Arabska żona. Tanya Valko
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Arabska żona - Tanya Valko страница 14
– Jak widzisz – odpowiadam ze śmiechem. – Ponoć od dawna już myślał, żeby się oświadczyć, tylko ten incydent trochę ostudził jego zamiary. Wiesz, omalże nie wykrwawił się na śmierć, cud, że przeżył.
– Niepotrzebnie się tak z nim afiszowałaś, niepotrzebnie zabrałaś go do szkoły. – Matka kiwa głową na boki. – Wiesz, tutaj ludzie nie są tacy nowocześni.
– Teraz już wiem.
Nie będę przypominała jej własnej reakcji, bo nic mi to nie da. Teraz musimy trzymać się razem, a nie żreć między sobą.
– Czym chata bogata. – Matka zaprasza do stołu. – Tak jak już wspomniałam, zupełnie jestem nieprzygotowana na przyjęcie gości.
– Ale ja już nie jestem gość. – Ahmed uśmiecha się od ucha do ucha. – Jestem swój.
Wyciąga piękne etui, wstaje i wykonuje lekki ukłon w moim kierunku.
– Dorota, jak już ci mówiłem, planowałem oświadczyć się wcześniej, ale pewne… hmm… głupie zajścia namieszały mi w głowie i… pomieszały szyki – z wypiekami na twarzy plącze się i wymachuje rękami. – Jeśli pomimo wszystko chcesz być moją żoną, to będę zaszczycony i bardzo szczęśliwy.
Otwiera pudełko i wyjmuje piękny błyszczący pierścionek.
– Mam nadzieję, że pani pozwoli – zwraca się do matki.
– A jakże – odpowiada, ledwo chwytając powietrze.
Ma łzy w oczach. Oddaje swoją księżniczkę obcemu mężczyźnie, cudzoziemcowi i zapewne tysiące tragicznych scenariuszy krąży jej po głowie. Mnie w tym momencie nic nie może zepsuć humoru, jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Wieczór przebiega w rodzinnej i pogodnej atmosferze, nie wdajemy się w skomplikowane szczegóły, odkładając dokładne planowanie na później. Przecież sam ślub także nie może się odbyć natychmiast. Choć powinien. Musimy przesunąć go na termin zaraz po maturze, abym w ogóle została do niej dopuszczona. Dwa miesiące wytrzymamy, a i Ahmed będzie miał dość czasu na ściągnięcie wszystkich niezbędnych papierów. Nie mamy pojęcia, co będzie potrzebne, ale obawiamy się, że czeka nas sporo papierkowej roboty.
Po raz pierwszy Ahmed oficjalnie zostaje u nas na noc. Ma spać na podłodze w moim maleńkim pokoiku, ale kto da temu wiarę. Jest cudnie.
– Ty się teraz tym w ogóle nie interesuj. – Mama i Ahmed zgodnie mnie przekonują. – Masz przed sobą najważniejszy egzamin w życiu i postaraj się go jakoś zdać. Na poprawkę nie będzie czasu.
Jak mam się uczyć, kiedy już niedługo ma się spełnić mój sen? Ślub! Wesele! Jak mam się nie angażować w ich organizację? Przecież to moje święto, mój najszczęśliwszy dzień w życiu.
– Nad czym tak debatujecie? – Wieczorem już nie wytrzymuję i po całym dniu kucia wchodzę do saloniku.
– Nauczona? – sprawdza Ahmed.
– Może chcesz mnie odpytać? – Uśmiecham się złośliwie.
– W porządku, w niedzielę od rana powtarzamy materiał. Już niewiele czasu ci zostało.
– Tak, a brzuch coraz większy. Zaczynają dziwnie na mnie patrzeć, nie pomogą szerokie ciuchy. Mam wrażenie, że wszyscy już wiedzą – wyrażam swoje obawy.
– Jeśli nawet, to nie ma takiego paragrafu w kodeksie ucznia, że dziewczyna w ciąży nie może podchodzić do matury. Wszystko sprawdziłam – uspokaja mnie mama.
– Będzie dobrze – przyłącza się Ahmed, sadzając mnie sobie na kolanach. – Gorzej jest z dokumentami, które muszę ściągnąć. Te wasze urzędy powariowały. Od wszystkich innych cudzoziemców żądają jedynie aktu urodzenia i oświadczenia, że nie jest się już w związku małżeńskim, a ludzi z moich regionów sprawdza się włącznie z rozmiarem butów, kapelusza i penisa – wszyscy wybuchamy śmiechem.
– Myślisz, że nie zdążysz tego wszystkiego załatwić? – znów się denerwuję i czuję w gardle dławiącą gulę. Jak łatwo teraz można wyprowadzić mnie z równowagi. – Może twoja ambasada coś by pomogła?
– Nie żartuj! Oni są tutaj od pasienia brzuchów na polskim tłustym żarciu, zarabiania nieziemskiej kasy i chlania wódy na dyplomatycznych przyjęciach – stwierdza z niesmakiem. – Czy wiesz, że mówi się, iż nasz ambasador jest alkoholikiem?! – Ahmed jest oburzony. – Jesteśmy muzułmanami i nie powinniśmy pić alkoholu… przynajmniej nie mocnego i nie codziennie. U nas w kraju panuje prohibicja!
– Dlatego tak używają sobie na obczyźnie – wtrąca się mama.
– Racja, najbardziej smakuje zakazany owoc. – Ahmed wzdycha.
– To co będzie, co będzie?! – wpadam w panikę.
– Tylko spokój może nas uratować. – Ahmed mocno mnie przytrzymuje. – Mamy jeszcze calutki miesiąc i…
– To co, musisz tam pojechać i sam łazić po urzędach i wyciągać dokumenty? – Boję się, że jak wyjedzie, to może już nie wrócić. – Nigdzie cię teraz nie puszczę! – krzyczę płaczliwie.
– A od czego ma się rodzinkę, hę? – Głaszcze mnie po głowie i chytrze się uśmiecha.
– Mało mi o nich opowiadasz – mówię, z zaskoczeniem odkrywając ten fakt. – W zasadzie nic nie wiem o twojej mamie, tacie, rodzeństwie…
– Są wspaniali, lecz zupełnie różni od ludzi w waszym kraju. – Ahmed zamyśla się. – Są bardziej żywiołowi, otwarci i życzliwi. Tam nie musisz prosić o pomoc, dla nas, Arabów, to zaszczyt móc przysłużyć się drugiej osobie. Robimy to w imię Allaha.
– A u nas tylko podkładanie nogi i zawiść – smutno stwierdza mama.
– Może nie zawsze, ale przeważnie – podsumowuje Ahmed. – To smutne, ale na pocieszenie powiem wam, że tak jest we wszystkich skomercjalizowanych krajach na świecie. W gonitwie za karierą, forsą i pozycją ludzie zapomnieli o starych dobrych zwyczajach.
– Ciekawa jestem tej twojej ojczyzny, mlekiem i miodem płynącej – mówię.
– Przecież tam pojedziemy, bez obaw.
– Nie tak szybko, najpierw musimy przebrnąć przez formalności ślubne, a jak widzisz, nie jest to takie proste, jak by się mogło wydawać – hamuję jego zapędy, bo oprócz ciekawości odczuwam strach przed arabskimi krajami. Tyle się słyszy…
– Moja siostra Malika pracuje w ministerstwie, i to nie jako sprzątaczka. – Ahmed jest w świetnym humorze.
– Ooo – wyrażamy z mamą miłe zaskoczenie.
– Już z nią rozmawiałem. W ciągu tygodnia będę miał wszystkie niezbędne dokumenty. Możemy rezerwować termin ślubu i kupować suknię.
Krzyczymy jak dzieci i