Szkoła Bogów. Бернар Вербер

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szkoła Bogów - Бернар Вербер страница 14

Жанр:
Серия:
Издательство:
Szkoła Bogów - Бернар Вербер

Скачать книгу

ojcze… – oponuje nieśmiało Raoul.

      – Zamilcz, synu, ty się na tym nie znasz – ucina krótko Francis Razorback.

      – Ale…

      – Mój biedny Raoulu. Jak zwykle biadolisz. Jak zwykle narzekasz. Cała matka. Biedaczka, tak jak ty, przez całe życie pozostawała w moim cieniu, a kiedy odszedłem, okazało się, że nie potraficie żyć waszym własnym życiem.

      – Ależ, ojcze… przecież to ty nas opuściłeś!

      Razorback prostuje się, mierząc syna wzrokiem, a ten kuli się, jak przed ciosem.

      – Znikając z waszego życia, zmusiłem was do odkrywania własnych talentów. Nie używany mięsień zanika. Odwaga jest właśnie takim mięśniem, podobnie jak niezależność i ambicja.

      Raoul usiłuje usprawiedliwić się:

      – Ojcze, powiedziałeś mi przecież: „Bądź mi posłuszny, bądź wolny”. Te dwa zwroty wykluczają się.

      – Obserwowałem cię z zaświatów i spostrzegłem, że nadal jesteś maruderem, zamiast iść naprzód.

      – Jak możesz tak mówić, ojcze? – protestuje Raoul. – Stworzyłem tanatonautykę. Odkryłem Czerwoną Planetę.

      – Bez przesady – kontynuuje ojciec. – Zawsze w czyimś towarzystwie. I to w czyim, pytam? Ludzi bardziej od ciebie niezdecydowanych i lękliwych. Sam działałbyś szybciej i dotarł o wiele dalej. Bez nich byłbyś prawdziwym bohaterem.

      – Martwym bohaterem – wzdycha Raoul.

      Ojciec wzrusza ramionami.

      Nie bierzemy udziału w tym pojedynku, choć w pewnym momencie dostrzegam w spojrzeniu przyjaciela ten błysk, który niegdyś tak bardzo mnie zaniepokoił.

      – Twoja odwaga, poświęcenie. Udowodniłeś je, ojcze… popełniając samobójstwo – twierdzi Raoul.

      – Świetnie – podniesionym głosem odpowiada ojciec. – Przecież ja popełniłem samobójstwo po to, by móc odkrywać nowe obszary. Obszary śmierci. Aby wskazać wam drogę. Narażony na nieustanne próby. Drwiąc z bogów. Kusząc los. Ty zaś zawsze ważyłeś wszystkie za i przeciw, mnożąc wątpliwości, nim zacząłeś działać.

      Wypowiedziawszy te słowa, z miną człowieka znudzonego całą tą gadaniną, Francis Razorback rozbiera się nagle, kładzie tunikę, togę i książkę na kępie paproci, a sam, nagi, wskakuje do wody, obojętny na zimno i wartki nurt. Oddala się, płynąc doskonałym kraulem. Będąc już na środku rzeki, odwraca się do nas, wołając:

      – Widzisz, mój synu, znowu bawisz się w marudera, znowu czekasz na innych, zamiast sam podjąć decyzję! W życiu jest tak, że najpierw trzeba się zaangażować, a potem dopiero szukać odpowiedzi, po co!

      Już szykujemy się, by pójść śladem najodważniejszego z nas, gdy nagle Marilyn nas powstrzymuje. Z wodnej tafli wynurzają się jakieś stworzenia. Kobiety-ryby. Mają tułów kobiety, lecz ich biodra przechodzą w długi rybi ogon, zaopatrzony w płetwy. Ich niebieskie łuski lśnią metalicznym blaskiem, mieniąc się jak cekiny.

      – Ojcze, uważaj! – krzyczy Raoul.

      Ale były nauczyciel nie słyszy go. Płynie już bardzo szybko. Kiedy zauważa niebezpieczeństwo, jest za późno. Na próżno zwiększa tempo, nie starcza mu czasu, by dotrzeć do drugiego brzegu. Rzeczne stwory łapią go za łydki i wciągają pod wodę. Raoul chce się rzucić na pomoc, lecz rabin Freddy Meyer powstrzymuje go, chwytając silnie dłonią.

      – Zostaw mnie! – krzyczy Raoul, próbując się oswobodzić.

      Widzę, że Freddy nie zdoła go długo utrzymać. Czuję, że muszę coś zrobić. Biorę kamień i uderzam przyjaciela w głowę. Nie po to dopiero co go odnalazłem, żeby go znowu stracić. Przez chwilę spogląda na mnie zdziwiony, wreszcie pada na piasek jak długi.

      Jego ojciec raz jeszcze uderza ręką w wodzie, po czym znika.

      Jeden z centaurów, z pewnością zaalarmowany naszymi krzykami, zbliża się galopem. Razem z Freddym chwytamy Raoula za stopy i ciągniemy w zarośla. Centaur podbiega do naszych śladów, pochyla się nad nimi, wącha, grubą gałęzią przeczesuje pobliskie krzewy, aż w końcu oddala się.

      Syreny wynurzają z wody swoje piękne twarze, intonując melodyjny śpiew, mający nas zwabić.

      – Tej nocy nic już nie zdziałamy – mówi Edmond Wells, marszcząc czoło.

      Ledwie udaje mi się zabrać książkę zatytułowaną Mitologia.

      23. MITOLOGIA: GENEZA GRECKA

      Na początku był Chaos.

      Nic go nie zapowiadało. Pojawił się tak zwyczajnie, bez kształtu, bez hałasu, bez wybuchu, za to nieskończenie wielki. Minęły tysiące sennych lat, nim całkiem niespodziewanie z Chaosu wyłoniła się Gaja – Ziemia.

      Gaja była płodna i urodziła jajo, z którego wydobył się Eros, potęga miłości. Bezcielesny bóg krążył we wszechświecie niewidoczny, niedotykalny, roznosząc wszędzie swą miłosną moc. Chaosowi spodobało się tworzenie bogów. Dlatego nie zatrzymał się w pół drogi, lecz stworzył Ereb – Ciemność oraz Nyks czyli Noc. Ci dwoje, połączeni w miłosnym związku, wydali na świat Eter – Powietrze, które wzniosło się nad światem, oraz Hemare, czyli Światło, oświetlające wszechświat. Tymczasem Ciemność i Noc nie umiały żyć w zgodzie. Uważały swoje dzieci za dziwne i szybko je porzuciły. Po narodzinach Eter i Światła, Ciemność i Noc uciekły, a kiedy decydowały się powrócić, odchodzili inni. Gaja zaś rodziła nadal.

      Tak przyszedł na świat Uranos – Niebo, które zajęło pozycję nad jej głową, oraz Urea – Góry, umieszczone u jej boku, a także Pontos – Woda, płynąca po jej ciele. Czwarte dziecko, Tartar – podziemny świat jaskiń, pozostał w łonie matki. Niebo, morze, góry, świat podziemny, wszystko to sprawiło, że Gaja stała się jednocześnie boginią oraz planetą doskonałą. Ale ciągle była bardzo płodna, a panteon jej bóstw nadal się zapełniał. Ze swoim pierwszym synem, Uranosem, spłodzili dwunastu Tytanów, trzech Cyklopów oraz trzech Hekatonchejrów, sturękich olbrzymów o pięćdziesięciu głowach.

      Jednak kiedy Uranos zrozumiał, że jest tylko zabawką w rękach matki, odmówił bycia ojcem, znienawidził i uwięził Tytanów oraz Cyklopów w podziemnym świecie – Tartarze. Rozwścieczona Gaja ukuła ostry sierp i dała go swoim dzieciom, dręczącym ją z podziemia, aby odzyskały wolność, zabijając obłąkanego ojca.

      Zbyt mocno jednak obawiały się swego rodzica, aby ośmielić się działać. Wolały gasnąć zamknięte w więzieniu, niż narazić się na gniew Nieba. Tylko Kronos, najmłodszy z Tytanów, podjął się tego zadania. Kiedy Uranos próbował wziąć Gaję siłą, Kronos ugodził ojca sierpem i wykastrował, wrzucając jego męskość do morza. Uranos, wyjąc z bólu, oddalił się od Ziemi i nigdy już nie powrócił. Przerażony zbrodnią popełnioną przez syna, rzucił na niego

Скачать книгу