Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 4
– Chyba o czymś zapomniałaś – wołam, kiedy Sophie biegnie w kierunku drzwi, z plecakiem na ramieniu, szykując się do całodniowego wyjścia. – Sophie? – mówię nieco głośniej i dziewczyna odwraca się już w drzwiach. Słońce igra z jej włosami, sprawiając, że przybierają barwę miliona odcieni karmelu. Jest wysoka, jak jej tata. Naprawdę posągowa. Widzę przez chwilę kobietę, którą się wkrótce stanie. Zapamiętuję ten widok, wspominając osieroconą przez matkę małą dziewczynkę, którą pokochałam, a która stoi teraz przede mną niemal całkiem już dorosła. Przypominam sobie czasy, gdy ja byłam w wieku Sophie. Wstrzymuję oddech i myślę, że chciałabym znów mieć siedemnaście lat…
– Co? – pyta niecierpliwie.
Posyłam jej całusa.
– Pa – mówi Sophie, łagodniejąc. Wywraca oczami, wydyma usta i posyła mi również w odpowiedzi pocałunek, a potem pokazuje język, spoglądając z miłością na swoich braci. Chwytam jej całusa i uśmiecham się, kiedy Sophie znika za drzwiami, pochłonięta przez kolejny dzień swojego życia.
Simon pojawia się z powrotem w kuchni.
– Odwiozę chłopców do szkoły – mówi, wręczając mi brudny kubek i rekompensując to pocałunkiem w czoło.
Smutnieję nagle. Lubię zabierać chłopców na zajęcia; to jeden z niewielu stałych punktów mojego dziennego grafiku. Poza tym miałam plany na dzisiejszy poranek.
– Dziękuję, ale chyba wspominałam, że wybieram się rano z Jen na kawę. – Uśmiecham się, składając schludnie ściereczkę. Poklepuję ją i spoglądam na Simona.
– Jen? – unosi lekko brwi, a ja znów czuję niepokój.
– Tak.
– Ale po co? To bardzo dziwna przyjaźń. Jen jest zupełnie nie w twoim typie.
– Jest miła. – Nie jestem pewna, co Simon chciał przez to powiedzieć. – A jaki jest „mój typ”? – Chichoczę, aby zaznaczyć, że nie chciałam w ten sposób doprowadzić do konfrontacji.
– Cóż, po prostu jest zupełnie inna niż ty.
– Chcesz powiedzieć, bardziej rozrywkowa? – Próbuję ukryć nagłą urazę.
– Nie. Jest inna… bardzo się różnicie.
Żałuję, że Simon nie widzi w Jen tego co ja, ale nie lubił jej od samego początku. Myślę, że czuje się przy niej nieco zagrożony od czasu letniej szkolnej dyskoteki w stodole, kiedy to Jen zagięła na niego parol. Na Simona i pięciu innych atrakcyjnych tatusiów, dodajmy. Taki ma styl.
– Zaplanowałyśmy spotkanie na boisku szkolnym, po odstawieniu dzieci do szkoły… – Mam nadzieję, że to wystarczy, aby uzyskać pozwolenie na wyjście. Cieszyłam się na plotki z moją nową przyjaciółką. Nadal mam poczucie winy z powodu weekendu w Kornwalii. Wiem, że budowanie naszej przyjaźni zabierze nieco czasu, ale ta sprawa z wyjazdem nie pomogła, a zwykłe rozmowy przerywa nam najczęściej szkolny dzwonek lub zranione czy rozgniewane dziecko. Kawa i spokojna konwersacja z dala od wszelkich hałasów będzie równoznaczna z całym tygodniem boiskowych rozmów. Syn Jen, Oliver, gra w rugby wraz z moimi chłopcami. Tak właśnie się poznałyśmy. Jen jest zabawna i popularna, a ponieważ zamieszkaliśmy w tej okolicy zaledwie kilka miesięcy temu, jestem wdzięczna za jej przyjazne nastawienie wobec mnie.
– W drodze do szpitala przejeżdżam obok szkoły, więc podrzucę chłopców – mówi Simon.
Najwyraźniej uważa, że Jen będzie miała na mnie zły wpływ i sprowadzi mnie na manowce. Pomarzyć zawsze można. Abstrahując od wszystkiego, niewiele można zrobić pomiędzy dziewiątą rano a trzecią po południu.
– Ale ja chciałam się spotkać z Jen… – zaczynam niechętnie, wiedząc, że nie ma sensu się z nim kłócić. Lepiej z nim nie zadzierać.
– A co z tym kolorem farby do dużego pokoju? Musisz jak najszybciej dokonać wyboru – mówi, jakby chodziło o moją karierę.
– Wiem, ale Jen spodziewa się, że…
– Przykro mi, Marianne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jen wygląda koszmarnie, z tymi jej truskawkowymi włosami i obcisłymi sukienkami. Poza tym jest potwornie głośna. Nie mogę zrozumieć, dlaczego chcesz spędzać czas z kimś takim. Pozwól, że cię usprawiedliwię. Kiedy odwiozę chłopców do szkoły, porozmawiam z nią i powiem, że jesteś zajęta… – Podchodzi do mnie, obejmuje mnie w pasie i lekko przyciska biodra do moich. Od dłuższego czasu nie okazywał mi tego rodzaju zainteresowania, więc nagle odprężam się i czuję lekkie łaskotanie w brzuchu. Może jednak nie myśli o romansie z tą całą swoją tajemniczą Caroline?
– Kochanie – mruczy, chowając usta w moich włosach. – Nie mogę uwierzyć, że wolałabyś spędzać czas w jakiejś zakurzonej brudnej kawiarence, w towarzystwie wrzaskliwej Jen, niż tutaj, w tym pięknym domu. – Odsuwa się lekko i odwraca mnie twarzą do siebie. – Chciałbym być takim szczęściarzem jak ty i nie musieć się stąd ruszać co rano… – Gładzi mnie po włosach, chwyta kosmyk i wsuwa go delikatnie za moje ucho. – Wiele bym dał, żeby tu z tobą zostać, krzątając się po domu, gotując, pracując w ogrodzie… Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem mogłem tak po prostu być.
Spoglądam mu w oczy, z poczuciem winy. Wracam myślą do naszego pierwszego wspólnego domu, gdy oboje z radością i podnieceniem wybieraliśmy nową kanapę i zasłony. Wiem, że naprawdę chciałby tu zostać i przejrzeć razem ze mną próbki kolorów farb, pomagając mi uczynić nasz dom jeszcze piękniejszym i przytulniejszym dla naszej rodziny. A ja, jak ostatnia niewdzięczna suka, wolę spędzić ten czas, popijając kawę i plotkując. Simon ma na uwadze wyłącznie moje dobro. Martwi się, że zestresuje mnie spotkanie z kimś tak pobudliwym, jak Jen. I prawdopodobnie ma rację. Powinnam zostać tutaj, gdzie jest bezpiecznie. Gdzie ja jestem bezpieczna.
– Poza tym, kochanie, nie chciałbym narzekać, ale widziałaś, w jakim stanie jest ten dom? Czy nie mówiłaś przypadkiem, że chcesz porządnie posprzątać, gdy dzieci zaczną znów szkołę? – Uśmiecha się, a ja znów czuję się winna. W całym domu panuje bałagan po letnich rozrywkach dzieci i ich kolegów. Podrapane lakierowane powierzchnie, porozrzucane zabawki i wdeptane w podłogę przekąski i soki wsiąknięte w dywan. Nagle mam wrażenie, że zaczyna mnie swędzieć całe ciało i nie mogę się doczekać wyjścia Simona, żeby zacząć szorowanie, które wymaże wszystkie ślady lata. Kanapa jest zrujnowana, dywan w dużym pokoju wygląda jak dzieło Jacksona Pollocka; upstrzony plamami z soku z czarnej porzeczki i różnorakimi niezidentyfikowanymi śladami, których pochodzenia nawet nie chcę znać. Nie mam pojęcia, co ja sobie wyobrażałam. Simon ma rację. Jak mogłabym siedzieć w kawiarni, słuchając marudzenia Jen na temat jej męża i plotkując o innych matkach, kiedy w tym czasie mogę sprzątnąć i sprawić, że dom znów stanie się przytulnym