Trzy razy o świcie. Alessandro Baricco

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzy razy o świcie - Alessandro Baricco страница 3

Trzy razy o świcie - Alessandro Baricco

Скачать книгу

i drzewo sandałowe.

      Skąd pan wie?

      Perfumy to moje hobby.

      Naprawdę?

      Tak.

      Sprzedaje pan wagi, a po kolacji bawi się perfumami?

      Mniej więcej.

      Wytwarza je pan?

      Próbowałem. Ale to nie takie łatwe. Analizuję te, których używają inni.

      Powinien je pan robić.

      Jesteśmy na miejscu.

      Dziwny z pana człowiek.

      Być może. Tędy proszę.

      Wziął pan klucz, prawda?

      Tak.

      Przepraszam. Zawsze mi się wydaje, że wszyscy są tak roztrzepani jak ja.

      To niemożliwe.

      Właśnie.

      Proszę wejść.

      Och, jaki cudowny pokój!

      Prawdę mówiąc, wszystkie są jednakowe.

      Skąd pan wie?

      Od szesnastu lat przyjeżdżam do tego hotelu. Łazienka jest tutaj. Zostawiam pani klucz, wyjaśnię wszystko portierowi. Teraz muszę już iść.

      Zostawia mnie pan?

      Tak. Pani nie ma tutaj pokoju, prawda?

      Proszę?

      Weszła pani i powiedziała: Cudowny pokój. Gdyby pani wynajęła tu pokój, wiedziałaby pani, że ten jest identyczny. Wszystkie są takie same.

      Kryminały to też pana hobby?

      Nie. Zwracam uwagę na szczegóły. Produkuję wagi. Weszła pani do hotelu, ale nie jest pani jego gościem.

      Czy przypadkiem pan już nie wychodził?

      Tak, jasne. Chciałem tylko mieć pewność, że…

      Weszłam, ponieważ lubię hotelowe hole w nocy. A ten jest wyjątkowo piękny, zauważył pan? Piękny w sam raz. Bywałam tu już wcześniej, dlatego portier mnie nie cierpi.

      A co, gdyby mnie pani nie spotkała?

      Muszę koniecznie iść do łazienki. Ma pan szczoteczkę i pastę do zębów?

      Na mnie już pora, zrobiło się późno…

      Wiem, ale niech mi pan pożyczy chociaż szczoteczkę, co panu szkodzi?

      SZCZOTECZKĘ?

      Spokojnie, nikt nigdy nie pożyczał od pana szczoteczki?

      Nikt, kto wcześniej wymiotował!

      O to chodzi.

      Tak, o to.

      Da mi ją pan czy nie?

      Proszę ją sobie zatrzymać, i pastę też. I błagam, niech pani nie robi bałaganu, niech się pani prześpi, a potem zostawi wszystko w porządku. Ja muszę wrócić do tego hotelu. Żegnam.

      Niezła ta pasta orzechowa.

      Nie jest orzechowa.

      Napisano na niej „Orzech”.

      To nazwa. Smak jest podany małym drukiem, poniżej.

      No proszę. A co pan robił tam, na dole?

      Słucham?

      Co pan tam robił sam, w fotelu, o czwartej w nocy? Skoro tak się panu spieszyło, po co pan tam siedział?

      Nie spieszyło mi się, teraz mi się spieszy.

      Dobrze, w każdym razie siedział pan tam. O czym pan myślał? Pozwoli pan, że wymyję zęby, gdy będzie pan opowiadał?

      Nie zamierzam niczego pani opowiadać.

      Dlaczego?

      Nawet pani nie znam.

      O to chodzi.

      Tak, o to.

      Łazienka wygląda tak, jakby nikt z niej nie korzystał. Co jest grane? Używa pan ręczników, a potem dokładnie je pan składa? W hotelu? Przecież od tego są pokojówki.

      Ja nie…

      Łóżko też pan posłał?

      To chyba nie pani sprawa.

      Dobrze już, dobrze. Dobra ta pasta. Co to za smak, malinowy?

      Jeżynowy z dodatkiem anyżku.

      Mniam… Pycha.

      Robią też bez anyżku, ale pasta wiele na tym traci.

      Niewybaczalne.

      Nie złożyłem ręczników. W ogóle ich nie używałem. Nic nie zrobiłem. Nie mogłem zasnąć. Całą noc siedziałem na krześle przy małej lampce. O czwartej zszedłem na dół. Teraz muszę już iść. Miło mi było panią poznać. Proszę opuścić pokój przed dziesiątą. Żegnam.

      Co pan wyprawia? Hej! Proszę wrócić! Do pana mówię, czy tak się traktuje…

      Niech pani nie krzyczy, wszystkich pani pobudzi.

      Więc niech pan wraca!

      Bardzo proszę, nie róbmy scen na korytarzu.

      Dobrze, zróbmy scenę w windzie.

      Jest pani na bosaka, z ust spływa pani piana, a na dole siedzi portier, który nie spojrzy przychylnym okiem na pani stan.

      A pan ma zarzygane buty.

      Nie!

      Wyczyszczę je panu.

      O nie!

      Niech pan przestanie krzyczeć, wszystkich pan obudzi.

      No jeszcze tylko…

      Już, idziemy, ja zamknę. Proszę zdjąć te buty. Nie tak!

      Muszę je przecież rozsznurować!

      Ja to zrobię, niech pan siada. Całą noc pan tu siedział, więc minutka pana nie zbawi…

      Bardzo zabawne.

      Matko, co za obrzydlistwo…

      Niech pani da spokój, bardzo proszę.

      Ani

Скачать книгу