dano,

      Jako w porządnym domu, i obrok, i siano:

      Bo Sędzia nigdy nie chciał, według nowej mody,

      Odsyłać koni gości Żydom do gospody.

      Słudzy nie wyszli witać; ale nie myśl wcale,

      Aby w domu Sędziego służono niedbale:

      Słudzy czekają, nim się pan Wojski ubierze,

      Który teraz za domem urządzał wieczerzę.

      On pana zastępuje i on, w niebytności

      Pana, zwykł sam przyjmować i zabawiać gości

      (Daleki krewny pański i przyjaciel domu).

      Widząc gościa, na folwark dążył po kryjomu,

      Bo

Скачать книгу