Policja. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Policja - Ю Несбё страница 6
– I to się panu śni?
– Nie! A raczej tak. To znaczy w rzeczywistości płyta też się tak kończy. Optymistycznie. Po trzech kwadransach śmierci i szaleństwa. Człowiek myśli więc, że wszystko dobrze się skończy. Do wszystkiego wraca harmonia. Ale w chwili, gdy dźwięki z płyty wybrzmiewają, w tle ledwie słychać mamrotanie. Trzeba podgłośnić, żeby zrozumieć słowa. Wtedy słyszy się je bardzo wyraźnie: There is no dark side of the moon, really. Matter of fact, it’s all dark. Wszystko jest ciemne. Rozumie pan?
– Nie – odparł Aune. Według podręcznika powinien teraz spytać: „Czy to dla pana ważne, żebym zrozumiał?” albo jakoś tak. Ale nie miał na to siły.
– Zło nie istnieje, ponieważ wszystko jest złe. Kosmos jest ciemny. Rodzimy się źli. Zło jest punktem wyjścia, tym, co naturalne. Niekiedy pojawia się maleńkie światełko, świeci jednak tylko przez pewien czas i znów wracamy do ciemności. Właśnie to się dzieje w tym śnie.
– Proszę mówić dalej. – Aune obrócił się na krześle i wyjrzał przez okno z zamyśloną miną. Mina miała ukryć fakt, że czuł, iż musi popatrzeć na coś innego niż twarz tego mężczyzny, na której widniało przemieszanie użalania się nad sobą z pewnością siebie. Ten człowiek najwyraźniej uważał się za wyjątkowego, a więc psycholog powinien mieć w co się tu zagłębiać. Bez wątpienia chodził już wcześniej na terapię. Aune dostrzegł parkingowego poruszającego się po ulicy na szeroko rozstawionych nogach jak szeryf, i zadał sobie pytanie, do jakiego innego zawodu nadawałby się on, Ståle Aune. Prędko doszedł do konkluzji – do żadnego. Poza tym przecież kochał psychologię, uwielbiał nawigować w przestrzeni między tym, co wiadome, a tym, co niewiadome, łączyć swój ciężki balast wiedzy merytorycznej z intuicją i ciekawością. W każdym razie powtarzał to sobie co rano. Dlaczego więc siedział tutaj i pragnął wyłącznie tego, by ten człowiek wreszcie się zamknął i wyszedł z jego gabinetu, zniknął z jego życia? Czy chodziło o tę osobę? Czy o pracę w roli terapeuty? Zmiany wymusiło postawione w zasadzie jasno przez Ingrid ultimatum: ma pracować mniej, a więcej czasu poświęcać jej i córce Aurorze. Zrezygnował więc z czasochłonnej pracy naukowej, z konsultacji w Wydziale Zabójstw i wykładów w Wyższej Szkole Policyjnej. Został terapeutą, który ma stałe godziny pracy. Wydawało się to słuszną decyzją, bo z czego właściwie zrezygnował? Czego mogło mu brakować? Tęsknił za opracowywaniem profili szaleńców zabijających innych ludzi? Za analizowaniem czynów tak okrutnych, że odbierały spokojny sen, a jeśli w końcu udawało mu się zasnąć, za nagłym budzeniem przez komisarza Harry’ego Hole, który żądał natychmiastowych odpowiedzi na swoje niemożliwe pytania?
Czy może za tym człowiekiem, w którego zmienił go Hole, stwarzając z niego na własny obraz i podobieństwo czujnego maniaka, warczącego na każdego, kto ośmielił się przeszkodzić mu w pracy nad jedyną mającą według niego znaczenie kwestią, i powoli, ale skutecznie odpychającego od siebie kolegów, rodzinę i przyjaciół?
Cholera, pewnie że za tym tęsknił. Tęsknił za tym, co w tym było w a ż n e.
Tęsknił za poczuciem, że ratuje ludzkie życie. I nie chodziło mu wcale o życie racjonalnie myślących przyszłych samobójców, którzy od czasu do czasu kazali mu zadawać sobie pytanie: jeżeli życie sprawia komuś taki ból, a nie możemy na to wpłynąć, to dlaczego po prostu nie pozwolić takiej osobie umrzeć? Tęsknił za tym, by być tym aktywnym, tym, który interweniuje, który ratuje niewinnego przed winnym. Za robieniem tego, czego nikt inny zrobić nie mógł, ponieważ to on, Ståle Aune, był w tym najlepszy. Po prostu. Tak, tęsknił za Harrym Hole. Tęsknił za tym, by ten wysoki, ponury, zapijaczony mężczyzna o wielkim sercu dzwonił i prosił, a raczej rozkazywał Stålemu Aune stawić się w służbie społeczeństwu, by żądał złożenia w ofierze życia rodzinnego i spokojnego snu po to, żeby łapać kolejnego wyrzutka. Ale w Wydziale Zabójstw nie było już komisarza o nazwisku Harry Hole, a nikt inny do Stålego nie dzwonił.
Znów przesunął wzrokiem po stronach gazety. Zwołano konferencję prasową. Od zabójstwa w Maridalen minęły już niemal trzy miesiące, a policja wciąż nie miała żadnych śladów ani podejrzanych. To była jedna z tych spraw, w których kiedyś zadzwoniono by do niego. Do zabójstwa doszło w tym samym miejscu i tego samego dnia, co w innej starej nierozwiązanej sprawie. Ofiarą był policjant, który wtedy uczestniczył w śledztwie.
Ale to już przeszłość. Teraz chodziło o bezsenność przepracowanego biznesmena, do którego nie czuł sympatii. Wkrótce powinien zacząć zadawać mu pytania, które prawdopodobnie wykluczą zespół stresu pourazowego, bo koszmary senne siedzącego przed nim mężczyzny najwyraźniej nie prowadziły u niego do zaburzeń w codziennym funkcjonowaniu. Jego po prostu interesowało jedynie ponowne osiągnięcie szczytowej formy efektywności. Następnie Aune zamierzał wręczyć mu kopię artykułu Imagery Rehearsal Therapy Krakowa i… Nie pamiętał już pozostałych nazwisk. Poprosić o opisanie koszmaru na papierze i przyniesienie mu tego opisu następnym razem. Wspólnie zajmą się ułożeniem alternatywnego, szczęśliwego zakończenia snu, które mentalnie wytrenują, tak aby sen wydawał się przyjemniejszy albo wręcz zniknął.
Aune słyszał monotonny usypiający szum głosu pacjenta i myślał o tym, że sprawa zabójstwa w Maridalen już od pierwszego dnia utknęła w martwym punkcie. Nawet gdy na jaw wyszły niezwykłe zbieżności ze sprawą Sandry w postaci daty, miejsca i osoby, ani KRIPOS, ani Wydział Zabójstw nie były w stanie posunąć się dalej. A teraz proszono opinię publiczną o namysł i zgłaszanie informacji, bez względu na to, jak mało istotne mogły się wydać pewne szczegóły. Tego właśnie dotyczyła wczorajsza konferencja prasowa. Aune przypuszczał, że to gra pod publiczkę. Policja poczuła, że musi się wykazać jakimś działaniem, zaprzeczyć, jakoby znalazła się w stanie paraliżu. Choć oczywiście na to właśnie wyglądało: bezradne, ostro krytykowane szefostwo z rezygnacją zwraca się do opinii publicznej z prośbą o jakiekolwiek podpowiedzi.
Spojrzał na zdjęcie z konferencji prasowej. Rozpoznał Beate Lønn.
I Gunnara Hagena, naczelnika Wydziału Zabójstw, który coraz bardziej przypominał mnicha ze względu na wianuszek mocnych gęstych włosów otaczających niczym wieniec laurowy lśniącą łysą czaszkę. Na konferencję przyszedł nawet Mikael Bellman, nowy komendant okręgowy, bo przecież chodziło o zabójstwo człowieka z własnych szeregów. Ściągnięta twarz. Szczuplejszy, niż Aune go pamiętał. Przyjazne mediom loki, zawsze starannie przycięte na odpowiedniej granicy, tak by nie dało się ich nazwać zbyt długimi, najwyraźniej musiały zniknąć gdzieś między stanowiskami szefa KRIPOS i Wydziału Przestępczości Zorganizowanej a gabinetem samego szeryfa. Aune pomyślał o niemal dziewczęcej urodzie Bellmana, podkreślonej długimi rzęsami i smagłą cerą z charakterystycznymi białymi plamkami. Na zdjęciu nic z tego nie było widać. Niewyjaśnione zabójstwo policjanta to oczywiście najgorszy z możliwych początków pracy komendanta okręgowego policji, którego błyskawiczna kariera opierała się wyłącznie na samych sukcesach. Bellman zaprowadził porządek wśród gangów narkotykowych w Oslo, ale to mogło szybko zostać mu zapomniane. Emerytowany policjant Erlend Vennesla co prawda formalnie nie został zabity na służbie, ale większość ludzi rozumiała przecież, że jego śmierć miała w jakiś sposób związek z zabójstwem Sandry. Z tego