Koniec końca świata. Джонатан Франзен
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Koniec końca świata - Джонатан Франзен страница 7
Natomiast ludzie tacy jak Tom i ja nie potrafili zdać sobie sprawy z wartości tego, co im się trafiało. Tom zbyt późno uświadomił sobie, że mógłby bez problemów policzyć Heislerowi dwa lub trzy razy więcej, a ja w połowie sierpnia opuściłem Manhattan dłużny 225 dolarów szpitalowi St. Luke’s. Chcąc uczcić koniec lata, a także, jak sądzę, nasze zaręczyny, wraz z V wybraliśmy się na kolację do kubańskiej restauracji przy Columbus Avenue, U Victora, do której chadzał jej były chłopak, Kubańczyk. Na początek wziąłem zupę z czarnej fasoli i zdążyłem zjeść już kilka łyżek, kiedy nagle poczułem, że fasola ożywa mi na języku, burząc się w jakiejś złowrogiej agresji. Sięgnąłem do ust i wyjąłem wąski kawałek szkła. V machnęła ręką na naszego kelnera i poskarżyła się mu. Kelner przywołał menedżera, który najpierw przeprosił, obejrzał kawałek szkła, wziął go i gdzieś zniknął, a potem wrócił, żeby wyprowadzić nas z restauracji. Przyciskałem serwetkę do języka, żeby powstrzymać krwawienie. Przy drzwiach wejściowych zapytałem, czy mogę zatrzymać serwetkę. „Tak, tak” – odrzekł kierownik, zamykając za nami drzwi. Wezwaliśmy naszą pierwszą i ostatnią tego lata taksówkę i pojechaliśmy prosto do St. Luke’s, szpitala w naszej dzielnicy. Na koniec lekarz powiedział mi, że rozcięcie szybko się zagoi i nie wymaga szwów, ale na tę informację i zastrzyk przeciwtężcowy musiałem czekać kilka godzin. Na wprost mnie, w jednym z korytarzy, gdzie czekałem, na łóżku leżała młoda Afroamerykanka z raną postrzałową w obnażonym brzuchu. Z rany wyciekał różowawy płyn, ale widocznie nie zagrażało to jej życiu. Wciąż widzę to wyraźnie, dziurę kalibru 22 milimetry, dokładnie to, czego się obawiałem podczas moich spacerów.
Piętnaście lat później, już po ślubie i rozwodzie, budowałem pracownię w lofcie przy Sto Dwudziestej Piątej Ulicy, idąc za przykładem Toma, samodzielnie montowałem płyty gipsowo-kartonowe i kładłem instalację elektryczną. Byłem mądrzejszy w kwestii pieniędzy i mogłem załatwić sobie tanie lokum w Harlemie, ponieważ już nie bałem się miasta. Nawiązałem znajomości z mieszkańcami Harlemu w moim budynku i po pracy mogłem jechać do centrum i bezpiecznie chodzić z przyjaciółmi po alfabetowych ulicach, teraz zasiedlonych przez młodych białych ludzi. Z czasem, za pieniądze uzyskane ze sprzedaży napisanej w Harlemie książki, kupiłem własne mieszkanie na Upper East Side i mogłem zabierać młodszych przyjaciół i krewnych na kolacje w miejscach, na które nie byłoby ich stać.
Miejska linia podziału stała się bardziej przepuszczalna, przynajmniej w jednym kierunku. Biała siła znowu się umocniła dzięki presji cen nieruchomości i działaniom policji. Z perspektywy czasu wydaje się, że wyjątkowość epoki strachu białych polegała przede wszystkim na tym, że tak długo trwała. Kiedy pomyślę o wszystkich moich błędach dwudziestojednolatka w tym mieście, najbardziej żałuję tego, że wówczas przez myśl mi nie przeszło, że czarni nowojorczycy, których tak się bałem, mogą bać się jeszcze bardziej niż ja.
Ostatniego dnia pracy na Manhattanie dostałem od Grega Heislera czek za czterotygodniowe zlecenie. Aby go zrealizować, musiałem się udać do European American Bank, osobliwego małego sześciokątnego budynku mieszczącego się na skrawku ponurego parku wyciętego z południowo-wschodniej flanki SoHo. Nie pamiętam, ile studolarowych banknotów dostałem – może było ich sześć, może dziewięć – ale wydało mi się to zbyt dużą ilością gotówki, żeby bezpiecznie nosić ją w portfelu. Jeszcze zanim wyszedłem z banku, dyskretnie wsunąłem banknoty w skarpetkę. Na dworze był jeden z tych pogodnych sierpniowych poranków, kiedy zimny front zmywa zło z miejskiego nieba. Ruszyłem prosto do najbliższej stacji metra, obawiając się o swoje bogactwo i mając nadzieję, że zdołam odegrać biedaka przed kimś, kto bardziej niż ja chciałby tych pieniędzy ukrytych w mojej skarpetce.
Dlaczego ptaki są ważne
Gdybyśmy mogli zobaczyć wszystkie ptaki na świecie, zobaczylibyśmy cały świat. Pierzaste towarzystwo można znaleźć we wszystkich zakątkach mórz i oceanów i w siedliskach lądowych tak ponurych, że żadne inne zwierzę już nie wybierze ich sobie na miejsce do życia. Mewy szare wychowują pisklęta na chilijskiej pustyni Atacama, jednym z najsuchszych miejsc na Ziemi. Pingwiny cesarskie wysiadują zimą jaja na Antarktydzie. Jastrzębie gołębiarze gniazdują na berlińskim cmentarzu, na którym pochowano Marlenę Dietrich, wróble na ulicznych sygnalizatorach na Manhattanie, jerzyki w morskich grotach, sępy na himalajskich urwiskach, zięby w Czarnobylu. Formy życia bardziej rozpowszechnione od ptaków są mikroskopijne.
Żeby przetrwać w tak wielu różnych siedliskach, mniej więcej dziesięć tysięcy gatunków ptaków na świecie wykształciło spektakularną różnorodność form. Ich wielkość waha się od rozmiaru strusi, które mogą osiągać prawie trzy metry wysokości i powszechnie występują w Afryce, do koliberka hawańskiego występującego tylko na Kubie. Ich dzioby mogą być potężne (pelikany, tukany), małe (krótkodziobki) lub tak długie jak cała reszta ich ciała (mieczodziobki). Niektórym ptakom – łuszczykowi wielobarwnemu w Teksasie, kwiatownikowi ozdobnemu w Azji Południowej, lorysie górskiej w Australii – żaden kwiat nie dorówna krzykliwością kolorów. Z kolei inne występują w niezliczonych odcieniach brązu, które systematyzują słownictwo ptasich systematyków: ryży, rdzawy, rudawy, płowy, lisi.
Ptaki wykazują też nie mniejsze zróżnicowanie pod względem behawioralnym. Niektóre są nad wyraz towarzyskie, a inne aspołeczne. Afrykańskie wikłacze i flamingi gromadzą się w przeogromne stada, a papużki budują z patyków całe papuzie miasta. Pluszcze kroczą samotnie i zanurzają się w wodzie, wędrując po dnie górskich potoków, a albatros wędrowny może szybować na skrzydłach o rozpiętości trzech metrów oddalony o osiemset kilometrów od innych przedstawicieli gatunku. Nowozelandzkie wachlarzówki są przyjazne i potrafią towarzyszyć nam na szlaku. Caracara, jeśli zbyt długo się w nią wpatrywać, może zanurkować i podjąć próbę strącenia człowiekowi głowy. Kukawki zabijają grzechotniki dla pożywienia, łącząc przeciw nim siły, i podczas gdy jedna odwraca uwagę węża, druga zakrada się od tyłu. Żołny pszczołojady jedzą pszczoły. Liściarki grzebią w liściach. Tłuszczak, jedyny w swoim rodzaju nocny gatunek amerykańskich tropików, szybuje nad drzewami awokado i w locie zrywa owoce; dokładnie to samo robią ślimakojady ze ślimakami. Nurzyk grubodzioby może schodzić pod wodę na głębokość 200 metrów, sokoły wędrowne pikują w powietrzu z prędkością 380 kilometrów na godzinę. Szuwarnik spędza całe życie przy jednym stawie o powierzchni dwóch tysięcy metrów kwadratowych, podczas gdy lasówka niebieska potrafi wyemigrować do Peru, a następnie znaleźć drogę powrotną do New Jersey na to samo drzewo, na którym gniazdowała rok wcześniej.
Ptaki