Nowe oblicze Greya. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nowe oblicze Greya - E L James страница 5
– Nie mogę uwierzyć, jak dorośle dzisiaj wyglądasz. Rozpoczynasz nowe życie… Pamiętaj jedynie, że mężczyźni są z innej planety, a wszystko będzie dobrze.
Chichoczę. Christian jest nie tylko z innej planety, ale wręcz z innego wszechświata.
– Dzięki, mamo.
Podchodzi Ray, uśmiechając się do nas czule.
– Śliczną dziewczynkę wydałaś na świat, Carlo – mówi, a w jego oczach błyszczy duma.
Wygląda niezwykle wytwornie w czarnym smokingu i bladoróżowej kamizelce. Pod powiekami czuję łzy. O nie… do tej pory udało mi się nie rozpłakać.
– A ty pomogłeś mi ją wychować, Ray. – W głosie Carli pobrzmiewa nostalgia.
– Ciesząc się każdą chwilą. Cudna z ciebie panna młoda, Annie. – Ray zakłada mi pasmo włosów za ucho.
– Och, tato… – Zduszam szloch, a on niezręcznie bierze mnie w ramiona.
– Żoną też będziesz cudną – szepcze. Głos ma schrypnięty.
Kiedy mnie puszcza, przy moim boku stoi już Christian. Ray ściska mu ciepło dłoń.
– Opiekuj się moją dziewczynką, Christianie.
– Taki mam właśnie zamiar. – Kiwa głową memu ojczymowi i całuje mamę.
Pozostali goście weselni utworzyli długi łuk, pod którym mamy przejść aż do frontowego wejścia.
– Gotowa? – pyta Christian.
– Tak.
Bierze mnie za rękę i prowadzi pod ich wyciągniętymi ramionami, gdy tymczasem nasi goście głośno życzą nam szczęścia, wykrzykują słowa gratulacji i obsypują nas ryżem. Na końcu czekają Grace i Carrick. Po kolei ściskają nas i całują. Grace znowu się rozkleja, kiedy żegnamy się z nimi pospiesznie.
W audi SUV czeka na nas Taylor. Gdy Christian przytrzymuje mi drzwi, odwracam się i rzucam biało-różowy różany bukiet w stronę stojących razem młodych kobiet. Łapie go Mia i triumfalnie nim macha, uśmiechając się od ucha do ucha.
Gdy wchodzę do samochodu, śmiejąc się radośnie, Christian schyla się, aby unieść skraj mej sukni. Siadam na swoim miejscu, a on żegna się z tłumem gości.
Taylor otwiera mu drzwi.
– Moje gratulacje, proszę pana.
– Dziękuję, Taylor – odpowiada Christian, siadając obok mnie.
Gdy samochód rusza, nasi goście weselni obrzucają go ryżem. Christian ujmuje moją dłoń i całuje.
– Na razie wszystko dobrze, pani Grey?
– Na razie wszystko cudownie, panie Grey. Dokąd jedziemy?
– Sea-Tac – odpowiada zwięźle i posyła mi sfinksowy uśmiech.
Hmm… co on planuje?
Wbrew moim oczekiwaniom Taylor nie podjeżdża pod halę odlotów, lecz kieruje się prosto na asfalt. I wtedy go widzę: odrzutowiec Christiana z wielkim niebieskim napisem na kadłubie „Grey Enterprises Holdings, Inc.”.
– Tylko mi nie mów, że znowu chcesz nadużyć własności firmy!
– Och, taką mam nadzieję, Anastasio.
Taylor zatrzymuje audi przed prowadzącymi do samolotu schodkami i wyskakuje, aby otworzyć Christianowi drzwi. Rozmawiają o czymś przez chwilę, po czym Christian otwiera drzwi z mojej strony. Lecz zamiast się odsunąć i zrobić mi miejsce, pochyla się i bierze mnie na ręce.
– Co ty robisz? – piszczę.
– Przenoszę cię przez próg – odpowiada.
– Och. – A to przypadkiem nie powinno dziać się w domu?
Wnosi mnie bez wysiłku po schodach, a za nim wchodzi Taylor z moją małą walizką. Zostawia ją na progu samolotu, po czym cofa się do audi. W kabinie zastaję Stephana, pilota Christiana. Ma na sobie mundur.
– Witam państwa Grey na pokładzie. – Uśmiecha się.
Christian stawia mnie i wymienia ze Stephanem uścisk dłoni. Obok niego stoi ciemnowłosa kobieta. Wygląda na trzydzieści kilka lat i także ma na sobie mundur.
– Gratuluję państwu – kontynuuje Stephan.
– Dziękujemy. Anastasio, znasz Stephana. Będzie dziś naszym kapitanem, a to pierwszy oficer Beighley.
Kobieta rumieni się, gdy Christian ją przedstawia, i szybko mruga powiekami. Mam ochotę przewrócić oczami. Jeszcze jedna laska zauroczona moim stanowczo zbyt przystojnym mężem.
– Bardzo mi miło państwa poznać – wyrzuca z siebie Beighley.
Uśmiecham się do niej życzliwie. Bądź co bądź ten mężczyzna należy do mnie.
– Gotowi do lotu? – pyta ich Christian.
Ja tymczasem rozglądam się po kabinie. Wszędzie jasny klon i jasnokremowa skóra. Ślicznie tu. Na końcu kabiny stoi jeszcze jedna młoda kobieta w mundurze – bardzo ładna brunetka.
– Mamy pozwolenie na lot. Aż do Bostonu mamy dobrą pogodę.
Boston?
– Turbulencje?
– Dopiero za Bostonem. Nad Shannon przesuwa się front pogodowy, który może nami trochę potrząść.
Shannon? Irlandia?
– Rozumiem. Cóż, mam nadzieję, że wszystko prześpię – stwierdza rzeczowo Christian.
Prześpi?
– Wobec tego ruszamy, proszę pana – mówi Stephan. – Pozostawię państwa pod troskliwą opieką Natalii, państwa stewardesy.
Christian zerka w jej stronę i marszczy brwi, ale potem odwraca się z uśmiechem do Stephana.
– Doskonale – mówi. Bierze mnie za rękę i prowadzi do jednego z przepastnych skórzanych foteli. Razem jest ich chyba dwanaście. – Usiądź. – Zdejmuje marynarkę i rozpina srebrną kamizelkę ozdobioną wytłaczanym wzorem.
Zajmujemy dwa fotele naprzeciwko siebie. Między nimi stoi niewielki stolik z błyszczącym blatem.
– Witam państwa na pokładzie i proszę przyjąć moje gratulacje. – Obok nas stoi Natalia, wręczając po kieliszku różowego szampana.
– Dziękujemy