Rządy Królowych . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rządy Królowych - Морган Райс страница 2

Rządy Królowych  - Морган Райс Kręgu Czarnoksiężnika

Скачать книгу

na łeb na szyję ze zbocza. W tej chwili pojął, że on i jego ciało nie stanowią jedności. Był czymś większym.

      Nagle Thor znalazł się na powrót w swym ciele. Uniósł dłonie wysoko nad głowę i spostrzegł, że emanuje z nich białe światło. Pokierował nim i utworzył wokół siebie i swych braci bańkę, a wtedy lawina błota raptownie zatrzymała się w miejscu, a ściana pyłu odbiła się od tarczy i nie opadała już na nich.

      Nadal się zsuwali, lecz teraz już znacznie wolniej, i zatrzymali się w końcu na niewielkim występie skalnym niemal u podnóża góry. Thor opuścił wzrok i spostrzegł, że zatrzymał się w płytkiej wodzie, a gdy wstał, przekonał się, że sięga mu do kolan.

      Rozejrzał się wokoło ze zdumieniem. Podniósł wzrok ku górze, na zastygły w powietrzu pył, który wyglądał, jakby miał lada chwila opaść, utrzymywany w miejscu przez jego bańkę światła. Potoczył wzrokiem po tym wszystkim, zadziwiony, że zdołał to uczynić.

      – Wszyscy żywi? – zawołał O’Connor.

      Thor ujrzał Reece’a, O’Connora, Convena, Matusa, Eldena i Indrę. Z wolna podnosili się, poturbowani, lecz jakimś cudem wszyscy przeżyli i żadne z nich nie doznało większych ran. Przecierali pokryte czarnym pyłem twarze. Wyglądali, jak gdyby wyczołgali się z kopalni. Thor widział, jak wdzięczni są, że przeżyli i dostrzegł w ich oczach, że sądzą, iż to jemu zawdzięczają ocalenie życia.

      Thor, wspomniawszy sobie nagle, odwrócił się i wzniósł wzrok ku szczytowi, a myśli jego zajmowało tylko jedno: jego syn.

      – Jakim sposobem mamy się wdrapać… – zaczął Matus.

      Jednak nim zdołał dokończyć, Thor nagle poczuł, jak coś owija się dokoła jego kostek. Spojrzał w dół z zaskoczeniem i ujrzał grube, oślizgłe, muskularne stworzenie, oplątujące raz po raz jego kostki i łydki. Z przerażeniem patrzył na długiego stwora, niby węgorza, o dwóch niedużych łbach, który syczał, wysuwając długie języki. Stwór patrzył na niego, oplatając go mackami. Dotyk jego skóry parzył Thora w nogi.

      Thor zareagował natychmiast. Dobył miecza i ciął, podobnie jak pozostali dokoła niego, którzy także byli atakowani. Starał się uderzać ostrożnie, by nie drasnąć siebie. Zadał cios, rozcinając węgorza, a ten rozluźnił uścisk i potworny ból w kostkach Thora zelżał. Stwór z sykiem wślizgnął się na powrót do wody.

      O’Connor chwycił swój łuk, wypuszczał strzały w dół i chybiał, a Elden wrzeszczał, gdy trzy węgorze atakowały go jednocześnie.

      Thor rzucił się naprzód i ciął węgorza, który zaciskał się wokół nogi O’Connora, a Indra dała krok naprzód i wrzasnęła do Eldena:

      – Nie ruszaj się!

      Uniosła łuk i wystrzeliła szybko jedną po drugiej trzy strzały. Zabiła wszystkie węgorze, ledwie drasnąwszy skórę Eldena.

      Ten podniósł na nią zdumione spojrzenie.

      – Postradałaś zmysły? – wykrzyknął. – O mało nie trafiłaś w moją nogę!

      Indra uśmiechnęła się.

      – Ale nie trafiłam, prawda? – odparła.

      Thor usłyszał kolejne pluski i spojrzawszy w wodę ze zdumieniem ujrzał tuziny wyłaniających się węgorzy. Zrozumiał, że muszą zareagować natychmiast i prędko się stamtąd wydostać.

      Thor był pozbawiony sił, wycieńczony przyzwaniem swej mocy i wiedział, że niewiele już jej w nim pozostało; wiedział, że nie jest jeszcze wystarczająco silny, by stale ją przyzywać. Wiedział jednak, że musi posłużyć się nią ten jeden ostatni raz, bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu za to zapłacić. Wiedział, że w przeciwnym razie nigdy nie uda im się powrócić, że zginą w tej wodzie pośród węgorzy i jego syn nie zyska najmniejszej nawet szansy na przeżycie. Być może wyczerpie całą swą siłę, być może osłabi go to na wiele dni, lecz nie dbał o to. Pomyślał o bezbronnym Guwaynie, który pozostał na szczycie góry, na łasce tych dzikusów, i wiedział, że uczyni, co tylko będzie musiał.

      Gdy kolejne węgorze poczęły się ku niemu zbliżać, Thor opuścił powieki i wzniósł dłonie ku niebu.

      – W imię jedynego boga – rzekł Thor głośno. – Niebiosa, rozkazuję wam, byście się rozstąpiły! Rozkazuję wam, byście zesłały nam obłoki, które poniosą nas ku górze!

      Thor wyrzekł te słowa poważnym, głębokim głosem, nie lękając się już być druidem. Czuł, jak drgają w jego piersi, w powietrzu. Poczuł, że wzbiera w nim ogromne ciepło, a gdy wypowiedział te słowa, pewien był, że się wypełnią.

      Rozległ się potężny huk i Thor wzniósł wzrok ku niebiosom, które poczęły się zmieniać, przybierając barwę ciemnego fioletu. Obłoki poczęły się kłębić. Wśród nich pojawił się okrągły otwór, przejaśnienie na niebie, i nagle w dół wystrzelił promień szkarłatnego światła, a za nim stożkowata chmura, która opadła prosto na nich.

      Po kilku chwilach Thora i resztę wessał wir powietrzny. Thor poczuł wokół siebie wilgoć miękkich obłoków, poczuł, że zanurza się w świetle, a po kilku chwilach – że unosi się w powietrzu. Nigdy wcześniej nie czuł się tak lekki. Całym sobą czuł, że on i wszechświat są jednym.

      Thor unosił się coraz wyżej i wyżej, wzdłuż zbocza góry, obok znieruchomiałego pyłu, obok swej bańki, aż na sam szczyt. W kilka chwil chmura uniosła ich na sam wierzchołek wulkanu i postawiła delikatnie, po czym równie szybko się rozproszyła.

      Thor stanął pośród swych braci, a oni przyglądali mu się z najwyższym podziwem, jak gdyby był bogiem.

      Nie o nich jednak myślał; odwrócił się i szybko rozejrzał wokoło. W głowie jego krążyła jedna tylko myśl: trzech dzikusów stojących przed nim. I niewielki kosz, który trzymali w dłoniach nad skrajem wulkanu.

      Thor wydał z siebie okrzyk bitewny i rzucił się naprzód. Jeden z dzikusów odwrócił się twarzą do niego, zbity z tropu, a wtedy Thor bez wahania rzucił się naprzód i ściął mu głowę.

      Pozostałych dwóch zwróciło się ku niemu z przerażeniem na twarzy, a wtedy Thor dźgnął jednego z nich w serce, następnie zamachnął się i uderzył głownią miecza drugiego w twarz. Dzikus poleciał w tył, krzycząc, i wpadł do krateru.

      Thor odwrócił się i prędko chwycił kosz, nim wpadł do środka. Spojrzał w dół, a serce tłukło mu się z wdzięczności, że zdołał pochwycić go w czas. Pragnął wyciągnąć Guwayne’a i utulić go.

      Jednak gdy zajrzał do kosza, cały jego świat rozprysnął się na milion kawałków.

      Był pusty.

      Wszystko wokoło niego zatrzymało się, a on zastygł w miejscu.

      Spojrzał w głąb wulkanu i ujrzał w dole wznoszące się wysoko płomienie. Pojął, że jego syn nie żyje.

      – NIE! – krzyknął.

      Thor osunął się na kolana, wrzeszcząc ku niebiosom. Wyrzucił z siebie krzyk, który odbił się echem od gór, niby pierwotny

Скачать книгу