Mister. E L James

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 12

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Mister - E L James

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Może mnie nie rozumiesz – mówię bardziej do siebie niż do niej i przeczesuję palcami włosy, przywołując do porządku swoje ciało.

      Znajomość angielskiego Krystyny sprowadzała się do „tak” i „tutaj”, przez co często musiałem się uciekać do gestykulacji, gdy chciałem, żeby zrobiła coś, co wykraczało poza codzienne porządki. Ta dziewczyna też pewnie jest Polką.

      – Jestem sprzątaczką, mister – szepcze z oczami ciągle wbitymi w podłogę i rzęsami rozkładającymi się jak wachlarze nad mocno zarumienionymi policzkami.

      – Gdzie jest Krystyna?

      – Wróciła do Polski.

      – Kiedy?

      – Zeszły tydzień.

      To coś nowego. Dlaczego, do cholery, nic o tym nie wiem? Lubiłem Krystynę. Sprzątała u mnie od trzech lat i znała wszystkie moje brudne sekreciki. Nawet nie mogłem się z nią pożegnać.

      Może to chwilowe rozwiązanie.

      – Wróci? – pytam.

      Bruzdy na czole dziewczyny się pogłębiają, ale nic nie mówi. Jej wzrok przenosi się na moje stopy. Z jakiegoś nieokreślonego powodu wprawia mnie to w skrępowanie. Z rękami opartymi na biodrach robię krok w tył, a moja konsternacja wzrasta.

      – Jak długo tutaj jesteś?

      Wstrzymując oddech, odpowiada ledwo słyszalnym głosem:

      – W Anglii?

      – Spójrz na mnie, proszę – mówię do niej. Dlaczego tak bardzo nie chce podnieść wzroku?

      Szczupłe palce zaciskają się znów wokół trzonka od miotły, jakby zamierzała zamachnąć się nią niczym bronią, po czym dziewczyna przełyka ślinę, podnosi głowę i przypatruje mi się wielkimi, lśniącymi brązowymi oczami. Oczami, w których mógłbym utonąć. W ustach mi zasycha, a ciało znów się spina.

      No żeż w mordę!

      – Jestem w Anglii przez trzy tygodnie.

      Jej głos brzmi mocniej i czyściej; słychać w nim akcent, którego nie rozpoznaję. Mówiąc, buntowniczo wysuwa brodę w moją stronę. Wargi ma teraz różowe, dolną pełniejszą od górnej, po której znowu przesuwa językiem.

      Cholera!

      Znów czuję podniecenie. Odsuwam się od niej jeszcze o krok.

      – Trzy tygodnie? – bełkoczę, zdumiony swoją reakcją.

      Dlaczego tak się dzieje?

      Co ona w sobie ma?

      Jest zajebiście piękna, zawodzi w mojej głowie spokojny głosik.

      Tak. Jak na kobietę ubraną w paskudny nylonowy fartuch jest naprawdę pociągająca.

      Skup się. Nie odpowiedziała na moje pytanie.

      – Nie. Chodziło mi o to, jak długo jesteś w moim mieszkaniu.

      Skąd ta dziewczyna pochodzi? Wytężam umysł. Pani Blake załatwiła mi Krystynę przez jakichś swoich znajomych. Ale zastępczyni Polki znów milczy.

      – Znasz angielski? – pytam, próbując zmusić ją do mówienia. – Jak się nazywasz?

      Marszczy brwi, patrząc na mnie jak na kretyna.

      – Tak. Znam angielski. Nazywam się Alessia Demachi. Jestem w pańskim mieszkaniu od godziny dziesiątej rano.

      No, no! Naprawdę zna angielski.

      – No tak. Cóż. Dzień dobry, Alessio Demachi. Ja nazywam się… – Co powinienem powiedzieć? Trevethick? Trevelyan? – Maxim.

      Odpowiada krótkim skinieniem głowy i przez chwilę wydaje mi się, że ma zamiar dygnąć, ale stoi nieruchomo, ściskając miotłę i rozbierając mnie do naga niespokojnym spojrzeniem.

      Nagle mam wrażenie, że ściany korytarza zacieśniają się wokół mnie, i czuję, że się duszę. Chcę uciec od tej nieznajomej i jej spojrzenia przeszywającego mnie na wskroś.

      – Cóż, miło mi cię poznać, Alessio. Wobec tego lepiej zacznij sprzątać. – Po chwili namysłu dodaję: – Prawdę mówiąc, mogłabyś zmienić pościel w moim łóżku. – Macham ręką tam, gdzie znajduje się sypialnia. – Wiesz, gdzie trzymamy świeże poszewki i prześcieradła, prawda?

      Znowu kiwa głową, ale nadal nie rusza się z miejsca.

      – Idę do siłowni – mruczę pod nosem, choć sam nie wiem, dlaczego jej się tłumaczę.

      ODWRACA SIĘ I IDZIE przez korytarz w stronę sypialni, a Alessia opiera się ciężko o miotłę i oddycha głęboko z wielką ulgą. Patrzy, jak napinają i rozluźniają się mięśnie na jego plecach – aż do dwóch dołeczków widocznych tuż nad paskiem dżinsów. Widok jest rozpraszający – bardzo rozpraszający. Idąc, pan pobudza jej wyobraźnię nawet bardziej niż wtedy, gdy leżał w łóżku. Znika w swoim pokoju, a ona zamyka oczy i czuje, jak ogarnia ją przygnębienie.

      Nie kazał jej odejść, ale może zadzwonić do Agathy i poprosić, żeby znalazła mu kogoś innego do sprzątania. Wydawał się wściekły, że zakłóciła mu spokój, a potem rozzłościł się jeszcze bardziej.

      Dlaczego?

      Alessia marszczy brwi i próbuje powstrzymać narastającą panikę, zaglądając do salonu i patrząc na fortepian.

      Nie. Nie może do tego dojść. Jeśli trzeba, będzie go błagała, żeby pozwolił jej zostać. Nie chce odchodzić. Nie może odejść. Fortepian to dla niej jedyna ucieczka. Jedyne źródło radości.

      No i jest jeszcze on, mister. Jego idealny brzuch, bose stopy i świdrujące oczy rozpalają jej wyobraźnię. Ma twarz anioła, a ciało… no cóż… Rumieni się. Nie powinna myśleć o takich rzeczach.

      Jest taki przystojny.

      Nie. Przestań. Skup się.

      Zabiera się do pracy, niespokojnymi ruchami kontynuuje zmiatanie z podłogi nieistniejącego brudu. Będzie musiała okazać się najlepszą sprzątaczką, jaką kiedykolwiek zatrudniał, a wtedy nie będzie chciał jej nikim zastąpić. Pełna determinacji przechodzi do salonu, żeby zamiatać, porządkować i polerować.

      Dziesięć minut później, strzepując poduchy czarnej narożnej kanapy, słyszy trzaśnięcie drzwi wejściowych.

      Dobrze. Poszedł sobie.

      Idzie prosto do jego sypialni, żeby zdjąć pościel. W pokoju jak zwykle panuje bałagan – ubrania i jakieś dziwne kajdanki na podłodze, na wpół rozsunięte zasłony i skotłowana pościel. Alessia

Скачать книгу