Człowiek nietoperz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Człowiek nietoperz - Ю Несбё страница 3
Zaparkowali w pobliżu parku Gap, jednego z wielu zielonych płuc Sydney. Do wietrznego parku położonego wysoko ponad Zatoką Watsona na północy i Oceanem Spokojnym na wschodzie prowadziły strome kamienne schody. Po otwarciu drzwiczek samochodu uderzył ich upał. Andrew włożył wielkie ciemne okulary, które Harry’emu przywiodły na myśl rodzimego króla porno. Z jakiegoś powodu jego australijski kolega ubrał się dzisiaj w opięty garnitur; zdaniem Harry’ego ciemnoskóry potężny mężczyzna, który kołyszącym się krokiem wspinał się przed nim po ścieżce w stronę punktu widokowego, wyglądał w tym stroju odrobinę komicznie.
– Tu masz Ocean Spokojny, Harry. Następny przystanek to Nowa Zelandia, za mniej więcej dwa tysiące mokrych kilometrów.
Harry rozejrzał się. Na zachodzie widział centrum z mostem Harbour, na północy plażę, żaglówki na Zatoce Watsona i zielone Manly, przedmieście na północnej stronie cieśniny. Na wschodzie horyzont załamywał się spektrum różnych odcieni błękitu. Przed nimi klify opadały pionowo w dół, gdzie morskie fale kończyły swą długą podróż w ryczącym crescendo wśród skał.
– Okej, Harry. Stoisz teraz w historycznym miejscu. W 1788 roku Anglicy przysłali do Australii pierwszy statek ze skazańcami. Mieli się osiedlić nad Zatoką Botaniczną kilkadziesiąt kilometrów na południe stąd, ale po przybyciu na miejsce kapitan Phillip stwierdził, że okolica jest zbyt nieprzyjazna, i posłał niedużą łódkę na północ wzdłuż wybrzeża, żeby poszukała czegoś lepszego. Łódka dopłynęła za cypel, na którym teraz właśnie stoimy, i marynarze zobaczyli najwspanialszy port na świecie. Wkrótce potem kapitan Phillip przypłynął z resztą floty, było to jedenaście statków, siedmiuset pięćdziesięciu skazańców, kobiet i mężczyzn, czterystu marynarzy, cztery kompanie morskie i zapasy na dwa lata. Ale ten kraj jest surowszy, niż się wydaje. Anglicy nie potrafili wykorzystywać darów natury tak, jak nauczyli się tego Aborygeni. Kiedy dwa i pół roku później przypłynął następny statek z zapasami, Anglicy byli już bliscy głodowej śmierci.
– Wygląda na to, że z czasem zaczęło im się wieść lepiej. – Harry skinieniem głowy wskazał na zielone wzgórza Sydney i poczuł kroplę potu spływającą między łopatkami. Ten upał go przerażał.
– Owszem, Anglikom tak – przyznał Andrew i splunął w przepaść. Odprowadzali plwocinę wzrokiem, dopóki nie rozszarpał jej wiatr. – Dobrze, że dziewczyna, spadając, już nie żyła. Po drodze musiała zawadzić o skały. Kiedy ją znaleźli, miała wyrwane z ciała duże kawałki.
– Od jak dawna nie żyła, kiedy ją znaleziono?
Andrew skrzywił się.
– Lekarz policyjny mówił, że od czterdziestu ośmiu godzin, ale on… – Uderzył dłonią w szyję.
Harry pokiwał głową. Lekarz policyjny najwyraźniej zaliczał się do tych, którym ciągle chciało się pić.
– A w tobie budzi się sceptycyzm, kiedy ktoś podaje ci okrągłe liczby?
– Została znaleziona w piątek rano, przyjmijmy więc, że zginęła w jakimś momencie w środę w nocy.
– Są tutaj jakieś ślady?
– Sam widzisz, samochody parkują na dole, okolica nie jest oświetlona nocą i względnie mało tu ludzi. Nie zgłosił się żaden świadek i szczerze mówiąc, nie liczymy, że się zgłosi.
– To co teraz robimy?
– Postąpimy zgodnie z zaleceniami mojego szefa. Pójdziemy do restauracji i wykorzystamy część przysługującego nam funduszu reprezentacyjnego. Mimo wszystko jesteś najwyżej postawionym przedstawicielem policji norweskiej w promieniu dwóch tysięcy kilometrów. Co najmniej.
Andrew i Harry siedzieli przy nakrytym białym obrusem stole. Stara rodzinna restauracja rybna U Doyle’a leżała w głębi Zatoki Watsona, oddzielona od morza jedynie niewielką piaszczystą plażą.
– Tak piękne, że aż śmieszne, prawda? – zauważył Andrew.
– Jak na przesłodzonej widokówce.
Na plaży tuż przed nimi chłopczyk i dziewczynka budowali zamek z piasku na tle lazurowobłękitnego morza i porośniętych bujną zielenią wzgórz z dumną panoramą Sydney w oddali.
Harry wybrał przegrzebki i pstrąga tasmańskiego. Andrew zdecydował się na flądrę australijską, o której Harry nigdy nie słyszał, zamówił także butelkę chardonnay rosemount – „ani trochę nie pasuje do tego jedzenia, ale jest białe, smaczne i mieści się w ramach budżetu” – i z lekkim zaskoczeniem przyjął informację, że Harry nie pije alkoholu.
– Kwakr? – spytał.
– Nic z tych rzeczy – odpowiedział Harry.
U Doyle’a słynęła jako jedna z najlepszych restauracji rybnych w Sydney. Był szczyt sezonu, wszystkie miejsca zajęte i Harry uznał, że właśnie z tego powodu niełatwo jest nawiązać kontakt z obsługą.
– Kelnerzy tutaj są jak planeta Pluton – stwierdził Andrew ze złością. – Krążą po peryferiach, pojawiają się tylko raz na dwadzieścia lat i nawet wtedy nie daje się ich dostrzec gołym okiem.
Harry’emu wcale to nie przeszkadzało. Rozsiadł się wygodnie na krześle, wzdychając z zadowoleniem.
– Za to podają pyszne jedzenie – powiedział. – I nareszcie rozumiem, po co ten garnitur.
– Chyba nie do końca. Sam widzisz, że nie jest to zbyt eleganckie miejsce, ale z doświadczenia wiem, że nawet do takich lokali nie powinienem przychodzić w dżinsach i podkoszulku. Muszę jakoś zrekompensować swój wygląd.
– O czym ty mówisz?
Andrew popatrzył na Harry’ego.
– Aborygeni nie cieszą się tutaj zbyt wielkim poważaniem, być może już to zrozumiałeś. Anglicy bardzo wcześnie zaczęli pisać do domu, że tubylcy mają skłonność do alkoholu i przestępstw z żądzy zysku.
Harry słuchał z zainteresowaniem.
– Uważali, że to tkwi w genach. Jeden z nich napisał: „Potrafią jedynie tworzyć piekielną muzykę polegającą na dmuchaniu w długie, wydrążone kawałki drewna, które nazywają didgeridoo”. Cóż, Australia to kraj, który chwali się, że zdołał z wielu rozmaitych kultur stworzyć dobrze funkcjonujące społeczeństwo. Ale dla kogo ono dobrze funkcjonuje? Problem tkwi w tym, że Aborygenów właściwie już nie widać. Są prawie nieobecni w życiu społecznym kraju, chyba że chodzi o ich szczególne interesy i kulturę. Biali wieszają sobie w domu sztukę aborygeńską i już mają spokojne sumienie. Aborygenów natomiast widać w kolejkach po zasiłek, w statystykach zabójstw i w więzieniach.