Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska страница 12
– No Remka. Przemka, ja tak na niego mówię, bo za pierwszym razem nie usłyszałam, jak ma na imię. – Zaśmiała się ze swojego żartu, a za chwilę zawtórowały jej dwie kobiety.
– Dobre sobie, Remeczku – zażartowała Anastazja. – Wpłata na konto, jak zawsze? – zwróciła się do niego, a on kiwnął głową, ciągnąc Werę do wyjścia.
– Doliczcie też kosmetyki dla mnie – krzyknęła Weronika, gdy była już jedną nogą na zewnątrz.
Przemek kulturalnie otworzył jej drzwi od auta, a kiedy wsiadła, pomachał kobietom, które były odpowiedzialne za stylizację, i zajął miejsce za kierownicą. Z nachmurzoną miną włączył się do ruchu. Jechali w ciszy, a Weronika co rusz na niego zerkała.
– Oddam ci za te kosmetyki – powiedziała, bo myślała, że chłopak obraził się za to, że go naciąga.
– Możesz chwilę być cicho? Nie chodzi o jakieś kosmetyki, zapłacę za nie. Po prostu bądź cicho, proszę – powiedział, sycząc przez zęby, a Weronika skinęła nieznacznie głową i rozsiadając się wygodnie w fotelu pasażera, obróciła się do okna. Fakt, czasami nie miała hamulców, była jak tornado i nie potrafiła się zatrzymać. Najwyraźniej mężczyzna miał już dość jej jazgotu, skoro kazał jej się zamknąć. Myślała, że jadą coś zjeść, jednak zorientowała się, że znów wjeżdżają na strzeżone osiedle.
– To nie będziemy nic jeść? – zapytała i zaburczało jej lekko w brzuchu. Sportowe bmw stanęło gwałtownie na podziemnym parkingu, gdy Przemysław wcisnął pedał hamulca.
– Teraz, kurwa, jesteś głodna? – Wypiął się z pasów i zbliżył do niej na odległość kilku centymetrów. Nie odważyła się skinąć głową, nie chciała go bardziej denerwować. Przyglądała mu się z zakłopotaną miną. Widziała, jak jego oczy badają każdy centymetr jej twarzy.
– Wiesz, co myślę? – Nie kłopotał się z czekaniem na jej odpowiedź, po prostu mówił dalej: – Twój przełożony się pomylił, to nie ty zabijesz mnie. To ja zabiję ciebie. – W jego głosie zabrzmiała lodowa nuta. W tej chwili zapomniała, że ma do czynienia z aktorem, który potrafi modelować swoją barwę głosu, i kiedy wyciągnął rękę w jej stronę, zareagowała instynktownie. Sięgnęła pod fotel i wyjęła broń, którą wycelowała prosto w jego przerażoną twarz.
ROZDZIAŁ 6
Kiedy Przemek zobaczył pistolet w jej rękach, gwałtownie się odsunął.
– Co ty, kurwa! – krzyknął z przerażeniem. – Skąd masz tu broń? Odłóż ją!
Weronika otrzeźwiała i zdała sobie sprawę, co zrobiła. Po prostu jej instynkt samozachowawczy był silniejszy od niej. Mężczyzna zmienił ton, mówił jak nie on. W chwili, w której sięgnęła po broń, był obcym jej mężczyzną, który został znaleziony niedaleko miejsca morderstwa. Nie miała podstaw, by mu ufać, równie dobrze to on mógł być zabójcą. Weronika opuściła rękę i odłożyła broń, a następnie spojrzała na niego z zakłopotaniem.
– Jestem policjantką. Jak myślisz, skąd mam broń?
– No wiem, ale co ona robi w moim samochodzie? Miałaś ją cały czas przy sobie?
– Tak – potwierdziła.
– A mogę wiedzieć, dlaczego do mnie celowałaś? Co ci się uroiło w głowie? Nie chciałem zrobić ci krzywdy!
– Wiem. – Spuściła wzrok, nie mając nic na swoje wytłumaczenie.
– Co z tobą jest nie tak? – zapytał, otwierając drzwi, i zostawiając ją samą w samochodzie.
– A żebym ja, kurwa, wiedziała – powiedziała sama do siebie, upychając broń z powrotem w to samo miejsce. Przemek zamknął samochód, gdy tylko z niego wysiadła, i nie czekając na nią, wcisnął guzik przywołujący windę. Weszli do środka, a ona nawet nie ważyła się zapytać o obiad. Kiedy jej żołądek burknął w ciszy metalowej windy, mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem.
– Jesteś głodna?
– Tak, jeśli mogę, to coś sobie zamówię – powiedziała, patrząc na swoje wypielęgnowane paznokcie, pomalowane na jasny kolor.
– Możesz. – Usłyszała po chwili.
Kiedy weszli do mieszkania, Przemek od razu skierował się w stronę sypialni, gdzie zamknął się na resztę wieczoru. Weronika zamówiła dwie porcje dań na wynos, w razie gdyby on też zgłodniał. Wyszła na taras zapalić i wchłonąć trochę powietrza stolicy. Ściemniało się, chociaż była połowa maja. Dziewczyna poczuła gęsią skórkę pokrywającą jej ciało i rozcierając ręce, weszła do środka. Usiadła na sofie, sięgnęła po pilota i włączyła cicho telewizor, ale jak zwykle nie oglądała. Pogrążyła się w swoich własnych rozmyślaniach, z których wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Odebrała jedzenie i usiadła przy blacie w kuchni, a następnie skonsumowała zawartość styropianowego pudełka. Kiedy skończyła, wyrzuciła resztki do kosza i posprzątała po sobie, czego nie udawało jej się robić w swojej małej kawalerce na Ochocie. Przeszła przez salon, wyłączyła telewizor i poszła do swojej sypialni. Nie miała zielonego pojęcia, co robi jej współlokator, ale nie była ciekawa. W swoim pokoju zaczęła szukać piżamy w torbie. Nagle u drzwi rozległo się ciche pukanie.
– Otwarte – powiedziała, nadal grzebiąc w torbie. Była pewna, że zabrała piżamę ze sobą. W drzwiach stanął pan Rej we własnej osobie.
– Czego szukasz? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
– Piżamy, ale chyba jej nie mam. – Z rezygnacją usiadła na brzegu łóżka i zauważyła, że chłopak zniknął. Sekundę później w jej stronę poleciał niebieski materiał, który zasłonił jej twarz. Ściągnęła go szybkim ruchem.
– Co to?
– Moja koszulka, możesz w niej spać – odpowiedział, nie patrząc na nią. – A jutro podjedziemy do twojego mieszkania i zabierzesz sobie, czego ci tam brakuje – zaproponował.
– Poza piżamą mam wszystko, dzięki.
– Więc możesz w niej spać tak długo, jak będziesz chciała. – Uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust.
– W kuchni masz jedzenie, zamówiłam też dla ciebie – powiedziała, mnąc materiał w ręce.
– Dzięki, to miłe – odparł. Po chwili dodał: – Mam nadzieję, że będziesz spała dobrze – powiedział z zamiarem opuszczenia jej pokoju, ale niespodziewanie go zatrzymała.
– Remek. – Pokręcił głową i unosząc brodę, zapytał ją niemo w geście znaczącym „co tam?”.
– Przepraszam, że celowałam do ciebie z broni.