Hannibal. Thomas Harris
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Hannibal - Thomas Harris страница 22
– Pewnie czekasz, aż znów zrobi się o nim głośno. Czego ty chcesz, człowieku?
– Chcę przed śmiercią obejrzeć wszystkie obrazy Vermeera.
– Chyba nie muszę pytać, kto zainteresował cię sztuką Vermeera?
– Rozmawialiśmy w nocy o wielu sprawach.
– Czy mówił o tym, co chciałby robić, gdyby był na wolności?
– Nie. Doktora Lectera nie interesują hipotezy. Nie wierzy w sylogizm, syntezę czy jakiekolwiek prawdy absolutne.
– A w co wierzy?
– W chaos. W to nie trzeba nawet wierzyć. Nie ma nic bardziej oczywistego.
Starling przez chwilę miała ochotę przyznać mu rację.
– Mówisz tak, jakbyś też w to wierzył. A przecież twoja praca w szpitalu w Baltimore polegała na utrzymywaniu porządku. Byłeś głównym sanitariuszem. Obydwoje zajmujemy się porządkiem. Doktor Lecter nigdy ci się nie wymknął.
– Już to wyjaśniłem.
– Bo zawsze miałeś się na baczności. Chociaż w pewnym sensie zbratałeś…
– Nie zbratałem się z nim – przerwał jej Barney. – On nie jest niczyim bratem. Dyskutowaliśmy tylko o interesujących nas obu sprawach. Przynajmniej dla mnie były interesujące, gdy się o nich dowiadywałem.
– Czy doktor Lecter żartował kiedyś z ciebie, bo czegoś nie wiedziałeś?
– Nie. A z pani?
– Nie – odparła Starling, nie chcąc robić przykrości Barneyowi. Po raz pierwszy zdała sobie sprawę z komplementu zawartego w drwinach monstrum. – A mógłby, gdyby chciał. Wiesz, gdzie są jego rzeczy, Barney?
– A jest jakaś nagroda za ich odnalezienie?
Starling złożyła na pół papierową serwetkę i wsunęła ją pod talerz.
– Nie oskarżę cię o utrudnianie śledztwa. Kiedy założyłeś podsłuch pod moim biurkiem w szpitalu, też ci darowałam.
– Podsłuch kazał mi założyć nieżyjący doktor Chilton.
– Nieżyjący? Skąd wiesz, że nie żyje?
– W każdym razie od siedmiu lat nie daje znaku życia. Niech mi będzie wolno spytać, agentko specjalna Starling: co panią zadowoli?
– Chcę obejrzeć zdjęcie rentgenowskie. Chcę je dostać. Jeśli są jakieś książki doktora Lectera, też chciałabym je zobaczyć.
– Powiedzmy, że przypadkiem poznajdujemy te rzeczy. Co się z nimi później stanie?
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Prokurator może przejąć wszystkie materiały jako dowody w sprawie jego ucieczki. Później spleśnieją w magazynie. Ale jeśli wszystko przejrzę i nie znajdę w książkach nic godnego uwagi, będziesz mógł oświadczyć, że dostałeś je od doktora Lectera. Pozostaje in absentia od siedmiu lat, więc możesz rościć sobie do nich prawo. Nie wiadomo nic o jego krewnych. Wystąpię z rekomendacją, aby przekazano ci wszelkie nieprzydatne dla sprawy materiały. Ale moja rekomendacja nie jest dzisiaj wiele warta. Prawdopodobnie nie odzyskasz zdjęcia rentgenowskiego i dokumentów medycznych. Nie należały do doktora i nie mógł ich oddać.
– A jeśli powiem, że nic nie mam?
– Będzie bardzo trudno sprzedać materiały związane z Lecterem. Opublikujemy komunikat, w którym zapowiemy, że ich kupowanie i posiadanie jest karalne. Zdobędę pozwolenie na przeszukanie twojego mieszkania.
– Teraz już pani wie, gdzie zamieszkiwam. Czy raczej zamieszkuję. Jak się mówi?
– Nie jestem pewna. Słuchaj, jeśli przekażesz mi te materiały, nic ci nie grozi za ich przywłaszczenie, biorąc pod uwagę to, co by się z nimi stało, gdybyś je zostawił w szpitalu. Co do obietnicy, że dostaniesz je z powrotem, nie mogę niczego zagwarantować. – Poszperała w torebce, żeby zrobić przerwę. – Wiesz co, Barney, coś mi się zdaje, że nie możesz zdobyć dyplomu pielęgniarskiego, bo masz na sumieniu jakiś wyrok. Tak? A teraz posłuchaj: nigdy ci nic nie zarzuciłam, nigdy cię nie sprawdzałam.
– Nie, obejrzała pani tylko moją deklarację podatkową i podanie o przyjęcie do pracy. Jestem wzruszony.
– Jeśli masz spaprane akta, może prokurator okręgowy szepnie słówko w sądzie, w którym zapadł wyrok, i załatwi ci wykreślenie.
Barney wytarł talerz kawałkiem chleba.
– Skończyła pani? Przejdźmy się.
– Spotkałam Sammiego, pamiętasz go? Zajął celę po Miggsie. Wciąż tam mieszka – powiedziała Starling, gdy wyszli na ulicę.
– Myślałem, że budynek jest przeznaczony do rozbiórki.
– Bo jest.
– Sammie jest objęty programem?
– Nie, po prostu mieszka tam w ciemnościach.
– Myślę, że powinniście coś z nim zrobić. Ma zaawansowaną cukrzycę, umrze. Wie pani, dlaczego doktor Lecter namówił Miggsa do połknięcia języka?
– Chyba tak.
– Zabił go, bo panią obraził. Właśnie za to. Niech się pani nie przejmuje, i tak mógł go zabić.
Minęli dom Barneya i doszli do trawnika, gdzie gołąb wciąż krążył wokół ciała martwej towarzyszki. Barney przegonił go, machając rękami.
– Już mi stąd – powiedział do ptaka. – Wystarczy tej żałoby. W końcu dopadnie cię kot. – Gołąb odfrunął, łopocząc skrzydłami. Nie widzieli, gdzie przysiadł.
Barney podniósł martwego ptaka. Ciało o gładkich piórach z łatwością wśliznęło się do kieszeni.
– Doktor Lecter mówił kiedyś trochę o pani. Może ostatnim razem, kiedy z nim rozmawiałem, a w każdym razie podczas jednej z ostatnich rozmów. Ptak mi o tym przypomniał. Chce pani wiedzieć, co mi powiedział?
– Pewnie. – Starling czuła, że śniadanie podchodzi jej do gardła. Postanowiła, że zachowa zimną krew.
– Rozmawialiśmy o dziedzicznych zachowaniach. Za przykład podał genetykę gołębi, zwanych fajferami. Wzbijają się wysoko w powietrze i, obracając do tyłu, szybują w dół. Są płytkie i głębokie fajfery. Nie można łączyć w pary dwóch głębokich fajferów, bo młode będą obracać się dotąd, aż spadną na ziemię i zginą. Powiedział wtedy: „Agentka Starling jest głębokim fajferem, Barney. Miejmy nadzieję, że jej rodzice nimi nie byli”.
Starling się zamyśliła.
– Co