Aerte. Jarosław Kasperek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Aerte - Jarosław Kasperek страница 5
Mel pokiwała głową i przeraźliwie ziewnęła. – Tak, ale jestem taka śpiąca, że mi już właściwie wszystko jedno. Możemy przestać gadać i wreszcie iść spać?
– OK, dokończymy rozmowę jutro, jak się wyśpimy – zaproponował gospodarz.
– I jutro umyjemy zęby– dodała Mel.
– Niegrzeczna dziewczynka – obruszył się Bob. – Proszę, tu jest pasta i szczoteczka, a ja rozkładam śpiwory. Nick!
– Słucham?
– Możesz pokazać ten swój superwychodek pokryty korą?
– Jasne, tylko weź latarkę.
Kiedy Bob otworzył oczy, w chacie było już dość jasno. Wszyscy jeszcze spali. Nick odstąpił tym razem od swojego codziennego zwyczaju oglądania wschodu słońca. Niebo było zresztą zachmurzone, ale deszcz już nie padał. Bob tylko tyle mógł dostrzec przez okno z poziomu podłogi, na której leżał. Boki bolały go od twardej glinianej polepy, ale chętnie by jeszcze pospał, gdyby nie pewna, niecierpiąca zwłoki konieczność. Starając się nie robić zbyt wiele hałasu, wygrzebał się powoli ze śpiwora i nie trudząc się zakładaniem butów, wyszedł na zewnątrz. Chłodne powietrze od razu wygoniło resztki senności, mokra trawa przyjemnie chłodziła stopy. Stwierdziwszy, że ma wyjątkowo dobry humor, cichutko pogwizdując, udał się pospiesznie w kierunku najbliższego krzaczka.
Przemieszczanie się Boba w kierunku wyjścia obudziło Nicka, który też spał na podłodze, gdyż rycersko oddał swoje własne łóżko dziewczynie. Wstał, przeciągnął się, aż chrupnęło mu w stawach, a ponieważ nie cierpiał bałaganu, zaczął sprzątać brudne kubki i miski po wczorajszej kolacji. Wyniósł naczynia na zewnątrz, by opłukać je wodą z plastikowego wiadra. Wiadro też miało długą historię, jak prawie wszystkie sprzęty, których sam nie zrobił. Dostał je za jakąś przysługę. Nie pamiętał już, jaką. Bardzo się przydawało do noszenia wody z pobliskiej rzeczki.
– Tak – zamruczał. – Trzeba przyznać, że mieszkam w bardzo ładnej okolicy. – Las, rzeka, niewielka polanka. Ale co tu ukrywać, tęsknię jednak za Cywilizacją. A zwłaszcza za – i tu spojrzał na chatę – za niektórymi jej aspektami.
Jeden z nich wyłonił się właśnie z sieni. Melinda obrzuciła okolicę niezbyt przytomnym spojrzeniem. Rozczochrana, ubrana tylko w kusy podkoszulek i majtki, wydała się Nickowi tak zjawiskowa, że aż jęknął cicho z zachwytu.
Dziewczyna spojrzała na Nicka trochę przytomniej, ale za to bardziej ponuro.
– Czy, do cholery, obaj macie owsiki? Wczoraj nie mogłam zasnąć, bo żeście chrapali jak zarzynane dziki, a teraz najpierw jeden wstaje o świcie, żeby oddać mocz, a drugi rzuca talerzami i obija się o wszystkie możliwe sprzęty. POZA TYM TE DRZWI STRASZNIE SKRZYPIĄ!
– Przepraszam – odpowiedział skruszony Nick. – Chciałem zrobić kawę.
– Aha, to sorry – uśmiechnęła się niespodziewanie. – Wybacz, ale jak jestem taka niewyspana, to mam zły humor. O, chyba już mi przeszło, ale kawy muszę się napić. Możesz mi jeszcze powiedzieć, gdzie mogę się umyć?
Gospodarz pokazał palcem – Ooo tam, za tymi krzakami jest rzeczka. Widzę, że Bob już rozpoznał teren.
Rzeczywiście, zza krzaków wyłoniła się znajoma postać idąca energicznym krokiem w ich kierunku.
– Wykąpałem się w rzece – oznajmił Bob triumfalnie. – Nie masz pojęcia, jaka zimna woda – dodał, zwracając się do Mel.
Dziewczynie lekko zrzedła mina. – Trudno. Wy zróbcie kawę, a ja idę nad rzeczkę. Tylko wezmę mydło i ręcznik. – Weszła do chaty, a po chwili pojawiła się znowu i ruszyła w kierunku wody wymachując niewielką torbą.
Nick i Bob patrzyli za nią dopóki nie zniknęła za krzakami.
– Fajna dziewczyna – zagaił Nick.
Bob spojrzał na niego spod oka – Podoba ci się?
– Nie powiem, że nie – odpowiedział. – Jesteście eee… parą?
– Niestety nie. Ma niezłomną zasadę, że nie wiąże się z żonatymi facetami. Chociaż nie powiem, że nie próbowałem, bo z moją żoną jestem w separacji, niedługo rozwód.
– No i co?
– No i nic. Ma charakterek. Odpuściłem sobie. Dobrze nam się współpracuje i tyle.
– Aha, to idę zrobić kawę. – Nick, pogwizdując, zgarnął kubki i zniknął w drzwiach.
Bob lekko się uśmiechając wszedł za nim i zaczął wygrzebywać z plecaków warzywne konserwy oraz suchary.
Mel wróciła rześka, uczesana i w niezłym humorze. Nick stanął na wysokości zadania, kawa właśnie lądowała na stole, gdzie już leżały wędzone ryby, gotowana kukurydza, wegetariańskie konserwy i suchary.
– Ale zgłodniałam – powiedziała, opadając na drewnianą ławę. – W tej rzece jest tyle ryb, że z głodu nie umrzecie. Ciekawe tylko co ja będę tu jadła, poza kukurydzą. A właściwie skąd ją masz.?
– Eksperymentalnie zasiałem trochę i całkiem dobrze się przyjęła, ale nie martw się, nie będziesz tu długo. A właściwie, nie będziemy.
– Jak to? – zdziwiła się, a Bob spojrzał pytająco.
– Powiem po śniadaniu, zjedzmy spokojnie – zaproponował gospodarz.
Reszta posiłku upłynęła w milczeniu. Mimo, że nic nie mówili, czuli się sobie o wiele bliżsi. Mel jadła niewiele, głównie kukurydzę i tofu z puszki. Nie uznawała mięsa, ryb czy jajek. Nick zjadł trochę ryby i sucharów, natomiast Bob pochłonął większość tego, co było na stole i odnosiło się wrażenie, że chętnie zjadłby coś jeszcze.
– Wracając do naszej rozmowy – zaczął gospodarz. – Żeby nie owijać dłużej w bawełnę. Odebrałem silny przekaz od grupy, która nazywa siebie Nauczycielami. Przekaz bardzo spójny, gdyż, mimo że są grupą, zbiorem kilku osobowości, myślą jako Jedność, tworzą jakby jedną wspólną Jaźń. Jest to Jaźń o bardzo wysokim poziomie Świadomości. Nauczyciele owi, jak mi przekazali, czuwają nad populacjami w Przeszłości i w Przyszłości, by rozwój świadomości ludzi przebiegał we właściwym kierunku. Przekazali mi dalej, że my, tzn my troje, zostaliśmy wysłani TUTAJ w jakimś IM wiadomym celu. Zanurkowaliśmy na obecną tu Ziemię, jak kamikadze, z blokadą pamięci i innych normalnych TAM umiejętności. Nie zostaliśmy jednak zostawieni samym sobie. Cały czas byliśmy monitorowani i wspomagani. Dlatego nasza intuicja jest tak silna, gdyż większość informacji i wiedzy dociera przez nasze Podświadomości.
– Dlaczego właśnie teraz ujawnili się na całego i zgromadzili nas tutaj? – spytał Bob.
– Myślę,